SEAT Leon FR eHybrid to samochód pełen sprzeczności - TEST, OPINIA
SEAT niezmiennie próbuje pełnić rolę marki z grupy Volkswagena, która "budzi więcej emocji". I faktycznie, wizualnie SEAT Leon FR cieszy, ale lista jego zalet jest raczej krótka.
Zacznę prosto z mostu. Nadal nie rozumiem idei łączenia zwykłej hybrydy ze sportowymi dodatkami. W większości przypadków zupełnie to do siebie nie pasuje. Podobnie jest również w przypadku tego auta - to SEAT Leon FR w wydaniu eHybrid. Z jednej strony mamy układ napędowy nastawiony na ekonomię i ekologię, a z drugiej strony sztywniejsze zawieszenie i sportowe dodatki we wnętrzu. Problem w tym, że napęd wcale nie jest bardzo eko, a wspomniane dodatki niezbyt sportowe. Ale po kolei…
SEAT Leon FR - wnętrze, które rozczarowuje
W kabinie Seata Leona w wersji FR widać "ten sportowy sznyt", o ile można tak nazwać trochę czerwonej nitki na kierownicy czy tapicerce. Jest ona wykończona mieszanką klasycznej tkaniny i alcantaropodobnego tworzywa. Całości dopełnia czarna podsufitka i panele dekoracyjne udające aluminium.
Pozycja za kierownicą po prostu dobra (niska i "sportowa"), ale pewien dość ważny aspekt mocno zaburza przyjemność ze spędzania czasu w tym miejscu. Zaskoczyła mnie za to obsługa samochodu. Jak w Skodzie czy Volkswagenie potrafię odnaleźć się w kilka sekund, tak w Seacie miałem z tym ogromny problem. Duża w tym zasługa zagmatwanego systemu multimedialnego, zwyczajnie zbyt przekombinowanego. Obsługa jest tutaj skomplikowana, irytująca i rozprasza uwagę w trakcie jazdy.
Co ciekawe Leon kiepsko wypada w kwestii tylnej kanapy, zwłaszcza dla wysokich osób. Najbardziej brakuje miejsca na nogi. Siadając za sobą (190 centymetrów wzrostu), nie mogłem wygodnie się usadowić i jednocześnie niemal zahaczałem o podsufitkę. Niższe osoby nie będą miały jednak tyle powodów do narzekania.
Bagażnik jest dość standardowy jak na ten segment. Ma 380 litrów pojemności i w miarę regularne kształty. Dla osób oczekujących większego kufra pozostaje wersja kombi (o wdzięcznej nazwie Sportstourer), która oferuje 200 dodatkowych litrów pojemności.
Wracając do foteli… oczywiście, zgodnie z nazewnictwem z katalogu, są „sportowe”. To jednak typowo marketingowa gadka. Podparcia bocznego zapewniają niewiele, a jedyne przymiotniki, te cenzuralne, jakie przychodzą mi do głowy to: niewygodne, nieergonomiczne, męczące. I nie jest to tylko moja opinia. Tak się złożyło, że Leonem FR w ciągu jednego dnia pokonałem 800 kilometrów wraz z kolegą. Obydwaj po dwóch godzinach jazdy narzekaliśmy na ból pleców i nie mogliśmy znaleźć optymalnej pozycji.
SEAT Leon FR - skupmy się jeszcze na chwilę na tych multimediach
Akapit „chwały” poświęcam elektronice. Zarówno cyfrowy wyświetlacz przed kierowcą jak i ten centralny są koszmarne. Mają abstrakcyjnie wręcz nielogiczne menu i bardzo dziwnie rozlokowane funkcje. Na przykład: wyłączenie systemu Lane Assist z poziomu kierownicy powoduje… zmianę widoku zegarów. I weź potem klikaj kilka razy, aby wrócić do wybranej grafiki.
Na ekranie centralnym jest niewiele lepiej. Reakcja na dotyk nie powala, szybkość działania tym bardziej. A w dodatku elektronika potrafi zawiesić się na dłuższą chwilę. Teoretycznie sytuację obsługa Apple CarPlay oraz Android Auto ale tutaj także regularnie pojawiają się problemy z działaniem i z lekkimi przywieszeniami.
SEAT Leon FR eHybrid - jak to jeździ?
Wrażenia z jazdy są mocno mieszane. Z jednej strony mamy usportowiony układ jezdny (wersja FR) a z drugiej strony hybrydę pod maską. Przez to połączenie zdecydowanie brakowało mi komfortu podczas normalnej, codziennej jazdy. Zawieszenie jest twarde, opony mają niski profil, a każda nierówność jest w nieprzyjemny sposób przenoszona do kabiny tego samochodu.
Problemem w tym "sportowym" charakterze jest też ubytek mocy, który pojawia się wraz z rozładowaną baterią. Nagle z dostępnych przez cały czas 204 koni mechanicznych pod maską zostaje 150 (i krótkotrwałe wsparcie ze strony jednostki elektrycznej), które rozpaczliwie próbują i napędzać samochód, jednocześnie szukając każdej okazji na doładowanie baterii. Pamiętajcie, że hybryda to także większa masa samochodu, co tutaj wyraźnie czuć.
Kiedy jednak przyjdzie nam zgrać naładowaną baterię z ciekawymi drogami, to wtedy faktycznie robi się miło. Reakcja na gaz jest natychmiastowa, a 204 KM sprawnie napędzają ten samochód.
Podobnie jest w trasie. Energia zmagazynowana w baterii o pojemności 14 kWh bardzo wydatnie poprawia osiągi Leona. Elastyczność jest wręcz doskonała - manewry wyprzedzania czy włączania się do ruchu na autostradzie przebiegają bezstresowo. Czar jednak ponownie pryska w momencie, w którym prąd ulatuje z baterii. A w trasie jest to niemal pewne - o ile nie zablokujemy z poziomu komputera zużycia baterii poniżej pewnego poziomu. Wówczas jednak zużycie paliwa drastycznie wzrasta, a auto nie korzysta z zapasu zgromadzonej energii.
SEAT Leon FR eHybrid - zużycie paliwa
Zacznijmy od suchych faktów. Producent podaje, że Seat Leon FR eHybrid na samym prądzie pokona od 58 do 64 kilometrów. W rzeczywistości wartości te są do wykonania. Wykonałem dwie próby z naładowaną baterią do pełna. Podczas pierwszej na prądzie przejechałem 61 kilometrów. Spalanie po pierwszych 100 kilometrach wyniosło 1,7 l / 100 kilometrów. Druga próba to jeszcze lepszy wynik. Seat Leon FR eHybrid przejechał aż 75 kilometrów na samej energii elektrycznej, co jest fantastycznym wynikiem jak na tak mały akumulator.
Zużycie paliwa w trasie zależy od stylu jazdy. Lekka noga + spokojny kierowca = świetne wyniki. Jeśli jednak zbyt mocno dociskać będziemy prawy pedał, to szybko wydrenujemy baterię i zużyjemy cały zapas paliwa z mniejszego zbiornika paliwa.
Podane w tabeli wyniki tyczą się auta z rozładowaną baterią.
Zużycie paliwa: | SEAT Leon eHybrid |
przy 100 km/h: | 5,4 l/100 km |
przy 120 km/h: | 6,5 l/100 km |
przy 140 km/h: | 8,1 l/100 km |
w mieście: | 5-6 l/100 km |
Ceny
Seata Leona kupicie już za 71 100 złotych w wersji Reference z silnikiem 1.0 TSI 90 KM. Testowany egzemplarz kosztuje ponad 160 000 złotych. Dużo? Dla porównania Golf eHybrid będzie podobnie wyceniony, a taniej wyjdzie nas jedynie Skoda Octavia iV. W każdym z tych aut znajdziemy dokładnie taki sam napęd.
Mnie natomiast przekonuje cena wariantu 1.5 eTSI 150 KM ze skrzynią automatyczną. W wersji Xcellence (topowa nie „sportowa”) kosztuje 110 700 złotówek. Wyposażenie seryjne jest tu bogate a cena, biorąc pod uwagę ogólnie ceny samochodów - wręcz atrakcyjna. Do tego z autopsji wiemy, że samochód ten zużywa naprawdę mało paliwa. Dopłata do hybrydy staje się więc zupełnie nieuzasadniona.
Podsumowanie
To nie tak, że się czepiam czy nie spodobał mi się Leon. Po prostu poziom niedopracowania jest na abstrakcyjnie wysokim poziomie. A połączenie imitacji sportu z napędem hybrydowym nie działa zupełnie. Zdecydowanie lepszym wyborem w tej klasie jest spokrewniona konstrukcyjnie Skoda Octavia.