Wielki amerykański policyjny pościg za Smartem. Radiowozy, blokady i śmigłowiec w akcji
Witajcie w USA, gdzie zatrzymanie małego Smarta wymaga całego zastępu radiowozów, blokad i śmigłowca. A wszystko ze względu na "krzyczącego" kierowcę.
Wiecie, Smart nie jest rakietą. 140 km/h wyciągnie, ale raczej szybciej nie pojedzie. Do tego nie jest to auto z astronomicznym przyspieszeniem, tak więc nawet zajechany policyjny "Crown Vic" z przelotem 300 000 mil powinien dorwać go bez zająknięcia. Jak się jednak okazało pościg za tym autem trwał zdecydowanie zbyt długo.
To się jednak nie udało
Historia szalonego pościgu za Smartem rozpoczęła się na parkingu pod Walmartem. Pięknie się rymuje, a do tego idealnie pasuje do amerykańskiego krajobrazu. Kierowca małego auta zachowywał się w dziwny sposób na parkingu przed sklepem i krzyczał na przechodniów. Policja postanowiła zainterweniować, aczkolwiek jegomość odmówił rozmowy ze stróżami prawa, wsiadł do swojego małego auta i... pognał.
Jak to pięknie ujął Jalopnik, "pościgi w USA to narodowy sport i tradycja". Każde tego typu wydarzenie jest relacjonowane w głównych wiadomościach lub na żywo na kanałach informacyjnych. Ludzie zbierają się przed telewizorami i podziwiają bohatersko uciekających kierowców. Zresztą NASCAR także wywodzi się z uciekania - pierwsi kierowcy wyścigowi zaczynali jako dostawcy nielegalnego alkoholu w czasach prohibicji. Nazywano ich rum-runners i swoimi mocno modyfikowanymi autami gnali oni drogami USA i ulicami miast, mając na pokładzie sporo kontrabandy.
Wróćmy jednak do Smarta. Kierowca odjechał spod Walmartu, a wkurzeni policjanci pognali za nim, próbując go zatrzymać. Uciekinier postanowił olać kilka czerwonych świateł i zjechał na międzystanową drogę numer 10. Pościg.
Oczywiście rozwścieczyło to funkcjonariuszy, którzy wezwali posiłki (zapewne głośno krzycząc do gruszki od CB radia w swoim Crown Vic lub Chargerze). Smart, gnając ze swoją maksymalną prędkością wynoszącą 85 mil na godzinę zasadniczo nie łamał nawet żadnych ograniczeń. Ba, pewnie gdyby policja zostawiła kierowcę w spokoju, to nikt specjalnie by się nie zainteresował tym samochodem. Pościg.
Tymczasem drogę częściowo zamknięto, a kierowca jakimś cudem uniknął blokady z kolczatką. Dopiero tak zwany "manewr PIT" (Pursuit Intervention Technique, czyli uderzenie w prawy lub lewy tylny narożnik auta w taki sposób, aby zepchnąć auto z drogi) pozwolił na zatrzymanie Smarta. O dziwo auto nie dachowało. Kierowcę aresztował cały zastęp policjantów. Misja wykonana, odznaki zostaną rozdane.
Policyjne pościgi w USA są bardzo niebezpieczne
Dochodzi do nich dość często, a w 2017 roku pochłonęły one aż 416 ofiar. I nie są to najczęściej przestępcy czy policjanci, a... postronni świadkowie. Chodzi o przechodniów lub innych kierowców, którzy w wyniku pościgu mieli wypadek lub zostali "omyłkowo" postrzeleni przez policjantów.
Jak widać do zatrzymania Smarta potrzebne były siły z całego hrabstwa. Jeśli więc kiedykolwiek przyjdzie Wam jeździć po USA, to zawsze "stawajcie na hamulcach", gdy zatrzymuej Was policja.