Jaguar F-PACE - W połowie drogi
Wyobraźcie sobie, że jesteście w cukierni, gdzie w gablotce obok kasy leży idealne ciastko. Piękne i puszyste, okraszone sporą ilością bitej śmietany i przyozdobione owocami kusi Was od pierwszego wejrzenia. Bez zastanowienia rzucacie więc pieniądze na ladę, zabierając swoją małą słodką przyjemność do domu. Kiedy w domu na spokojnie bierzecie pierwszy, długo wyczekiwany kęs okazuje się, że tak naprawdę nie kupiliście niczego specjalnego - ot, typowy słodycz, daleki od idealnego, wymarzonego smaku. Niby dobry, a jednak nijaki.
Ta krótka historyjka w skrócie opisuje Jaguara F-PACE. Samochód ten - choć naprawdę niezły pod wieloma względami - swoim całokształtem nie porywa i nie urzeka, a momentami wręcz okrutnie zawodzi. Dlaczego? To dość zawiły temat, który postaram się zaprezentować Wam w telegraficznym skrócie.
Dobre geny
Zacznijmy od poprawności politycznej - a konkretnie właściwej nomenklatury. Jaguar wyraźnie podkreśla "crossoverowatość" F-PACE’a. Tak więc nie mamy do czynienia z "klasycznym SUV-em" o sportowych zapędach, a autem łączącym cechy pojazdów z wielu segmentów. Widać to szczególnie w nadwoziu nowego Jaguara. Projektanci wykonali kawał rewelacyjnej roboty - naprawdę, czapki z głów. To zdecydowanie jedno z najlepiej wyglądających aut w tym segmencie. Front zapożyczony z modeli XE/XF/XJ zestawiono z pięknymi wąskimi lampami tylnymi wyciągniętymi wprost z F-Type’a. Całość kolei upakowano w muskularne, acz nieprzesadnie “tłuste" nadwozie. Patrząc z daleka, czuć w tym wszystkim elegancję i swego rodzaju unikalny charakter. To zresztą jedna z najlepszych cech Jaguarów - samochody te trudno pomylić z konkurencją, głównie za sprawą unikalnych detali, których próżno szukać w innych markach.
Warto też zwrócić uwagę na różnice w stylistyce, które pojawiają się w zależności od wersji wyposażeniowej i linii stylistycznej. W zależności od upodobań, mamy do wyboru wydanie “klasyczne” i usportowione, oznaczone literą R. Jest to pakiet przypominający nieco dodatki z rodziny M w BMW lub S-Line w Audi. Utrzymano go w klimacie stylizacji najmocniejszych wersji silnikowych, które - co może niektórych zmylić - oznacza się z kolei literą S. Tak czy siak w każdym wydaniu jest na czym zawiesić oko.
Równie dobrze, choć nie tak porywająco prezentuje się kokpit F-PACE’a. Tutaj również zaczerpnięto wprost od starszych braci XE i XF. Deska zdominowana jest przez ekran systemu inforozrywki - w zależności od wersji ma on od 8 do 10,2-cala wielkości. Zwłaszcza w tej “lepszej” opcji może śmiało aspirować do tytułu najlepszego układu tego typu. Rozdzielczość ekranu jest naprawdę rewelacyjna, obsługa wszystkich menu stosunkowo intuicyjna, a sposób przekazywania informacji jasny i klarowny. Zachwycić może także “wykonanie” cyfrowych zegarów. Ostrość i jasność są na perfekcyjnym poziomie, a sposób serwowania danych przez indywidualnie konfigurowane wyświetlacze należy do czołówki w grupie aut posługujących się takim rozwiązaniem.
Kolejnym atutem, który można dodać do listy, jest komfort podróżowania z tyłu. Jaguar wygospodarował naprawdę dużo miejsca na nogi pasażerów. Dodatkowo w bogatszych wersjach kanapa ma elektrycznie regulowane siedzisko oraz pochylenie oparcia (obsługiwane nomen omen za pomocą przycisku pamiętającego jeszcze stare Fordy). W uboższych odmianach nie można liczyć na takie luksusy, aczkolwiek wygoda pozostaje na tym samym poziomie. Wielkim zawodem jest natomiast bagażnik. Owszem - nikt nie oczekuje od takiego auta praktyczności samochodu dostawczego, ale kufer powinien mieć regularny kształt i sensowną pojemność. Niestety, wybierając Jaguara F-PACE z pełnowymiarowym kołem zapasowym otrzymujemy idiotycznie podniesioną podłogę, pod którą ukryto zapas. Standardowe umiejscowienie piątego koła było niemożliwe ze względu na konstrukcję auta, zawieszenia i napędu. Konkluzja? Jeśli bierzemy F-PACE’a i jeździmy nim w dłuższe trasy z bagażami, to pozostaje wybrać standardowy zestaw naprawczy i ewentualnie liczyć na pomoc drogową.
Dobrze jest być złym?
Jaguar stara się pokazać jako marka, która jest symbolem brytyjskich czarnych charakterów. Zaproszenie do kampanii reklamowej aut tego producenta takich osób jak Tom Hiddleston, Ben Kingsley czy Mark Strong było doskonałym wyborem. Pomysł ten - choć w nieco innej formie - kontynuowano w reklamach F-PACE’a, gdzie zobaczymy Luke’a Allena-Gale’a oraz Profesora Stephena Hawkinga. Dlaczego tym razem wybrano naukowca? Odpowiedź jest prosta - fizyka. Brytyjczycy chwalą się, że ich najnowsze dziecko w postaci F-PACE’a jest rewolucyjną konstrukcją w tym segmencie, zapewniającą nieziemskie doznania podczas jazdy. Faktycznie, część rozwiązań może zaskakiwać. Dokładnie 80 procent nadwozia wykonano z aluminium, pozostałą część zaś - ze wzmocnionej stali i innych stopów usztywniających konstrukcję. Dodatkowo większość elementów jest klejona, dzięki czemu uzyskano większą sztywność nadwozia. Inżynierowie długo dłubali także przy zawieszeniu - tutaj także zwiększono sztywność (od 35% względem punktu odniesienia, którym dla Jaguara jest Porsche Macan).
Finalny szlif wykonał z kolei Mike Cross - specjalista od “dostrajania” układów jezdnych. Efekt jest naprawdę piorunujący. Niezależnie od prędkości F-PACE zachowuje niezwykłą stabilność. Układ kierowniczy jest bardzo komunikatywny i daje świetne czucie pracy kół. Swoje trzy grosze w tej zabawie ma także napęd. Podstawą jest tutaj napędzana tylna oś. W zależności od sytuacji moc może być przekazywana na przód w zakresie nawet do 50%, zapewniając tym samym pewne zachowanie w krytycznych sytuacjach. Kolejnym atutem jest masa (z idealnym rozkładem 50:50) i nisko położony środek ciężkości. W zależności od wersji silnikowej masa F-PACE’a waha się w zakresie od 1700 do 2000 kg, co daje mu przewagę od 50 do 150 kg w zależności od wersji nad konkurencją, taką jak Macan czy chociażby BMW X4.
Bardzo dobrze, ale bez rewelacji
Do testów podczas prezentacji otrzymaliśmy dwa egzemplarze - wersję S z dieslem o pojemności trzech litrów i mocy 300 koni mechanicznych / 700 Nm, a także podstawowego diesla 2.0 z rodziny Ingenium generującego 180 koni mechanicznych i 430 Nm momentu. Na pierwszy ogień weźmiemy najmocniejszą i - teoretycznie - najciekawszą odmianę. To, co czuć od pierwszego kilometra to wysoki komfort i wspomniane wcześniej rewelacyjne prowadzenie. Pomimo zastosowania 22-calowych felg, F-PACE wciągał wszystkie dziury bez większych problemów, nie obijając przy tym pośladków pasażerów. Sporym zawodem okazały się jednak osiągi i wykończenie poszczególnych elementów. Pomimo ogromnego zapasu momentu obrotowego F-PACE sprawnie, choć niezbyt porywająco nabierał prędkości. Trudno powiedzieć, czy jest to kwestia 8-biegowej automatycznej przekładni ZF czy też samego silnika, aczkolwiek jego osiągi były dalekie od oczekiwanych, zwłaszcza przy tej mocy. Rekompensatą był za to przyjemny dźwięk 6-cylindrowego diesla - niezbyt nachalny, lekko chrapliwy, za to dobrze wytłumiony we wnętrzu. W przypadku odmiany dwulitrowej było już nieco gorzej. Silnik z rodziny Ingenium wyraźnie “męczył się” pod maską F-PACE’a. Teoretycznie katalogi sugerują, iż pierwsza setka pojawia się na zegarach w około 8,2 sekundy, ale wrażenia z przyspieszania są dużo gorsze. Dodatkowo, jednostka w górnym zakresie obrotów zaczyna dość szorstko klekotać. Tutaj także sytuacja jest ratowana wygłuszeniem, ale pewnych dźwięków nie udało się wytłumić.
Na tym nie koniec listy wad. Niestety, zarówno mocniejszy, jak i słabszy F-PACE okropnie skrzeczy na większych nierównościach. Najprawdopodobniej jest to kwestia szklanego dachu zamontowanego w testowanych egzemplarzach, ale dźwięki serwowane z okolic podsufitki były mocno niepokojące i nieprzyjemne. Dlaczego uznaję to za sporą wadę? Ze względu na cenę auta. Wersja z dwulitrowym dieslem kosztowała około 280 tysięcy złotych (przy czym nie była to topowa odmiana), zaś mocniejszy diesel w odmianie First Edition z pakietem Black został wyceniony na blisko 500 tysięcy złotych. Czy samochód ten jest warty takich pieniędzy? To pytanie warto postawić potencjalnym klientom, aczkolwiek patrząc na pewne irytujące bolączki w F-PACE, które wymagają poprawy, można powiedzieć, iż cena jest zbyt wysoka. Oczywiście - na samym początku cennika widnieje kwota w wysokości 199 tysięcy złotych za bazową wersję z manualną przekładnią, napędem wyłącznie na tył i skromnym wyposażeniem. Taka odmiana jednak raczej nie będzie należała do najpopularniejszych.
Nie oznacza to oczywiście, że F-PACE jest zły. Nic z tych rzeczy - to genialne auto, które naprawdę może zauroczyć. Brakuje mu jednak takiej “kropki nad i”, która wyniosła by nowy produkt Jaguara nad propozycje konkurencji.