Jest 1 lipca, przejechałem przez nową SCT. Jest martwa, i pewnie tak zostanie

Nowiutka, zapowiadana z hukiem SCT - Strefa Czystego Transportu w Warszawie. Mieszkam w niej, więc pojechałem sprawdzić, jak miasto do tego podeszło.

No i ruszyła SCT w Warszawie. Szumnie zapowiadana Strefa Czystego Transportu, będąca jednocześnie pomysłem tyleż niezłym, co kompletnie absurdalnym. Zrobiona na kolanie, na podstawie badań sprzed lat, z przepisami, które zmieniają się jak w kalejdoskopie. Odpalona bez jakiegokolwiek przygotowania zarówno merytorycznego urzędników, jak i organizacyjnego. Przejechałem się po strefie sprawdzić, jak to wygląda pierwszego dnia.

SCT działa! A nie, to wakacje

Jeśli w ciągu najbliższych dwóch miesięcy zobaczycie informacje o tym, jak o w Warszawie poprawiła się jakość powietrza, możecie sobie sami wymyślić, jaką wartość ma ta informacja. Na drogach jest pusto. Nie znaczy to jednak, że cokolwiek się zmieniło, poza tym, że mieszkańcy wyjechali na urlopy. Lipiec jak lipiec.

SCT Tłumów nie ma. Jak co roku w lipcu

Patrzę też na moją ulicę. Park samochodowy nie zmienił się. W końcu są wyłączenia dla mieszkańców do końca 2027 roku. Tak jak i dla seniorów. To dobrze, że są, aczkolwiek wątpię, czy wiele osób, które ich potrzebują, dotarło do tej informacji. W reklamach radiowych pojawiła się tylko informacja, że mieszkańcy mogą wjeżdżać, podobnie jak warszawscy przedsiębiorcy. Ale o tym, że trzeba się zgłosić po naklejkę upoważniającą do wjazdu do SCT, wypełnić wniosek i udowodnić, że nie jest się wielbłądem, już nie. No bo skoro jestem mieszkańcem, zameldowanym w Warszawie, z zapłaconym podatkiem, to i tak muszę przynieść tego potwierdzenie. To, że jest to w systemie, nikogo nie obchodzi.

Kampania informacyjna o procedurach? Ułatwianie życia? A po co to komu?

Wróćmy jednak do przejazdu po mieście.

Wszystkie główne wjazdy są oznakowane. Tyle się udało. Ale główne. Jestem pewien, że da się wjechać do strefy "nie wiedząc", że się zaczyna, bo znaku zapomniano. Nie widzę też systemu kamer, który pomógłby rozpoznawać samochody, które mogą wjeżdżać. Ale nawet jakby był, to jak miałby działać? Część samochodów musi mieć naklejki, część nie musi. Ale te co muszą, mogą ich nie mieć, bo jest niedobór naklejek. Jedyna szansa to numer rejestracyjny, po którym rozpoznawany będzie samochodów. Można by to wtedy połączyć z systemem sprawdzania opłat parkingowych. 

Ale nie ma obowiązku zakładania konta i podawania swojego numeru rejestracyjnego. To taka informacja dla „nie mieszkańców”, którzy chcieliby pojeździć po SCT. Muszą, ale nie muszą. 

Weryfikować uprawnienia ma też straż miejska. Czyli spodziewajmy się zmasowanych kontroli i strażników miejskich czających się „w krzakach” z lizakiem? Nie zaobserwowałem ani jednego. Straż ma wystarczająco dużo swojej roboty, z którą się nie wyrabia. Dodatkowo, mandatem karany ma być dopiero piąty wjazd do strefy w ciągu roku kalendarzowego. Ciekawe, czy jest scentralizowany system, który będzie to zliczał. Bo wątpię w wykorzystanie CEPiK-u w tym celu. W końcu każde miasto ma mieć swoje zasady, więc nasze konta puchły by od informacji w zastraszającym tempie, w przypadku osób dużo jeżdżących.

Życie w Warszawie tymczasem toczy się dalej. Tylko pewnie kilka budek z warzywami w mojej okolicy zamknie się po 30-40 latach działania. Towar dowożą do nich starsze auta dostawcze, zarejestrowane w podwarszawskich miejscowościach.

No chyba, że właściciele będą liczyć na to, że ich nikt nie sprawdzi. To możliwe ze względu na dziurawość przepisów i samej SCT.

Żeby nie było. Nie uważam, że SCT to całkowicie chybiony pomysł. Gdyby jednak ktoś się nad tym głębiej zastanowił, to zrobiłby ją w ograniczonym stopniu tam, gdzie jest to najbardziej przydatne, np. w ścisłych okolicach Starego Miasta. I można ją wtedy ograniczać do samych samochodów elektrycznych. Ale jak już ktoś wymyślił losowy obszar z losowymi ograniczeniami (bo np. hybrydy są traktowane tak samo jak każdy inny samochód benzynowy), to niech zostanie to zrobione sensownie. Bo na razie spodziewam się, że będzie to zupełnie martwy przepis, który niewiele zmieni, poza utrudnieniem życia ludziom.