Renault Espace ma jeden problem - nazwę. To dobry SUV z jedną solidną wadą
Renault Espace żyje, ale jest cieniem tego, czym było w pierwotnych założeniach. Ta kultowa nazwa przypadła powiększonej wersji Australa, dostępnej w wydaniu pięcio i siedmioosobowym. I paradoksalnie to ona jest tutaj jednym z największych problemów, choć oczywiście nie jedynym.
Nie wiem jak Wam, ale dla mnie nazwa Renault Espace zawsze oznaczała przestrzeń, komfort podróżowania i niebanalne podejście do samochodu. Uważam, że w historii tej francuskiej marki jest to jeden z najważniejszych modeli. Pierwsza i druga generacja były przełomowe. Trzecia połączyła to wszystko z naprawdę efektownym wyglądem, a czwarta z rozwiązaniami z wyższej półki.
A później nadszedł czas ewolucji. Vany przepadły na rynku, a Renault postanowiło uczynić ze swojego Espace'a skrzyżowanie crossovera i samochodu rodzinnego. Wyszło to nienajgorzej, pomijając mniejszą ilość miejsca i ogrom problemów trapiących ten samochód.
Szóste wydanie tej nazwy z kolei wylądowało na przedłużonym Australu, czyli odpowiedniku Tiguana Allspace. I to jest problem - bo o ile sam samochód nie jest zły, choć do ideału sporo mu brakuje, to nazwa sprawia, że oczekujemy od niego czegoś więcej.
A nowe Renault Espace oferuje przestrzeń w limitowanej postaci
Cudów nie da się uczynić, budując duży rodzinny samochód na SUV-ie. Taka forma nadwozia niesie ze sobą szereg ograniczeń, które zawężają pole do popisu inżynierów marki.
A w przypadku nowego Espace'a problemem jest właśnie trzeci rząd siedzeń, który można traktować tylko i wyłącznie awaryjnie. Nawet po przesunięciu kanapy w drugim rzędzie, ilość miejsca jest tam skromna i wystarczy dziecku. Dorosłych nie próbujcie nawet sadzać na tych małych fotelach - chyba, że kogoś bardzo nie lubicie i zamierzacie zafundować mu małe tortury.
Cechą Espace'a był też duży bagażnik przy komplecie zajętych miejsc. Tutaj dostajemy jednak tylko kawałek do wrzucenia miękkich toreb, co najwyżej. Lata temu miałem okazję podróżować jako pasażer Espacem trzeciej generacji. Jechaliśmy w siedem osób do Włoch i nikomu nie brakowało miejsca, a bagaże spokojnie pomieściły się do bagażnika. To było coś naprawdę imponującego.
W przypadku nowego wydania tego modelu mam tylko jedno przemyślenie - nie warto brać wersji siedmioosobowej
Ona po prostu nie ma sensu. Lepiej zdecydować się na wariant pięcioosobowy, który oznacza większy i bardziej ustawny bagażnik. Tym samym zyskujemy tutaj praktyczniejsze wydanie Australa, co dla wielu osób może być plusem.
Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że sam postawiłbym na Espace'a względem Australa. Te cenne dodatkowe centymetry w rozstawie osi zapewniają większy komfort podróżowania dla pasażerów podróżujących w drugim rzędzie (jest tutaj bardzo dużo miejsca), a wielki bagażnik ułatwia pakowanie na długie wyjazdy.
Zresztą dane techniczne dobrze to pokazują. W wersji dla siedmiu osób zyskujemy od 150 do 677 litrów pojemności bagażnika (ta pierwsza wartość oczywiście tyczy się rozłożonego trzeciego rzędu). Z kolei wariant dla pięciu osób pozwala na wykorzystanie 777 litrów przestrzeni. Różnica jest naprawdę duża.
Szkoda też, że "praktyczne rozwiązania", chociażby w formie stolików w oparciach foteli, zastąpiono nakładką przypinaną do zagłówków przednich foteli. Nie dość, że jest ona wykonana z taniego plastiku, to jeszcze trzeszczy jak diabli na nierównościach.
Nowy Espace ma też problem w postaci zerowych opcji wyboru napędu
Ten samochód oferowany jest tylko z jednym silnikiem. Mowa tutaj o nowej hybrydzie Renault, łączącej 3-cylindrowy silnik 1.2 i jednostkę elektryczną. Łącznie dostajemy 199 KM i napęd na przednią oś. Układu AWD, nawet za dopłatą, nie znajdziecie.
Na otarcie łez jest za to system 4Control, czyli skrętna tylna oś. Ta posiada tryb Multi-Mode, który pozwala na regulację stopnia skrętu tylnych kół. Robi to ogromną różnicę, ale sprawia też, że Renault Espace może jeździć bardzo nienaturalnie, wyraźnie "zarzucając" tyłem przy niskich prędkościach, lub gwałtownie skręcając przy minimalnym ruchu kierownicą.
Muszę jednak przyznać, że właściwości jezdne są plusem tego samochodu. Zachowano tutaj przyjemny balans pomiędzy sztywnością zawieszenia a komfortem podróżowania. Sam układ kierowniczy przy dobrym ustawieniu tylnej osi nie rozczarowuje i nie psuje podróżowania tym samochodem.
Sam silnik jest bardzo trudny w ocenie. Z jednej strony mocy mu nie brakuje, choć czasami łapie lekką zadyszkę. Z drugiej strony za sprawą specyficznej przekładni, która łączy osobne przełożenia dla silnika spalinowego i elektrycznego, regularne szarpnięcia i zawahania są tutaj normą.
Zużycie paliwa paradoksalnie też nie jest najmocniejszą cechą tego auta. Tylko przy naprawdę delikatnej jeździe, do tego raczej podmiejskiej, zejdziemy do około 5,2 litra na setkę. W mieście powtarzalny wynik jest bliższy 6-6,3 litra. W trasie z kolei zużycie paliwa wzrasta nawet do 8,9 litra przy 140 km/h.
przy 100 km/h: | 6,1 l/100 km |
przy 120 km/h: | 8,1 l/100 km |
przy 140 km/h: | 8,9 l/100 km |
w mieście: | 6-6,3 l/100 km |
Ciekawostką jest też dźwięk tego silnika. Marcin Napieraj bardzo narzekał na brzmienie tej jednostki napędowej w Australu. Przyznam - jeździłem tamtym egzemplarzem i faktycznie po dociśnięciu gazu warkot przypominał wiadro metalowych nakrętek wrzuconych do pralki ustawionej na maksymalne wirowanie.
Tymczasem Espace fundował dużo przyjemniejsze brzmienie, nie tylko "spod maski", ale i z samego wydechu. Czy to efekt dłuższego układu wydechowego, lub inaczej ustawionych tłumików? Nie mam pojęcia, ale różnica jest naprawdę ogromna.
A co oceniłbym na plus w tym modelu?
Pozycja za kierownicą jest bardzo dobra, choć sam fotel wymagał w moim przypadku dwóch dni eksperymentowania z pozycją. Dopiero po kilku próbach znalazłem idealną pozycję. Podoba mi się też tutaj "przestrzeń" w kabinie. Deska rozdzielcza jest mocno cofnięta w stronę podszybia. Nie brakuje też dużych schowków, w tym jednego bardzo specyficznego, pod "lotniczą" podkładką na rękę.
Doceniam również nienajgorszy szklany dach, który nawet bez rolety nie męczy. Multimedia bazujące na oprogramowaniu Google Automotive również mnie nie zawiodły. Ekspresowo łączyły się ze smartfonem, a Apple CarPlay załatwiało cały temat. W razie potrzeby fabrycznie mamy mapy Google, co też jest plusem.
Dodatkowo jakość i wysoka rozdzielczość obrazu na wyświetlaczach (także na wskaźnikach) jest tutaj ogromnym plusem.
W mojej opinii Renault Espace powinno nazywać się po prostu Grand Austral
Bo to właściwie jest Grand Austral. Ten samochód nie oferuje nic ponad to, co dostajemy w mniejszej wersji. Logo "Espace" budzi pewne oczekiwania, które tutaj nijak nie są spełniane.
Liczę też na to, że Renault poszerzy gamę jednostek napędowych. Ponoć napęd na cztery koła pojawi się wraz z hybrydą plug-in, która wykorzysta ten sam silnik 1.2, ale połączy go z akumulatorem i dodatkowym silnikiem przy tylnej osi. Czy ten zestaw się sprawdzi? To pokaże czas - poza tym pierwszym autem, które go zyska, będzie nowy SUV Rafale.
Dla fanów francuskiej motoryzacji będzie to atrakcyjna propozycja
Ja jednak uważam, że wymaga ona kilku szlifów. Przede wszystkim Renault przekombinowało z hybrydą, która ma garść wad i nie każdemu przypadnie do gustu. Do tego brak alternatyw na liście wersji silnikowych, a także niedostępny napęd AWD, są pewnymi ograniczeniami.
Wyzwanie stanowi również cena. Testowana topowa wersja Iconic w wydaniu siedmiomiejscowym, kosztuje 216 900 złotych. Bazowy Espace w konfiguracji dla 7 osób to wydatek rzędu 192 900 złotych.
Nie jest to jednak ostatnie słowo. W tym samochodzie dodano opcjonalne nagłośnienie Harman/Kardon (4500 złotych), dobre światła LED MATRIX (4000 złotych), panoramiczny dach (4500 złotych), wyświetlacz head-up (3000 złotych) i dodatkowe systemy wspierające kierowcę (1500 złotych). Dodając do tego lakier metaliczny dostajemy kwotę na poziomie 238 200 złotych.
Nie jest ona zła, gdyż konkurenci kosztują podobnie. Tam jednak często dostajemy właśnie bardziej adekwatny napęd - na przykład w Kodiaqu będzie to 193-konny diesel z układem 4x4.
Renault Espace może więc mieć problem ze znalezieniem swojej niszy. Z jednej strony jako pięcioosobowy model jest ciekawą i praktyczniejszą alternatywą dla Australa, aczkolwiek występuje tylko z jednym, bardzo specyficznym silnikiem. Z drugiej w gronie aut pokroju Nissana X-Trail, Kii Sorento, czy Hondy CR-V niczego mu nie brakuje. Zobaczymy więc jakie wyniki sprzedaży zanotują Francuzi po tym roku.