Szef BMW ustępuje ze swojego stanowiska. Zarzucano mu prowadzenie zbyt ostrożnej strategii

W dobie rewolucji BMW nieco zaspało. I jak się okazuje winowajcę łatwo wskazać - jest nim Harald Krueger.

Prawda jest taka, że żyjemy w czasach, gdzie skok na głęboką wodę jest więcej niż wskazany, także dla dużych firm. Nie ma już miejsca na lekkie defensywne zagrywki, zwłaszcza przy tak silnej konkurencji i tak ważnej pozycji na rynku. BMW jednak nieco zaspało, a ostatnie cztery lata dla tej marki były serią bolesnych ciosów. Przede wszystkich Mercedes wyprzedził ich w kategorii najpopularniejszej marki luksusowej. Poza tym technologie autonomiczne czy elektryczne są wciąż w opracowywaniu (a Mercedes i Audi już się nimi chwalą i wprowadzają nowe auta do sprzedaży). Nałożyły się tutaj także problemy z emisją szkodliwych substancji, które również nieco uderzyły BMW.

Haraldowi Kruegerowi zarzuca się, że w dobie rewolucji stawiał na ewolucję - i to bardzo powolną. W opinii ekspertów ostatnie cztery lata są jednymi z gorszych dla BMW. Poza utratą pozycji rynkowej, dużym problemem był spadek przychodów - miniony rok był najgorszy dla tej marki od czasów recesji z 2008. Zaskakujące auta, czyli i3 i i8 wyjechały na rynek już ponad 5 lat temu i wciąż znajdują nowych nabywców, ale nie są już tak konkurencyjne. W tym roku BMW dostało także 1,4 miliarda euro kary za współpracę z innymi producentami celem opóźnienia wprowadzenia nowych przepisów dotyczących emisji CO2 i innych substancji. 

BMW, ze względu na sytuację, wprowadza program radykalnych cięć, które mają pozwolić na zaoszczędzenie 13,6 miliarda dolarów. W efekcie zmniejszy się oferta dostępnych modeli, a marka wycofa się z motorsportu. I cóż, pozostaje nam się cieszyć, że dział BMW M GmbH póki co nie jest ograniczany.