Volkswagen T-Roc - Crossoverolucja

Nowy Volkswagen T-Roc staje do walki w niezwykle popularnym, ale też opanowanym przez mocnych zawodników segmencie crossoverów. Czy podbije serca klientów? Czas to sprawdzić.

Porducent z Wolfsburga szybko nadrabia swoje zaległości w kwestii SUV-ów i crossoverów. Przez wiele lat oferta takich aut w Volkswagenie bazowała na Tiguanie i Touaregu. T-Roc to pierwszy model z nowej ofensywy modelowej – niebawem poznamy też jego mniejszego brata, roboczo nazywanego w tej chwili T-Crossem.

Volkswagen ma też inny problem – premiera nowego crossovera zbiegła się czasowo z debiutem bezpośrednich konkurentów, przykładowo w postaci Hyundaia Kony. Pozostaje więc postawić pytanie – czy T-Roc zawojuje rynek?

W poł do Golfa

Największym problemem crossoverów jest ich „międzysegmentowość”. Auta przypisywane do jednej grupy (i niekiedy nawet w pewnym sensie rywalizujące ze sobą) potrafią bazować na skrajnie różnych konstrukcjach, wywodzących się z segmentu B lub C. Nie inaczej jest w przypadku nowego Volkswagena T-Roc – z technicznego punktu widzenia samochód ten jest bliskim kuzynem Golfa. Zastosowano tutaj minimalnie skróconą płytę podłogową MQB (a nie MQB A0, tak jak w Polo czy crossoverze Seata, czyli Aronie), zachowując jednocześnie podobne wymiary kabiny oraz dość pojemny bagażnik. W praktyce lista konkurentów jest tutaj dość krótka – do T-Roca można porównać debiutującego na rynku Hyundaia Kone czy też Toyote C-HR. Crossover Volkswagena mierzy 4234 mm długości, 1819 mm szerokości i 1573 mm wysokości. Rozstaw osi to 2590 mm – czyli nieco mniej niż w Golfie.

Stylistyka T-Roca nieco odróżnia się na tle pozostałych modeli. Nie jest to szałowy popis projektantów Volkswagena, ale trzeba przyznać, że jak na standardy marki popisali się inwencją twórczą. Front tego modelu wyróżnia się charakterystycznym heksagonalnym grillem, do którego przylegają delikatnie podcięte na wewnętrznych krawędziach lampy, poniżej których to pojawiły się charakterystyczne światła do jazdy dziennej (łączą też w sobie funkcję kierunkowskazów). W linii bocznej nie wprowadzono zbyt wielu przetłoczeń – podkreślono jedynie linię „dzielącą” tuż powyżej klamek, wyeksponowano nadkola oraz zaakcentowano „muskulaturę” tylnych błotników. Płynnie przechodzi ona przez tylne błotniki aż na tylną klapę, tworząc załamanie poprowadzone przez światła i dalej tuż pod krawędzią szyby. Całość prezentuje się zadziwiająco przyjemnie i z pewnością trafi w gusta osób preferujących prosty niemiecki design.

To, co z pewnością urozmaica i wyróżnia T-Roca to bogata paleta kolorystyczna oraz możliwość stworzenia ponad dwudziestu konfiguracji w przy połączeniu dwóch barw – nadwozia oraz dachu. W ofercie pojawiły się także ciekawe odcienie, takie jak pomarańcz, brąz, ostra czerwień czy głęboki niebieski. Dach zaś, w zależności od wybranego lakieru, może być czarny, biały, srebrny, brązowy lub po prostu zachowany w kolorze nadwozia.

Kolorowe elementy wprowadzono również we wnętrzu w postaci listew na drzwiach i desce rozdzielczej. Projekt kokpitu jest bardzo prosty – swoim schematem przypomina nieco nowe Polo. Za kierownicą, w zależności od wyposażenia oraz konfiguracji, mogą pojawić się klasyczne analogowe zegary lub Active Info Display, czyli zestaw cyfrowych wskaźników. Zastosowano tutaj drugą generację tego rozwiązania – znacznie unowocześnioną wizualnie oraz łatwiejszą w indywidualizacji – możemy przykładowo dobierać dane, które będą wyświetlane „wewnątrz” obrotomierza i prędkościomierza. Po raz pierwszy pojawił się też widok „dużej” mapy – niestety przy wykorzystaniu takowego nawigacja „zniknie” nam z ekranu na desce rozdzielczej. Jest to spowodowane ograniczeniami procesora, który zwyczajnie nie jest w stanie obsłużyć dwóch wyświetlaczy o wysokiej rozdzielczości.

Na konsoli centralnej centralne miejsce zajmuje ekran systemu inforozrywki. W T-Rocu nie znajdziemy jednak topowego wariantu Discovery z 9,2-calowym wyświetlaczem – na szczycie oferty stoi jego „mniejszy” brat z 8-calowym wyświetlaczem. Muszę przyznać, że na dłuższą metę jest on nieco praktyczniejszy od większego brata, głównie za sprawą dwóch pokręteł, odpowiadających za głośność oraz sterowanie poszczególnymi funkcjami, np. skalą mapy.

Bardzo pozytywnym zaskoczeniem jest ilość miejsca w kabinie – zarówno z przodu jak i z tyłu wygospodarowano sporo miejsca dla kierowcy i pasażerów. Można pokusić się wręcz o stwierdzenie, że T-Roc oferuje tyle samo, a może nawet minimalnie więcej miejsca niż Golf. Z tyłu komfortowo usiądą dwie osoby – nawet dość rosłe. Bagażnik mieści 445 litrów – jest bardzo ustawny i w zupełności wystarczy parze lub małej rodzinie. Oczywiście można go również powiększyć składając kanapę, dzieloną w proporcjach 60:40.

Niestety nie ma róży bez kolców – to, co mnie osobiście bardzo zawiodło w T-Rocu to materiały wykończeniowe we wnętrzu. Niemal cała deska rozdzielcza jak i boczki wykonane są twardego, lekko chropowatego plastiku. Miękkich elementów jest tutaj raptem garstka, a w praktyce można do nich zaliczyć jedynie… fotele i podłokietniki w drzwiach. Jak na samochód, który jest bliską pochodną Golfa (i podobnie wycenioną) jest to duży minus – tym bardziej, że wykończenie kompaktowego Volkswagena jest bardzo przyjemne. Identyczna forma w T-Rocu byłaby strzałem w dziesiątkę. Producent argumentuje to pozycjonowaniem modelu – w ten sposób T-Roc w zasadzie nie zagraża Tiguanowi. Mnie osobiście takie stwierdzenie zupełnie nie przekonuje – konkurenci potrafią popisać się nieco lepszym wykończeniem. Przykładowo Hyundai Kona wykorzystuje materiały z kompaktowego i30, dzięki czemu na desce i boczkach znalazło się miejsce dla miękkich materiałów.

Dla każdego?

Jedną z większych zalet T-Roca jest szeroka gama oferowanych silników. Ofertę motorów benzynowych otwiera jednostka 1.0 TSI generująca 115 koni mechanicznych. Półkę wyżej stoi wersja 1.5 TSI, zaś na szczycie znalazło się miejsce dla 190-konnego wariantu motoru 2.0 TSI. Diesle reprezentowane są zaś przez silniki 1.6 oraz 2.0 TDI, oferujące kierowcy od 115 do 190 koni mechanicznych.

Podczas jazd testowych miałem okazję sprawdzić topową wersję TSI oraz TDI, generujące 190 koni mechanicznych. W obu przypadkach skonfigurowano je ze skrzynią DSG oraz napędem 4MOTION. Podobnie jak w przypadku nieodległego kuzyna w postaci Skody Karoq uważam, iż T-Roc najlepiej wypada z benzynowym silnikiem. Dwulitrowe TSI zapewnia rewelacyjną dynamikę (sprint do setki w 7,2 sekundy, prędkość maksymalna powyżej 220 km/h) oraz konsumuje rozsądne ilości paliwa. Diesel to dobry wybór dla osób, które będą jeździć głównie w długie trasy – „klekot” jest tutaj jednak słyszalny, zwłaszcza podczas przyspieszania. Wyciszenie kabiny T-Roca można ocenić na dobrą czwórkę z plusem. Do około 120-130 km/h kierowca oraz pasażerowie będą cieszyć się przyjemną ciszą. Dopiero powyżej tej prędkości pojawiają się wyraźniejsze szumy opływającego powietrza.

Prowadzenie T-Roca można określić jako zbliżone do Golfa. Samochód ten jest bardzo stabilny i dobrze wybiera nierówności. Miałem okazję jeździć wersją z zawieszeniem DCC, jak i konwencjonalnymi amortyzatorami. W przypadku DCC mamy do wyboru trzy tryby – Comfort, Normal i Sport. Pierwszy z nich sprawia, że auto staje się naprawdę miękkie i zaczyna się nieprzyjemnie bujać na nierównościach. „Normal” również stawia na komfort, choć jednocześnie zapewnia przyjemny balans pomiędzy dobrym wybieraniem wszelkich niedoskonałości na drogach i dobrymi właściwościami jezdnymi. Jedynym „brakiem” jest nieco zbyt silne wspomaganie układu kierowniczego, które na szczęście można nieco ograniczyć korzystając z trybu Individual.

Sport z kolei wyciąga z T-Roca jego lekko sportowy charakter. W tym trybie mały crossover Volkswagena pokazuje swoje możliwości, zwłaszcza w połączeniu ze 190-konną jednostką TSI. Auto pozostaje bardzo stabilne nawet w szybko pokonywanych zakrętach – nie są to oczywiście wrażenia godne hothatcha, aczkolwiek odrobina frajdy z pewnością się pojawi. Jedynie na ostrych łukach ujawnia się lekka tendencja do podsterowności, szybko niwelowana przez elektronikę i napęd 4MOTION.

Co ciekawe standardowe zawieszenie jest „w połowie drogi” między trybem Normal a Sport z odmian z DCC. Moim zdaniem w tym przypadku warto odpuścić sobie dopłatę do droższej konstrukcji – konwencjonalna sprawdza się naprawdę nieźle. Tutaj także możemy ograniczyć siłę wspomagania korzystając z trybu Individual.

Specjalnie dla Polski

Ciekawostką jest fakt, iż Volkswagen T-Roc będzie oferowany w Polsce w specjalnych dedykowanych wersjach napędowych. Jest to efekt oczekiwań klienta na naszym rynku. W praktyce „polski” T-Roc będzie nieco lepiej wyposażony niż porównywalne odmiany na rynku Niemieckim.

WERSJA/WYPOSAŻENIE T-Roc T-Roc ADVANCE T-Roc PREMIUM
1.0 TSI 115 KM MAN6 76 490 zł 84 290 zł -
1.5 TSI 150 KM MAN6 - 89 890 zł 99 890 zł
1.5 TSI 150 KM DSG7 - 98 390 zł 108 390 zł
2.0 TSI 190 KM DSG7 4x4 - - 125 090 zł
2.0 TDI 150 KM DSG7 4x4 - - 130 590 zł

Cennik T-Roca w Polsce otwiera kwota 76 490 zł za bazową wersję o odkrywczej nazwie… T-Roc. Półkę wyżej stoi wersja Advance, w której seryjnie znajdziemy między innymi 16-calowe alufelgi oraz dużo wyposażenia z zakresu komfortu. Na szczycie staje zaś odmiana Premium, gdzie na pokładzie znajdują się już niemal wszystkie dodatki. W Polsce nie będą oferowane także słabsze diesle – według Volkswagena klienci nie wybierają takich wersji silnikowych.

Warty uwagi?

Volkswagen T-Roc to ciekawa propozycja dla osób, które po prostu lubią „niemiecki porządek”, a jednocześnie poszukują auta, które będzie się choć trochę wyróżniać od tysięcy Golfów poruszających się po naszych drogach. Co prawda brakuje tutaj nieco lepszych materiałów wykończeniowych, ale wszystko to rekompensowane jest dobrym spasowaniem plastików oraz bogatym wyposażeniem. Możemy się więc spodziewać, że część osób, która aktualnie porusza się kompaktowym Volkswagenem, w przyszłości przesiądzie się właśnie na T-Roca.