Renault Clio Grandtour 1.5 dCi Dynamique
Renault Clio aktualnej generacji pojawiło się na rynku trzy lata temu, zwracając na siebie uwagę głównie płytą podłogową o rozstawie osi dorównującym niektórym autom kompaktowym. Teraz przyszedł czas na odmianę z nadwoziem uniwersalnym.
Klasa małych aut kombi nie jest wcale liczna. Składają się na nią Peugeot 207 SW, Skoda Fabia Combi oraz testowany właśnie Renault Clio Grandtour, dostępny od niespełna pięciu miesięcy. Czyżby więc zaledwie trzech producentów uznało, że warto zaspokoić zapotrzebowanie ze strony tzw. przeciętnego Kowalskiego na tego typu konstrukcje?
Wszystko wskazuje na to, że tak. Warto ponadto zaznaczyć, że bratnia konkurencja spod znaku lwa ma w tej kwestii większe doświadczenie, zdobyte przez model 206 SW. Również Czesi wiedzą "jak to się robi" - poprzednia generacja Skody Fabii Combi cieszyła się ogromnym powodzeniem. Co innego Clio, które do tej pory nigdy nie było oferowane z takim nadwoziem.
To już gdzieś było...
Jak to zwykle bywa, przód Grandtoura jest dokładnie taki sam, jak w hatchbacku. Patrząc na nowy model z tej właśnie strony, najłatwiej odróżnić go dzięki seryjnym relingom dachowym. Gdy widzimy auto z boku, trudno cokolwiek zarzucić jego linii. Nie wydaje się "rozciągnięte" na siłę, choć oczywiście jego proporcje są teraz inne.
Największym zmianom poddano tylną część nadwozia. Wydłużono ją o 21,6 cm, zaopatrzono w mocno pochyloną szybę oraz poziome przetłoczenie, przez które tył w pierwszej chwili wydaje się mało spójny. Z upływem czasu można jednak nabrać przekonania, że ta kompozycja trafnie układa się w całość i prezentuje po prostu ładnie.
...i to również.
Podobne wnioski można wyciągnąć zaglądając do wnętrza. Siedząc z przodu i nie patrząc za siebie, nie sposób odgadnąć, w której wersji nadwoziowej się znajdujemy. Tablicę przyrządów, dobrze znaną z hatchbacka, wykonano z miękkich i przyjemnych w dotyku materiałów, które na tle rywali wypadają bardzo przyzwoicie. Zastrzeżeń nie budzi też jakość montażu poszczególnych elementów oraz widoczność. Lusterka zewnętrzne są wystarczająco duże, a zagłówki tylnej kanapy można opuścić na równo z jej oparciem.
Zupełnie jak w "zwykłym" Clio, obsługa poszczególnych instrumentów jest łatwa. Mamy tu wszakże wyjątek, którym - tradycyjnie już dla Renault - okazuje się panel radia z naprawdę małymi klawiszami. W tym właśnie momencie, ponownie - tradycyjnie dla Renault - na pomoc przychodzi pilot znajdujący się na kolumnie kierownicy (szkoda, że regulowanej tylko w jednej płaszczyźnie). O połowę krótsze niż w większości aut dźwigienki kierunkowskazów i wycieraczek mogą na początku nieco zaskakiwać, ale w praktyce w ogóle nie stwarzają problemów w obsłudze.
Przede wszystkim bagażnik
Wolnego miejsca dla pasażerów jest dokładnie tyle, co w hatchbacku. Z przodu zmieści się każdy, choć być może nie każdemu będzie wygodnie. Podobnie w drugim rzędzie - nawet długie trasy nie będą problemem, o ile podróżują tam dwie nie za wysokie osoby. Korzyść z dłuższego nadwozia tak naprawdę odniosą jedynie torby i walizki, które zechcemy zabrać ze sobą.
A z tym raczej nie będzie kłopotów, gdyż przestrzeń bagażowa Grandtoura liczy 439 l. Pod tym względem Renault plasuje się dokładnie pomiędzy swoimi rywalami. Peugeot 207 SW nie zachwyca (337 l), za to Skoda może pomieścić aż 480 l. Jednak tylko w Clio na całej szerokości bagażnika znajdziemy dodatkowy schowek, który ukryto pod podłogą z dykty. Jeżeli trzeba, można postawić ją pionowo i zahaczyć o oparcie kanapy, aby nie opadała. Reszty dopełnia ledwo zauważalny próg załadunku. Krótko mówiąc, ktoś tu pomyślał. Jest po prostu funkcjonalnie.
Sił mu nie brakuje
Gwóźdź programu testowanej wersji to najmocniejsza jednostka wysokoprężna, jaką Renault oferuje do Clio Grandtour. Cechuje ją typowa przypadłość współczesnych doładowanych diesli - aby silnik nie zgasł przy ruszaniu, musimy zdecydowanie wcisnąć pedał gazu na długo przed puszczeniem sprzęgła. No cóż, trzeba przywyknąć. Nie ma natomiast potrzeby specjalnego traktowania drążka zmiany biegów. Lewarek prowadzi się pewnie i precyzyjnie, chociaż ma długie skoki.
Moc 105 KM wraz z momentem obrotowym o wartości 240 Nm wystarcza do żwawej jazdy, która w polskich warunkach "kosztuje" nieco więcej niż chciałby producent. W praktyce trzeba liczyć się ze zużyciem oleju napędowego na poziomie 5.5 - 6.1 l/100 km, co i tak jest niezłym wynikiem. Kultura pracy oraz sposób rozwijania mocy przez 1.5-litrowego diesla nie pozostawiają wiele do życzenia. W niskim zakresie obrotów jednostka pracuje bardzo miękko i cicho, głośna staje się dopiero powyżej 3000 obr/min.
Samochód wyróżniono symbolem "eco2", który wskazuje na niską emisję dwutlenku węgla oraz na to, że w 95% wykonano go z materiałów, które po zakończeniu eksploatacji będzie można wykorzystać ponownie.
Komfort ma priorytet
Układ jezdny Clio Grandtour nastawiono na komfort, co pasażerom wychodzi zdecydowanie na dobre. Zawieszenie świetnie radzi sobie z dziurami w jezdni, a dzięki zastosowaniu sporych stabilizatorów pozwala też na bezpieczne pokonywanie zakrętów. Do szybkiej jazdy nie zachęca tylko mało precyzyjny układ kierowniczy z mocnym wspomaganiem, ale pamiętajmy, że samochód ten nie został przecież stworzony do wyścigów.
Najważniejsze, że w polskich, dobrze znanym wszystkim realiach drogowych, walka z wybojami kończy się zwycięstwem. Podłużne nierówności są filtrowane bardzo subtelnie, dopiero rozległe, poprzeczne pęknięcia asfaltu wytrącają układ jezdny z równowagi.
Jest drogo, ale...
Testowany egzemplarz Clio Grandtour to wydatek 73 550 zł, a więc bardzo dużo jak na samochód tej klasy. Można jednak z dużym prawdopodobieństwem - graniczącym z pewnością - założyć, że potencjalny nabywca takiego auta będzie gotów poczynić pewne ustępstwa. Bo czy np. przeciętnej rodzinie z dwójką małych dzieci do szczęścia potrzebny będzie tak mocny silnik, felgi aluminiowe, elektrycznie sterowane i składane, podgrzewane lusterka, chromowane klamki drzwi, imitujące aluminium aplikacje na kokpicie, system kontroli trakcji, kierownica i gałka zmiany biegów obszyte skórą, dodatkowe reflektory doświetlające zakręty czy automatyczna klimatyzacja?
...może być taniej.
Cenę tego funkcjonalnego kombi można skutecznie obniżyć, decydując się na wersję napędzaną 85-konną odmianą silnika 1.5 dCi. Jednostka ta nie zapewnia oczywiście piorunujących osiągów, ale dość dobrze sprawdza się jako źródło napędu Clio, niewielką moc nadrabiając pokaźnym momentem obrotowym - 200 Nm to tylko o 40 Nm mniej od testowanej wersji 105-konnej.
Wariant Expression, z czterema poduszkami powietrznymi, centralnym zamkiem, relingami dachowymi, "elektryką" przednich szyb, radioodtwarzaczem z CD oraz manualnie sterowaną klimatyzacją to wydatek 58 600 zł. Brzmi znacznie lepiej, a ma przecież wszystko, co niezbędne.
Na tym nie koniec, bo podobnie wyposażona konkurencja ceni się wyżej. Peugeot 207 SW Trendy z 1.6-litrowym silnikiem wysokoprężnym o mocy 90 KM kosztuje 64 000 zł, z kolei 80-konna Skoda Fabia Combi 1.4 TDI - 59 400 zł. Jak więc widać, tylko Czesi mogą nawiązać równorzędną walkę cenową z Renault, ale z drugiej strony kultura pracy trzycylindrowego diesla Fabii może zrazić do niej nawet najbardziej zagorzałych zwolenników oszczędnego przemieszczania się.
Dobra propozycja
Clio Grandtour nie musi obawiać się konkurencji - sprawia wrażenie solidnie wykonanego, niemal "dorosłego" samochodu. Komu wystarczy przestrzeń pasażerska z klasy B, ale potrzebuje dużego bagażnika, powinien zainteresować się właśnie tym autem, bo trudno doszukać się w nim poważniejszych niedociągnięć. Debiut pierwszego w historii Clio z nadwoziem kombi można uznać więc za w pełni udany.