Konkurencja powinna uczyć się od niego. Renault Captur pokazuje, jak robić liftingi
Producenci przyzwyczaili nas już do wprowadzania bardzo małych zmian przy okazji liftingów. Renault Captur poszło zupełnie inną drogą, co jest strzałem w dziesiątkę.
Nie tak dawno temu Renault skręciło w stronę generycznego i nijakiego designu. Wystarczy tu przytoczyć chociażby trzecią generację Megane czy czwarte wcielenie Scenica. Ich wygląd nie powalał, wydawał się być trochę nijaki i bez charakteru. To samo tyczyło się Captura, który do tej pory był niczym innym jak kolejnym przedstawicielem miejskich crossoverów. Teraz jednak sytuacja się zmienia, a Francuzi wraz z liftingiem tego modelu zdają się wracać do formy i stylu do jakiego nas przyzwyczaili przed laty. Nowe Renault Captur wygląda naprawdę rewelacyjnie i jest naprawdę radykalną zmianą względem wersji sprzed modernizacji.
Dla innych byłaby to kolejna generacja, dla Francuzów jest to tylko lifting. Renault Captur zyskało ogrom zmian
Zmiany w stylistyce są naprawdę obszerne. Nie opierają się wyłącznie na dołożeniu jednego czy dwóch detali. Mówimy tu o całkowicie innej przedniej części nadwozia. Wąskie lampy z pionowymi światłami do jazdy dziennej nawiązują do obecnego języka stylistycznego marki.
Logo Renault nie wdziera się już na maskę - zniknął klasyczny nosek. Sportowego sznytu ma dodawać tu odmiana Esprit Alpine, która pojawiła się w miejsce wariantu RS Line. Wraz z nią dostajemy szarą listwę w przednim zderzaku, wyróżniki na błotnikach czy też nieco inne klosze tylnych lamp.
Skoro jesteśmy już przy tyle, to ta część Captura po liftingu nie zmieniła się prawie w ogóle. Mimo to francuski crossover po zmianach zyskał na charakterze, a całe nadwozie, mimo braku zmiany linii bocznej, stało się bardziej dynamiczne. Teraz Captur wyróżnia na tle swoich klasowych konkurentów. Ma ono bardziej indywidualny styl przez co trudno pomylić Renault z innym autem na drodze.
Modernizacja objęła także wnętrze
Sam projekt deski pozostał w zasadzie ten sam. Nowością są multimedia, które ukryto w pionowo umieszczonym ekranie centralnym o przekątnej 10,4 cala. W miejsce systemu Easy Link pojawił się OpenR Link, bazujący oczywiście na oprogramowaniu Android Automotive. Dzięki niemu zyskujemy dostęp chociażby do map Google oraz możliwości doinstalowania aplikacji i personalizacji.
System działa całkiem sprawnie. Bez problemu radzi sobie z bezprzewodową obsługą Apple CarPlay, choć kilka razy zdarzyło mi się, że Renault Captur stawało się wielkim "pilotem do odtwarzania muzyki z telefonu".
System poprawnie wyświetlał CarPlay i pozwalał na sterowanie multimediami, ale dźwięk leciał przez głośnik telefonu. Pomógł oczywiście restart za pomocą fizycznego guzika, który umieszczono na szczycie ekranu.
Pamiętać tez trzeba, że telefonu nie da się połączyć z samochodem podczas jazdy. Funkcja łączenia bezprzewodowego dostępna jest jedynie na postoju więc jeśli system się pogubi, to czeka Was wymuszony przystanek.
Wrzucenie do Captura systemu OpenR Link oznacza także zmianę sposobu obsługi klimatyzacji
Miejsce fizycznych pokręteł znanych z poprzednika zajął rząd przycisków, za pomocą których możemy sterować ogrzewaniem. Oczywiście część funkcji przeniesiono na ekran, ale nadal większość z nich obsługuje się przyciskami.
Za to należy się wielki plus, bo ergonomia wnętrza nie ucierpiała na tej ewolucji. Co więcej, usunięcie pokręteł pozwoliło wygospodarować dodatkowy schowek pod ekranem, chociażby na telefon. Osobiście jednak wolałbym, aby wyświetlacz został przesunięty nieco do dołu tak by nie wystawał poza obrys deski.
Ograniczono także ilość fizycznych przycisków, część z nich zniknęła całkowicie i znalazła się w systemie multimedialnym (między innymi ten od asystenta parkowania), a część z nich zmieniła swoje miejsce (przycisk od zmiany trybów jazdy powędrował na kierownicę).
Przed kierowcą znalazło się miejsce dla cyfrowego zestawu wskaźników. Ma on oczywiście kilka różnych motywów z możliwością wyświetlania chociażby mapy, ale brakuje mi w nim nieco bardziej rozbudowanego komputera pokładowego, który też kilkukrotnie podczas testów ot tak postanowił się zresetować.
Odmiana Esprit Alpine nie pozwala zapomnieć z jakiego kraju jest Renault
Francuzi zawsze potrafili w detale i w Capturze nie jest inaczej. O rodowodzie samochodu przypominają nam rozsiane po wnętrzu francuskie flagi. Znajdziecie je chociażby na fotelach czy materiałowym obiciu przed pasażerem.
Również przed nim znalazł się plastikowy dekor, który płynnie przechodzi z szarego w niebieski. Zresztą tego niebieskiego jest we wnętrzu znacznie więcej.
Mięsista i przyjemnie leżąca w dłoniach kierownica zyskała przeszycie trójkolorowymi nitkami, a na fotelach wybito logo Alpine. Przy tym wszystkim materiały użyte do wykończenia deski są trochę nierówne. O ile deska rozdzielcza jest miękka tak boczki drzwi nawet w górnej części zostały wykończone twardym plastikiem.
Kabina Renault, poza masą smaczków i przyjemną stylistyką, okazuje się być także całkiem praktyczna. Schowków jest tu naprawdę sporo, choć pływająca konsola wraz z lewarkiem od przekładni automatycznej zabiera nieco miejsca na prawe kolano.
Pasażerowie z tyłu zasiądą na całkiem wygodnej kanapie, która ma możliwość przesuwania. Jeśli jest ona odsunięta maksymalnie do tyłu, to miejsca na nogi będzie pod dostatkiem. Na głowę jest obszernie, więc nawet wyżsi pasażerowie nie powinni narzekać. Brakuje tu podłokietnika, choć są osobne nawiewy.
Bagażnik ma pojemność 422 litrów przy maksymalnie odsuniętej kanapie do tyłu. Jeśli ją przesuniemy do przodu uzyskamy dodatkowe 114 litrów przestrzeni ładunkowej. Sam kufer jest obszerny, mi udało się zmieścić do niego bagaże dla trzech osób na krótki weekendowy wypad, bez konieczności zabierania przestrzeni pasażerowi z tyłu. Otwór załadunkowy mógłby być nieco większy, a próg nieco niższy, ale nie można mieć wszystkiego.
Renault Captur nawet w odmianie Esprit Alpine jest samochodem komfortowym
Topowa odmiana Esprit Alpine łączona jest wyłącznie z dwoma najmocniejszymi silnikami. Mowa tu o hybrydowym zestawie o mocy 145 KM oraz o miękkiej hybrydzie, która legitymuje się mocą 158 KM.
W teście zmierzyliśmy się z tą mocniejszą odmianą, która opiera się na czterocylindrowej jednostce 1.33 TCe i generującą 270 Nm momentu obrotowego. Moc oczywiście przenoszona jest wyłącznie na przednią oś za pomocą automatycznej, dwusprzęgłowej przekładni EDC o 7 przełożeniach. Taki zestaw pozwala osiągnąć maksymalnie 180 km/h, a pierwsza „setka” pojawia się na prędkościomierzu po 8.5 sekundy.
Układ miękkiej hybrydy to nic innego jak bardzo mały, 12-woltowy akumulator o pojemności 0,13 kWh. Energię do niego zbieramy w zasadzie tylko podczas hamowania, nie da się go doładować w żaden inny sposób. Mały generator elektryczny wspomaga jednostkę benzynową głownie przy ruszaniu, co powinno oczywiście odbijać się na zużyciu paliwa w mieście.
A to potrafi być bardzo różne
Mi Renult Captur raz zużywało około 7 litrów, czasami nawet i koło 9. W trasie samochód był już bardziej „zdecydowany” i przy 120 km/h potrzebował około 6.4 litra, przy 140 km/h 7.8 litra, a na drogach krajowych zadowalał się niecałą „szóstką”. Poza miastem w osiąganiu niezłych wyników zużycia paliwa pomaga na pewno okazjonalne wyłączanie się silnika spalinowego podczas przechodzenia w tryb żeglowania.
Pomimo dosyć wysokiej mocy samochód w ogóle nie zachęca swym charakterem do dynamicznej jazdy. Cały układ napędowy został zestrojony pod wygodne połykanie kilometrów. W odmianie Esprit Alpine dostajemy w standardzie 19-calowe felgi i uważam, że o ile wyglądają rewelacyjnie tak są o cal za duże.
Mimo to zawieszenie w ogólnym rozrachunku radzi sobie całkiem sprawnie z wybieraniem dziur. Krótkie, poprzeczne nierówności sprawiają mu najwięcej problemu, przez co Captur lekko podskakuje, a samo zawieszenie trochę zbyt głośno wybiera niedoskonałości w drodze, ale myślę, że na mniejszym kole problem ten powinien ustąpić. W zakrętach nadwozie wesoło kładzie się na boki, ale jest przy tym stabilne i przewidywalne.
Silnik dobrze dogaduje się ze skrzynią biegów
Ich praca jest aksamitna i płynna bez niepotrzebnych szarpnięć czy zawahań. Te potrafią pojawić się jedynie przy redukcjach. Wtedy skrzynia potrzebuje chwili by zrzucić dwa przełożenia i ochoczo pchnąć samochód do przodu.
Captur naprawdę żwawo nabiera prędkości, jednak robi to w sposób trochę beznamiętny. Być może to kwestia gumowego i mocno wspomaganego układu kierowniczego, do którego trzeba się przyzwyczaić. Z początku trudno jest go wyczuć, zwłaszcza że w swym środkowym położeniu jest całkowicie martwy.
Na całe szczęście w trasie Renault Captur nie jest niesfornym stworzeniem, które trzeba ciągle pilnować, by utrzymać się na pasie. Nie ma on większych problemów z poruszaniem się po autostradach. Boczny wiatr nie robi na nim wrażenia, a samochód jest stabilny i przewidywalny. Płaskie i miękkie fotele okazują się być zaskakująco wygodne.
Zaskoczeniem dla mnie była kultura pracy jednostki napędowej. Francuski crossover nie należy do elity tej klasy, jeśli chodzi o wyciszenie kabiny, a mimo to silnik nie wpuszczał do wnętrza nieprzyjemnych dźwięków nawet podczas dynamicznego przyspieszania. Być może to kwestia grubej ściany grodziowej albo samego motoru, bo wyciszenie od szumu opływającego powietrza mogłoby być nieco lepsze.
Nowa twarz, nowe ceny. Ile kosztuje Renault Captur?
Obecnie najtańszego Captura można dostać za 86 800 zł, jeśli wybierzemy podstawową wersję Evolution wraz z silnikiem TCe 90. Renault jako jeden z nielicznych producentów oferuje nadal jednostki czterocylindrowe w tej klasie.
Jeśli chcecie, aby właśnie taki silnik pracował pod maską Waszego samochodu to trzeba przygotować się na wydatek 105 900 zł za środkową odmianę Techno z silnikiem TCe 140. Esprit Alpine stoi na samym szczycie cennika i rozpoczyna się od kwoty 124 900 zł wraz z silnikiem TCe 160 i układem miękkiej hybrydy, czyli dokładnie tym, który jest w testowanym egzemplarzu.
Wyżej jest jeszcze w pełni hybrydowa odmiana E-Tech 145, którą wyceniono bazowo na 131 800 zł. Testowany przez nas egzemplarz miał na pokładzie parę opcji co sprawiło, że jego końcowa wartość zatrzymała się na kwocie 134 000 zł. Jedyną opcją, której zabrakło u nas to audio Harman Kardon, którą uważam za obowiązkową. Seryjny zestaw głośników gra przeciętnie.
Po pięciu latach od swego rynkowego debiutu francuzi naprawdę przyłożyli się do zmian i w znaczący sposób zmienili wygląd Captura. To komfortowe i przyjemne w codziennym użytkowaniu auto, z przyjemnym wnętrzem.
Nowe multimedia i wygląd pozwolą mu pozostać świeżym na kilka kolejnych lat. Szkoda, że przy okazji liftingu nie dorzucono tu jeszcze matrycowych świateł przednich i bardziej rozbudowanych opcji personalizacji, jednak ogółem to naprawdę solidnie zrobione i zaprojektowane z pomysłem auto.