#Ramen Tygodnia. Kei Car - dlaczego nie mamy tych samochodów w Europie?
Dziś ramen filozoficzno-felietoniczny. Śmieszne, oryginalne, ciekawe, nietypowe japońskie auto? Zawsze to będzie Kei Car. Dlaczego? I dlaczego nie u nas?
Kei Car to dla mnie niesamowite motoryzacyjne zjawisko kulturowe. Kategoria, która miała stworzyć idealne, tanie (bo bez podatków) "sprzęty AGD" wyewoluowała w zagłębie nietypowych japońskich samochodów. Takich, które sprawdziły by się u nas, zamiast Smartów, iQ, Citigo i innych modeli segmentu A. Takie "A minus". Tylko, biorąc pod uwagę, co stało się w Japonii, dużo ciekawsze.
Czym jest Kei Car?
Kei Car to kategoria samochodu, którą stworzyło japońskie prawo. Powstała w 1949 roku i służy do promocji małych i miejskich samochodów. Kilkakrotnie wymagania się zmieniały, ale na dzień dzisiejszy taki samochód musi mieć maksymalne wymiary:
3400 mm x 1480 mm x 2000 mm,
a także silnik o pojemności maksymalnie 660 cm3 i mocy 64 KM. Głównie są to jednostki doładowane.
Właściciel Kei Cara płaci niższy podatek od zakupu (2% zamiast 3%). Niższy jest też podatek drogowy (zależy od pojemności) oraz ubezpieczenie OC (o ok. 10%) i podatek "wagowy" płatny przy przeglądzie (tutaj zniżki sięgają 30%). W wielu miastach są też specjalne miejsca parkingowe wyłącznie dla Kei Carów, a ich posiadacze mogą liczyć na ulgi również przy opłatach za miejsce postojowe.
Jak łatwo się domyślić, idea promująca małe samochody zamiast motocykli w czasie powojennej odbudowy chwyciła. W zatłoczonej Japonii segment Kei Car szybko ewoluował - powstały nie tylko samochody osobowe, ale też oczywiście dostawcze, vany, terenówki, ale także roadstery i małe coupe. Dlaczego więc nie chcieć ich u nas?
Dlaczego nie?
Pierwszym argumentem przeciwko jest ich rozmiar. Przy czym tak naprawdę chodzi o szerokość, bo długość 3,4 metra osiąga np. Toyota Aygo (3,46). Szerokość to większy problem. Choć przeciętny japoński facet osiąga obecnie 1,70 m wzrostu, to wciąż są po prostu mniejsi od Europejczyków. Dlatego niecałe 1,5 metra szerokości okaże się za małe.
Z drugiej strony, Suzuki robi Jimny w wymiarze europejskim i "keicarowym" - dzieli je 15 cm na długość i aż 17 cm na szerokość. Czyli się da. Zwłaszcza, że wymiary wnętrza są identyczne - "nasz" Jimny ma poszerzone błotniki i rozstaw kół.
VW oferuje na jednej płycie podłogowej zarówno T-Roca, jak i wielkiego Vilorana w Chinach, więc zakładam, że modułowe płyty pozwalają na pewne żonglowanie wymiarami. Nawet zakładając, że u nas Kei Car potrzebuje nieco więcej przestrzeni w środku, byłoby to do zrobienia.
Druga sprawa to bezpieczeństwo. Czy Kei Cary przeszłyby dobrze testy Euro NCAP? Tego nie wiadomo - krótkie przody nie dają za wiele pola do popisu, a w Japonii jeździ się powoli lub w korkach, więc raczej trafiają się stłuczki, a nie solidne "dzwony". Trudno jednak podejrzewać producentów, żeby te samochody nie spełniały żadnych norm i były robione bez uwzględnienia zachowania w czasie wypadku. Do tego "normalne" wyposażenie - poduszki powietrzne, ESP, często asystenci pasa a obecnie i aktywny tempomat pewnie się trafia.
Dlaczego tak?
Bo skoro i tak promujemy auta miejskie... no tak, Unia Europejska promuje elektryki i hybrydy, a nie auta miejskie. Ale zdroworozsądkowo spora część z nas potrzebuje samochodu miejskiego i rzadko jakiegoś innego. Ci, którzy przemieszczają się po mieście i nie chcą/nie mogą tego robić na rowerze, mogą korzystać z małych, prostych i funkcjonalnych samochodów - miejsc parkingowych nagle przybędzie i może korki się zmniejszą.
Silniki w kei carach są zupełnie wystarczające. 0,7 pojemności z doładowaniem, 64 KM - na pewno turla się to lepiej niż Aygo 1.0, czy Citigo z podstawowym silnikiem. Japończycy w większości wyposażają Kei Cary w przekładnie automatyczne, zarówno CVT, jak i klasyczne automaty. Jak najbardziej ma to sens. Czyli niewielkie opłaty, niskie spalanie, proste silniki i łatwe w obsłudze skrzynie. Gdzie tu jakiś błąd?
Kei Cary są małe, ale niezwykle praktyczne. Faktem jest, że w większości wyglądają jak pralki na kołach, ale oczywiście uzasadnieniem jest tworzenie samochodów niemal idealnie zgodnych z limitami wymiarów. Im większy w ramach ograniczeń, tym większy w środku. Dlatego większość z nich to mikrovany. Mają dużo przestrzeni i dość swobodnie mieszczą czterech Japończyków. Europejczyków mniej swobodnie. Po złożeniu siedzeń mają spore bagażniki.
A zwróćcie uwagę, ile wyewoluowało miniciężarówek na ich bazie. Nawet miejscy aktywiści, jeśli potrafią być zachwyceni czymkolwiek poza rowerem, docenią, że problem z dostawami do sklepów można rozwiązać np. przy pomocy Daihatsu Hijet, czy Hondy Actytruck. Że to się nie sprawdzi w Europie? Powiedzcie to Włochom - Piaggio Ape od 72 lat dowozi w tamtejszych wioskach i wielkich miastach wszelkie towary. A poza tym, że jest uroczy, to jest głośny, ma silnik ze skutera i jest kulawy na jedno koło.
Nudny segment?
A gdzie w tym zalewie motoryzacyjnego AGD miejsce na emocje? No cóż - 80% użytkowników to raczej nie będzie przeszkadzać, bo kupują samochody właśnie jako AGD. Skoro jednak musicie się wyróżniać, to zwróćmy się do lineupów producentów. Honda ma w ofercie 5 modeli, w tym genialnego roadstera S660. Daihatsu - jedenaście, w tym cabriolet Copen, w którym można zmieniać panele nadwozia. Do tego modele dostawcze. W Mitsubishi jest 6 kei carów. Nissan ubogo - tylko trzy. Oni nadrabiają działem NISMO, ale teraz się tym nie zajmujemy. W Toyocie mamy, podobnie jak w Hondzie, do wyboru pięć mikrosamochodów. Tyle samo ma Mazda. Do kompletu dokładamy Suzuki z jedenastoma modelami. Każdy wybierze coś dla siebie. Brakuje tylko sedanów. To byłoby coś.
Ale nie zapominajmy o historii - w niej było mnóstwo wspaniałych Kei Carów. Na naszych łamach gościł już crossover Honda Z. Mamy Subaru Sambar. Suzuki miało Cappucino, Honda miała model Today oraz roadstera Beat. No i jest przecudownie głupi Autozam AZ-1 z podnoszonymi do góry drzwiami. Naczelny mówi, że się do niego nie mieści, ale są ludzie, co się do MX-5 nie mieszczą, a samochód jest całkiem popularny.
Można marudzić, że wszystkie mają "taki sam silnik" - ze względu na pojemność - tak. Wiele też dzieli podzespoły. Ale skoro Możecie kupić Citroena, Opla i Peugeota z tym samym silnikiem, podobnie jak Skodę, Seata, Volkswagena i Audi, to dlaczego nie Mazdę i Suzuki, albo Toyotę i Daihatsu? Sami powiedzcie - może nie są to idealne "jedyne samochody" - ale naprawdę mogłyby sporo zmienić w miastach.
Część zdjęć w artykule jest autorstwa Takafumi Saito, właściciela wypożyczalni Omoshiro Rentacar. Dziękujemy za udostpęnienie. Arigato gozaimasu.