Samochody elektryczne: ile kosztuje sensowna "używka", jakie modele przyciągają uwagę?
Samochody elektryczne zyskują coraz większą popularność - a to przekłada się na ich dostępność z tak zwanej "drugiej ręki". Sprawdzam więc co i za ile dostaniemy, oraz na czym przede wszystkim warto skupić uwagę.
Samochody elektryczne z drugiej ręki stają się coraz ciekawszą koncepcją. Ich ceny nie zwalają z nóg, a możliwości oferowane przez baterie spełniają oczekiwania wielu osób. Do tego w ostatnich latach prywatny import oraz rosnąca sprzedaż elektryków sprawiła, że jest w czym przebierać. Sprawdzam więc jakie auta są szczególnie godne uwagi, a które warto omijać szerokim łukiem.
Tak naprawdę samochody elektryczne są z reguły raptem kilkuletnie
Popularność elektryków wzrosła dopiero w ostatnich latach, jednak tak naprawdę w większej liczbie towarzyszą nam one od nieco ponad dekady. Oczywiście trzeba też liczyć się z faktem, że starsze auta nigdy nie zapewnią nam możliwości jakkolwiek porównywalnych z najnowszymi elektrykami. Co więcej, nawet pięcioletnie konstrukcje mogą mocno odstawać, oferując raczej skromny zasięg.
Dlaczego więc warto rozważyć samochód elektryczny? Czynników, które włączają się w ten rachunek jest wiele. Zacznijmy od pobudek płynących z komfortu użytkowania takiego auta, czyli możliwości poruszania się buspasami i darmowego parkowania w miastach. Pamiętajcie jednak, że te przywileje prędzej czy później znikną - to tymczasowa zachęta do przesiadki do aut na prąd.
Poszukiwania rozpocząłem od czołowych polskich portali ogłoszeniowych
W wyszukiwarce zaznaczam opcję "elektryczne" i rozpoczynam spacer po całej liście ofert. Teoretycznie na OTOMOTO znajdziemy ponad 1700 samochodów, z lekką przewagą nowych. Warto jednak wziąć pod uwagę fakt, że wiele ogłoszeń to oferty-widma na nowe niewyprodukowane samochody.
Zacząłem więc od wertowania najtańszych propozycji. Od razu można jednak zauważyć, że za mniej niż 20 000 zł to dostaniemy co najwyżej wrak lub auto bez baterii. To powszechna praktyka w przypadku pojazdów importowanych z Francji, zwłaszcza tych z logo Renault. Pamiętajcie, że w nich bateria jest leasingowana, tak więc przy sprzedaży "zabiera" ją producent.
Za około 25 000 zł dostaniemy już coś, co ma cztery koła, dach nad głową i nawet jeździ. Mowa o Mitsubishi i-MIEV, Peugeocie iON i Citroenie C-Zero z bateriami o pojemności 14,5 kWh. To małe elektryki, które stworzono na bazie japońskiego kei-cara. Po latach z reguły zapewniają 60-85% sprawności baterii (SOH, State of Health), co przekłada się na 60-150 km zasięgu. Ta wartość mocno uzależniona jest od warunków pogodowych i stylu jazdy. Trzeba jednak przyznać, że taki wynalazek to najtańsza furtka do elektrycznej jazdy. W przypadku ładowania w domu (w nocnej taryfie lub dzięki wsparciu fotowoltaiki) koszt przejechania 100 kilometrów może sięgać 4-6 zł.
Ciekawostka: nowa bateria kosztuje do tego auta od 3 do 4,5 tysiąca złotych.
Samochody elektryczne za 30 000 - 35 000 zł - tutaj króluje Nissan Leaf
Wydając mniej niż 40 000 zł dostaniemy popularnego Leafa z baterią o pojemności 24 kWh, będącego swego rodzaju pionierem segmentu samochodów na prąd. W tej cenie dostaniemy z reguły samochód z początku produkcji, do tego importowany z USA. To oczywiście niesie za sobą pewne ryzyko - z reguły pojazdy zza oceanu ściągane były jako powypadkowe. Warto więc dokładnie sprawdzić konstrukcję pod kątem ewentualnych napraw.
Nissan Leaf również nie zapewni powalającego zasięgu. Według użytkowników zasięg takiego auta może wynosić od 90 do 150 km, oczywiście w zależności o SOH (State of Health) baterii. Warto więc przygotować się na częstsze ładowania i traktować ten samochód jako miejską propozycję, aczkolwiek zdecydowanie bardziej cywilizowaną niż wspomniany wcześniej i-MIEV i iON.
W tej cenie znajdziemy też pojedyncze egzemplarze smarta drugiej generacji. W zależności od rocznika oferowane są one z baterią 16,5 lub 17,6 kWh, produkowaną odpowiednio przez Zytec i Deutsche Accumotive. Tutaj także łatwo trafić na wersję z USA, tak więc sprawdzenie auta to podstawa. Zasięg? 100-110 km to wynik możliwy do uzyskania, ale wymagający odrobiny starań. Warto więc traktować taki samochód jako stricte miejską propozycję.
Przekroczenie granicy 40 000 zł otwiera nam szereg możliwości
Przede wszystkim zyskujemy tutaj dostęp do wielu Leafów w lepszym stanie technicznym, ale też do innych wynalazków - takich jak KIA Soul Electric, Renault Zoe i FIAT 500e. Ten ostatni to szczególnie popularna i ciekawa propozycja. Samochody importowane z USA są rozsądnie wyceniane, a ich możliwości robią wrażenie. Do miasta jest to więc jedna z ciekawszych propozycji - tym bardziej, że w Polsce znajdziemy sporo ciekawych używanych aut.
FIAT 500e oferowany był z baterią o pojemności 24 kWh, co przekładało się na około 170 km zasięgu. Oczywiście realnie wartości te są niższe (100-130 km zrobimy bez problemu), a to w zupełności wystarczające dla wielu osób liczby. Do tego mnogość części i garść serwisów specjalizujących się już w tym aucie sugeruje łatwiejszą eksploatację.
Renault Zoe z kolei warto traktować z dużą dozą ostrożności. Jak już wspomniałem baterie w tych samochodach są leasingowane i należą do Renault. Tym samym kupując taki samochód powinniśmy ustalić z producentem kwestię leasingu. Wiem jednak, że w Polsce upowszechnił się procedes "hackowania" akumulatorów. Usuwane są z nich specjalne moduły z kartą SIM, a ich miejsce zajmuje odpowiedni emulator. Nie jest to jednak legalne rozwiązanie i może nam sprawić pewne kłopoty w razie wnikliwej kontroli.
Większe samochody elektryczne są już znacznie droższe
Aby kupić auto kompaktowe (inne niż Leaf), należy wyłożyć na stół co najmniej 70 000 zł. Za takie pieniądze dostaniemy między innymi Volkswagena e-Golfa w starszym wydaniu (z mniejszą baterią i słabszym silnikiem), lub Mercedes Klasy B Electric Drive. Te auta jednak także zapewnią Wam do 150-200 km (w porywach) zasięgu.
Powyżej granicy 70 000 zł pojawiają się z kolei takie auta jak Hyundai IONIQ Electric, czy BMW i3. W przypadku tego drugiego warto jednak pamiętać, że tylko wersja stricte elektryczna korzysta ze wszystkich przywilejów zielonych tablic. Wariant REX (range extender), ze względu na obecność małej jednostki spalinowej, traktowany jest jak zwyczajna hybryda.
Mając blisko 80 000 zł kupimy coś nowego, lub prawie nowego
Mowa tutaj o Dacii Spring, która w wersji Comfort kosztuje niecałe 77 000 zł. W przypadku nowego pojazdu skorzystamy z programu dofinansowania rządowego, o ile oczywiście chcemy walczyć z biurokracją i chwalić się specjalną naklejką, która jest obowiązkowym elementem w przypadku uzyskania wsparcia finansowego.
Za takie pieniądze dostaniemy też Skodę Citigo-e iV (i jej kuzyna, Volkswagena e-up'a). To świetne auta, które przegrały z polityką i kosztami. Marki wolą chwalić się nowymi dużymi autami, a do tego grupa Volkswagena dokładała do produkcji każdego takiego samochodu. Teraz stanowią one jednak łakome kąski, gdyż bez problemu da się nimi przejechać nawet 300 km na jednym ładowaniu (choć wymaga to sporego wysiłku).
Uwaga - Volkswagen e-Up oferowany był też w starszym wydaniu sprzed liftingu, gdzie bateria i zasięg były znacznie niższe.
Zabawa zaczyna się powyżej 100 000 zł
Tutaj zyskujemy dostęp do wielu nowszych, lekko używanych aut. Do tego można już przebierać w ofertach lekko uszkodzonych starszych Tesli Model S. Kontrowersyjny i ryzykowny zakup, ale bez wątpienia zapewniający najwięcej przestrzeni.
A skoro mowa o Teslach, to pierwsze dobrze wyglądające auta kosztują co najmniej 140 000 zł. Mowa o Modelu S z roczników 2013-2015, niekiedy z dużymi przebiegami. Ponad 200 000 lub nawet 300 000 km na liczniku nie powinno nikogo dziwić.
Dopiero za dwa, może trzy lata samochody elektryczne z drugiej ręki będą ciekawsze
Wtedy pokończą się leasingi takich aut jak Hyundai Kona Electric czy najróżniejszych nowych wariantów Renault Zoe. Oznacza to oczywiście większy zasięg, szybsze ładowanie (wiele z wymienionych aut takowego nie posiada) i większy komfort użytkowania.
Co ciekawe wieszczone przez wiele osób problemy z bateriami to rzadkość. Owszem, trafiają się egzemplarze zmęczone ciężką eksploatacją, ale nawet one po tych 7-10 latach potrafią pokazywać 70% sprawności względem stanu pierwotnego.
Na co jeszcze trzeba uważać?
Auta z USA z reguły mają inne gniazda - ChaDeMo i Tesla Connector w przypadku starszych Tesli. Wtedy przydają się stosowne przejściówki, bez których korzystanie z wielu publicznych stacji może być bardzo problematyczne.