Restomody to nowy luksus. Ludzie chcą czegoś innego, firmy wywęszyły dobry biznes

Kiedyś był Singer i pojedyncze małe firmy, które tworzyły unowocześnione interpretacje klasycznych aut. Teraz restomody są tak powszechne, że niemal co miesiąc poznajemy jakiś nowy projekt. Skąd ta nagła popularność "przebudowanych klasyków" i czy ten trend niebawem zniknie?

Czym są restomody? Odpowiedź nie jest skomplikowana: bierzesz samochód, który otoczono jakąś formą kultu. Jest ceniony i pożądany. Następnie rozbierasz go na części pierwsze, aplikujesz mocniejszy przebudowany silnik, tworzysz lepsze zawieszenie, nadajesz mu unikalny wygląd i składasz to wszystko w całość. Na koniec przyczepiasz metkę z wysoką ceną i cieszysz się sukcesem.

Ujmując to w skrócie - restomody mają sprawić, że dobre klasyki staną się doskonałe. Idea szczytna i słuszna. Sam mając bardzo gruby portfel wolałbym jeździć samochodem sprzed lat, gdyż w nowych maszynach, nawet tych z najwyższej półki, ciężko jest mi znaleźć coś porywającego.

Problem polega na tym, że restomody przestają trzymać się tej pierwotnej koncepcji

Bogaci ludzie ewidentnie zauważyli, że kupując kolejnego McLarena lub Ferrari nie wyróżniają się z tłumu. Mam też wrażenie, że u części osób obudziło się poczucie pożądania czegoś z przeszłości, ale jednak w nowoczesnym wydaniu. Tu idealnie wpisują się właśnie projekty typu restomod.

Ta ścieżka na dobrą sprawę przetarta była przez Singera. Nie jest to jednak jedyna firma, która tworzyła ciekawe pojazdy bazujące na klasykach. Można jednak śmiało powiedzieć, że wszystko orbitowało wokół Porsche. Lista takich producentów jest długa, a jednym z moich ulubionych jest Emory Motorsports, tworzące wyjątkowe wydania Porsche 356.

Sukces Singera zachęcił ludzi biznesu. Nowe firmy wyrastały niczym grzyby po deszczu, tworząc krótkie serie aut. Niektóre tylko chwaliły się projektami, po czym przepadały bez słuchu. Pewne jest to, że najwięksi gracze zaczęli wyciągać wyciągać klasyki w nowej formie z kapelusza, niczym magicy.

Nagle mamy masę firm robiących restomody Porsche. Nawet w Polsce pojawili się tacy producenci. Kolejne manufaktury dorwały się do różnych modeli Ferrari, a Lamborghini Diablo stało się odlotową Eccentricą. Niektórzy spoglądają nawet na mniej oczywiste auta, takie jak chociażby BMW M3 E30.

Jest popyt, jest podaż. To szybko nie minie

Mam wrażenie, że osoby, które są nieco mocniej "wciągnięte" w świat motoryzacji, szukają po prostu czegoś innego. Nowe super i hipersamochody są wybitne, ale często tracą ten pierwiastek analogowego szaleństwa. Takie cechy łatwiej jest znaleźć w udoskonalonym aucie sprzed lat.

Oczywiście zmiany w wyglądzie, czy w konstrukcji pojazdu, bywają dyskusyjne. Są jednak firmy, które doskonale czują temat i idą we właściwym kierunku. Tu świetnym przykładem jest Officine Fioravanti, które stworzyło poprawioną Testarossę. Nowe zawieszenie i szereg poprawionych elementów, opakowanych w klasyczne nadwozie, to recepta na fabryczne wady i słabości tego modelu (a tych tu nie brakowało). To samo tyczy się ich Alfy Romeo 8C, która dostała wreszcie manualną skrzynię biegów - coś, co powinna mieć fabrycznie.

Fioravanti restomody

Na drugim końcu skali są jednak auta, które po prostu korzystają z tego trendu, ale nic nie wnoszą do świata motoryzacji. Singer ma odlotowe silniki, które kręcą się nawet do 10 000 obrotów. Emory także tworzy własne boksery. A gdy patrzy się na te skrzywdzone wizualnie 911-ki, które mają być "budżetowymi singerami" to serce się kraja - zwłaszcza, jeśli ktoś przesadził z liczbą "nowoczesnych" detali.

Nawet pasjonaci motoryzacji są coraz bardziej znudzeni nowoczesnymi samochodami

I wcale mnie to nie dziwi, gdyż naprawdę rzadko pojawiają się auta, które coś znaczą i budzą większe emocje. Łatwiej jest więc spojrzeć na samochody z przeszłości i wzdychać do nich, mówiąc pod nosem "kiedyś to było".