Policja w Turcji przesiadła się do Ferrari i Bentleyów. Dobrze zrobili, bo kosztowały ich absolutne zero
Ktoś tu kończy rok w dobrym stylu. Turecka policja ma 23 nowe samochody służbowe, w tym Ferrari i Bentleye. Jak do tego doszło? Odpowiedź jest bardzo prosta. Co więcej, na te pojazdy nie wyłożono nawet jednej liry.
Wilk za kratami, owca uszczęśliwiona. Turecka policja przeprowadziła niedawno operację, dzięki której zatrzymano jednego z najbardziej poszukiwanych przestępców. Jegomość, o którym mowa, był uważany za jednego z najbardziej niebezpiecznych w... Australii. Choć z pochodzenia był Turkiem, to właśnie po drugiej stronie globu wyspecjalizował się w imporcie i handlu narkotykami, a także w prowadzeniu gangów.
Finalnie jednak wpadł w swoim rodzimym kraju. Przy okazji służby dorwały się też do jego floty samochodów, która została od razu skonfiskowana. A po co takie auta mają się marnować, skoro mogą pracować na swoje utrzymanie?
I tak oto turecka policja ma teraz w swoim garażu Ferrari 488 GTB, Audi RS6 i chociażby Bentleya Continentala GT
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Turcji pochwaliło się, że przejęło dokładnie 23 samochody. Wśród nich są też zwyczajne auta (np. Land Rover Discovery IV), ale nie brakuje również rarytasów.
Te najszybsze i najmocniejsze mają sprawdzić się na autostradach, jako pojazdy pościgowe. Kto był w Turcji i jeździł po największych trasach tego kraju ten wie, że niektórzy lubią tam jeździć z gazem w podłodze. Ponad 200 km/h na liczniku i ciągły ostrzał z długich świateł to norma.
Do tej pory policja nie miała tam odpowiedniej "broni" na najbardziej niebezpiecznych kierowców. Czy teraz się to zmieni? Kto wie - w końcu mówimy o lepszym rozwiązaniu, niż "kartonowe radiowozy", które straszą na poboczach. Pamiętacie takie rozwiązania z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych z Polski? Tam wciąż królują (i mają nawet błyskające światła na dachu).
Ciekaw jestem, czy policja zdaje sobie sprawę z kosztów eksploatacji takich samochodów
To jedyny haczyk, który może być problematyczną kwestią. Niejeden kraj próbował wciągnąć do służby takie pojazdy. Zwykle jednak ich los kończył się po pierwszej stłuczce, lub po pierwszej awarii. Koszty napraw są tutaj astronomiczne i często wykraczają poza możliwości "budżetówki".
Czy tutaj się to uda? Zobaczymy - warto wypatrywać w Stambule i w okolicach takich nietypowych radiowozów.