Powiedzmy sobie szczerze - nowe Lamborghini Countach nie jest zbyt udane
Miał być wielki powrót, a jest wielkie zdziwienie. Nowe Lamborghini Countach oddaje hołd klasycznemu modelowi marki. Tylko czy jest udaną interpretacją unikalnej stylistyki oryginału? Mam niestety pewne wątpliwości.
Kilka tygodni temu w sieci pojawiły się fantastyczne rendery, które były nowoczesną interpretacją Lamborghini Countach, wykonaną przez niezależnych stylistów. Wysmakowanie projektu budziło podziw - detale były fantastyczne, a do tego przy rysowaniu kolejnych elementów cały czas uwzględniano Aventadora jako bazę.
Jak się okazało dokładnie taki sam projekt był realizowany od dłuższego czasu w Sant'Agata Bolognese. Mitja Borkert, szef designu marki, wraz z zespołem łączył nowoczdesny styl marki z charakterystycznymi smaczkami Countacha, nakładając to wszystko na konstrukcję Aventadora. Oczekiwania były ogromne, lecz niestety efekt końcowy wcale nie jest tak porywający. Przeanalizujmy więc co poszło nie tak.
Przede wszystkim nowe Lamborghini Aventador Countach ma zbyt dużo detali
Pewne elementy pierwowzoru w naturalny sposób tworzyły spójną całość w projekcie autorstwa Marcello Gandiniego. Włoski stylistyka był absolutnym cudotwórcą, a spod jego ręki wychodziły jedne z najpiękniejszych aut w historii motoryzacji. Charakterystyczna "klinowata" sylwetka Countacha do tej pory szokuje i urzeka, skutecznie opierając się starzeniu.
Tymczasem koncepcja pana Bokerta jest co najmniej nijaka. Dlaczego? Próbowano tutaj wkomponować zbyt wiele elementów, nawiązując zarówno do wczesnego Countacha, jak i do późniejszych modeli - takich jak 25th Anniversary, czyli do dzieła Horacio Paganiego. W efekcie auto straciło charakter.
Sam przód jeszcze nie jest zły. Powiem więcej - to najmocniejsza część tego samochodu. Niestety, dalej już nie jest tak kolorowo. Na przykład linia boczna została zabita zbyt dużym wycięciem pod wlot powietrza i źle dobranymi felgami. Z całym szacunkiem, ale ten wzór pasuje dobrze do seryjnego Aventadora. Mam jednak wrażenie, że bliżej mu do koła z katalogu jakiejś firmy, niż do dobrze zaprojektowanej dla danego modelu felgi.
Lamborghini Countach
Kolejna rzecz - Periscopio. Charaktersytyczne połączenie przetłoczenia w dachu i przeszklenia silnika to jeden z najpiękniejszych detali w orygunalnym Countachu. Tutaj można odnieść wrażenie, że trochę na siłę próbowano go odwzorować w nowoczesny sposób, niekoniecznie dopracowując jego wygląd.
Najgorszy jest jednak tył
Ten element tak naprawdę został zepsuty jedną rzeczą. Wiecie czym?
Tak, tym. Światła od Siana, które pasują tutaj jak pięść do nosa. Może i próbowano odtworzyć "kwadratowe" klosze, ale nie wyszło to najlepiej. Pokuszę się o stwierdzenie, że proste ledowe pasy byłyby dużo lepszym wyborem. Tutaj znowu muszę odnieść się do wizji stworzonej przez studio ARC Design. Im po prostu wyszło to lepiej i moim zdaniem lepiej wypada w roli nowoczesnej interpretacji klasycznego designu.
Wnętrze? Tutaj też można było to zrobić lepiej
Zdjęcia mówią same dla siebie. Niewielkie różnice, ale jednak wpływające na wygląd auta.
Efekt Winkelmanna trwa
Największa krytyka wobec nowego Lamborghini Countach tyczy się jednak czegoś innego. Chodzi głównie o cenę i liczbę egzemplarzy. Włosi planują stworzenie 112 egzemplarzy, z czego każdy z nich wyceniany jest na około 2,5 miliona euro. Sporo, nieprawdaż? Ta kwota podzieliła nawet kolekcjonerów i znane osobistości obracające takimi autami. W ich opinii to skok na kasę podparty nostalgią.
Pamiętajcie, że mówimy cały czas o niezbyt nowej konstrukcji. Pod spodem to wciąż ponad 10-letni Aventador, choć odpowiednio podrasowany. System hybrydowy Supercapacitor pozwolił na wykrzesanie z 6,5-litrowego V12 aż 800 KM, a zastosowanie kompozytów umożliwia uzyskanie masy na poziomie 1595 kg.
A następca Aventadora powstaje
Tak twierdzi zarząd marki. Premiera powinna mieć miejsce już za 1,5 roku. W nowym modelu znajdzie się opracowane od podstaw V12 oraz unikalny system hybrydowy, potencjalnie będący rozwinięciem "Supercapacitora".