Uszkodzone? To na złom z nim. Nowych aut coraz częściej nie opłaca się naprawiać
Nowe samochody coraz częściej kończą na złomie, nawet po stosunkowo niegroźnych zderzeniach. Dlaczego? Powodów jest wiele, ale jednym z kluczowych jest obecność drogich elementów systemów bezpieczeństwa. Ich naprawa lub wymiana jest tak droga, że całkowicie podważa sens przywracania samochodu do oryginalnego stanu.
- Wiele nowych samochodów po stosunkowo niewielkich wypadkach trafia na złom
- Koszty naprawy pojazdów stają się bardzo wysokie
- Windują je nowoczesne rozwiązania i systemy bezpieczeństwa
Amerykańskie firmy nawet same siebie zaskoczyły statystykami. Wiecie, że obecnie jeden na pięć uszkodzonych samochodów od razu trafia na złom? Nie musi to być poważna szkoda - czasami wystarczy nawet niegroźne uderzenie, które w większości przypadków oznacza krótką i szybką naprawę. Co jest więc problemem? Przede wszystkim skomplikowana konstrukcja nowych pojazdów, a także obecność wielu systemów bezpieczeństwa. Ich koszty są tak wysokie, że wysłanie auta na złom staje się często bardziej opłacalną opcją.
Bloomberg przygotował bardzo ciekawy raport na ten temat, którego wyniki mogą nieco przerażać. Sam tytuł jest już uderzający, gdyż mowa o samochodach jednorazowych. I coraz częściej ta jednorazowość wynika właśnie z obecności systemów wsparcia kierowcy.
Nowe auto, niewielka szkoda, a laweta zawiezie je na złom. Naprawy stają się kosztowne i nieopłacalne
Systemy, które wspierają kierowcę, stały się absolutnym standardem w większości samochodów. Ich działanie jest nam doskonale znane. Są to układy awaryjnego hamowania, utrzymywania pasa ruchu lub omijania przeszkody.
Oczywiście stoi za nimi siatka przewodów, radarów, czujników i komputerów. I to właśnie one w razie uderzenia jako pierwsze przyjmują tą niszczycielską siłę na siebie. Tu zaczynają się schody.
Koszt wymiany tych elementów jest bardzo wysoki, a to dopiero początek naprawy. Później trzeba jeszcze przeprowadzić programowanie i kalibracje radarów, do czego potrzebny jest nie tylko specjalny sprzęt, ale także wykwalifikowany personel. Nic dziwnego, że roboczogodzina naprawy osiąga kosmiczny poziom.
W USA korzystają na tym firmy, które specjalizują się w sprzedaży uszkodzonych samochodów. Wszyscy zapewne kojarzycie serwis Copart. Zresztą wiele osób skusiło się na zakup uszkodzonego auta z Ameryki i na naprawę w Europie. Od momentu debiutu na giełdzie jego wartość na giełdzie wzrosła o 1110%, a w ciągu roku aż o 28%. Liczba samochodów dostępnych do kupienia rośnie z miesiąca na miesiąc i są to głównie nowe samochody, często naprawdę delikatnie uszkodzone.
A to tylko jedna strona medalu
Drugą są uszkodzenia mechaniczne w napędach nowych aut. Na ten temat rozmawiałem z mechanikiem, który naprawia najróżniejsze nowe pojazdy. Z rozmowy dowiedziałem się, że wiele osób poluje na okazyjnie wycenione samochody z układem MHEV (miękka hybryda), lub HEV (klasyczna hybryda), aby później przeżyć szok przy naprawie.
Jak duży? To zależy od auta, ale niekiedy ceny części są tutaj absurdalne. W niektórych miękkich hybrydach alternator-generator i mała bateria mogą kosztować nawet 30-50 tysięcy złotych (i więcej!). W hybrydach z kolei usterka baterii trakcyjnej lub układu sterowania może wyczyścić portfel z kilkudziesięciu tysięcy złotych.
To wszystko przekłada się na rosnące ceny ubezpieczeń
Firmy ubezpieczeniowe chcą bronić się przed stratami - a w przypadku nowych samochodów staje się to dużym problemem. W efekcie ceny ubezpieczeń rosną z roku na rok, co dotyka portfeli kierowców. Jedno jest tutaj pewne: kolejne lata raczej przyniosą zmianę na gorsze. Poprawy sytuacji raczej nie ma się co spodziewać.