Regulacje CAFE. Co to i dlaczego przez "kawę" ceny aut pójdą drastycznie w górę
Regulacja CAFE to coś, co jest na ustach całej branży motoryzacyjnej. Pod tym skrótem kryją się nowe unijne przepisy, które sprawią, że samochody będą dużo droższe, a z rynku niemal całkowicie znikną najmniejsze modele. Wyjaśniamy o co tutaj chodzi.
- Regulacja CAFE wchodzi w życie od 2025 roku
- Unijne przepisy ustalają nowy maksymalny poziom emisji CO2
- Przekroczenie normy jest bardzo kosztowne dla producentów
Jeszcze do niedawna wszyscy żyliśmy walką o to, aby norma EURO 7 była łagodniejsza. Tymczasem w tle pojawiła się ustawa, która de facto jest równie potężną bronią skierowaną w stronę branży motoryzacyjnej. Regulacja CAFE już od 2025 roku zmieni cały rynek - i to w ekspresowym tempie.
Co to za ustawa, jaki jest jej cel i na co wpłynie? Już Wam wyjaśniam.
Regulacja CAFE, czyli "Clean Air For Europe", ustala nowy limit emisji CO2
Samo CAFE nie jest nowością, gdyż ten program de facto działa od blisko 20 lat. Teraz jednak w życie wejdą mocno zaostrzone przepisy, które drastycznie obniżają limit emisji.
O ile regulacje EURO oznaczają średnią dozwoloną emisję dla samochodu, o tyle CAFE odnosi się do całej gamy modelowej marki. Obecnie limit to 118 gram, zaś od 2025 roku spada on do 94 gram CO2 na kilometr.
Oznacza to, że średnia emisja całej marki musi zmieścić się w tej liczbie. Jeśli do tego nie dojdzie, do za każde przekroczenie nakładana jest kara w wysokości 95 euro. Tutaj przelicznik jest prosty - to liczba, o jaką przekroczono limit, pomnożona przez liczbę sprzedanych samochodów i pomnożona przez 95.
Przyjmijmy więc, że marka X osiąga wynik 104 gram CO2 na kilometr i sprzedała łącznie 500 000 samochodów. Daje nam to kwotę 427 500 000 euro kary do zapłaty.
Oczywiście marki same z siebie tej kary nie zapłacą. My ją pokryjemy
Tutaj w grę wchodzi wiele zmiennych. Przede wszystkim marki rozliczają się z CO2 w różny sposób - rynkami, lub zbiorczo (dla całej Europy). Co więcej, niektóre firmy rozliczają się wspólnie (tutaj na przykład można wymienić Toyotę, Mazdę, Suzuki i Subaru - te firmy mają wspólny system rozliczeń w Unii Europejskiej i w Wielkiej Brytanii.
Można jednak śmiało przyjąć, że kary zyska większość producentów i to my je zapłacimy. Już od dłuższego czasu firmy motoryzacyjne mówią nam wprost, że wpłynie to na ceny samochodów. Według ACEA średnia emisja CO2 w Europie w 2023 roku wyniosła ponad 123 g CO2 na kilometr. Ta liczba spada, ale nie w takim tempie, aby spełnić wymagania CAFE.
Mówi się, że ceny pójdą w górę nawet o 20%. Kosztujący 108 000 złotych w podstawowej wersji miejski crossover może w 2025 roku wymagać wydania 130 000 złotych.
To wpłynie także na krajobraz rynku. Pewne jest to, że większość firm całkowicie porzuci segment A, a nawet segment B. Po prostu sprzedawanie takich aut nie będzie opłacalne. Jeśli auto pokroju Hyundaia i10 będzie kosztowało niemal tyle, co i20, to nikt nie wybierze mniejszego pojazdu.
W tej klasie zostaną więc tylko nieliczni - a i tak oznacza to drogie pojazdy.
Regulacja CAFE to także cios w samochody sportowe
Idealny przykład dostałem w Toyocie. Aby wyrównać średnią emisję, na każdego sprzedanego GR Yarisa, Toyota powinna sprzedać dwa egzemplarze C-HR w wersji plug-in hybrid. To właśnie z tego powodu wiele firm wyrzuciło już z oferty sportowe modele emitujące więcej CO2. Teoretycznie ich miejsce mają zająć elektryki. Szkoda tylko, że na przykład takiego Hyundaia i30 N i IONIQ-a 5 N dzieli ponad 150 000 złotych w cenie. To bariera nie do przeskoczenia.
Na CAFE ucierpią tanie auta, przede wszystkim
Określenie "tani i przystępny" stanie się przeszłością, gdyż nawet Dacia będzie musiała podnieść ceny swoich modeli. Z kolei różnica będzie dużo mniejsza w drogich autach, gdzie takie podwyżki da się przemycić w cenie i ukryć w finansowaniu. Jeśli więc nie siedzisz na worku gotówki, to potencjalnie masz problem.