Super prawo jazdy stało się rzeczywistością w Australii. Właściciele szybkich aut nie mają lekko
Właściciele supersamochodów w Australii stoją przed nowym wyzwaniem. Otóż czeka ich kolejny egzamin na prawo jazdy, nawet jeśli taki dokument posiadają od lat. Wszystko z powodu nowych przepisów, które mają być kagańcem dla osób jeżdżących najszybszymi samochodami.
Ubiegłoroczny tragiczny wypadek w Australii, w którym zginęła nastolatka, wywołał burzę w lokalnych mediach. Kierowca Lamborghini próbując popisać się na drodze stracił kontrolę nad autem i śmiertelnie potrącił dziewczynę idącą chodnikiem. Efektem tego zdarzenia są nowe przepisy, które wejdą w życie 1 grudnia 2024. Właściciele szybkich samochodów znowu wezmą udział w kursie na prawo jazdy i ponownie przystąpią do specjalnego egzaminu.
Nowe prawo jazdy stanie się obowiązkowe dla osób, które mają naprawdę mocne samochody
Kryteria są tutaj jasno określone. Specjalne prawo jazdy "U", dla "ultra-high performance vehicles" (najszybszych aut), stanie się wymagane w przypadku posiadania konkretnego pojazdu. Musi on ważyć mniej niż 4500 kilogramów, a stosunek mocy do masy to minimum 375 KM na tonę.
Wszystkie auta, które mieszczą się w tym limicie nie będą wymuszały posiadania dodatkowego dokumentu. Tym samym użytkownicy BMW M3 i M4 są na przykład bezpieczni. Z kolei Ci, którzy posiadają Lamborghini lub Ferrari, znowu staną się kursantami.
Nowy dokument zdobędzie się po dwuczęściowym egzaminie - teoretycznym i praktycznym. Pytania są przygotowywane, a praktyka zapewne uwzględni jazdę w ośrodku doskonalenia technik jazdy. Cen takiego kursu jeszcze nie podano. Pewne jest jednak to, że posiadanie specjalnego prawa jazdy nie pozwoli na "kontrolowane szaleństwo".
Jakiekolwiek wyłączenie systemów wspierających kierowcę będzie maksymalnie penalizowane
Mandat za wyłączenie ESP (lub włączenie trybu Sport), a także ograniczanie kontroli trakcji, ma wynieść 5000 dolarów australijskich, czyli około 13 300 złotych. Sprawcy wypadków, w których poszkodowane będą postronne osoby, mogą z kolei trafić za kratki nawet na pięć lat.
Nowe przepisy tyczą się Australii Południowej. Nie wiadomo, czy pozostałe części kraju pójdą tym szlakiem, aczkolwiek nie jest to wykluczone. Pewne jest natomiast jedno - to precedens na skalę światową, który może zaowocować podobnymi regulacjami w innych krajach.
Czy tak się stanie? To pokaże czas. Patrząc jednak na to, że kwestie bezpieczeństwa na drogach stają się coraz ważniejsze i mocniej przestrzegane, to nie wykluczalibyśmy takiej opcji.