Singapur jest fantastyczny, ale... "Kupno samochodu to koszmar i szaleństwo"
Singapur to fascynujące miasto. Z jednej strony, to raj dla carspotterów. Z drugiej, posiadanie samochodu jest tu niesłychanie skomplikowane.
Każdy, kto pasjonuje się motoryzacją, powinien odwiedzić Singapur. To miasto, w którym znajdziecie prawdopodobnie najdziksze kolekcje samochodów, a przy odrobinie szczęścia "na mieście" złapiecie prawdziwe egzotyki. Sam, w ciągu kilku dni spędzonych w "Mieście Lwa", miałem okazję zobaczyć Ferrari Enzo, F50, Lamborghini Reventona Roadster... a to tylko jedno zajrzenie na przydomowy parking. Dziesiątki Rolls Royce'ów, Ferrari czy Lamborghini (wciąż sporo Gallardo, mało Huracanów) uzupełniają ten obraz wraz z mocno modyfikowanymi "japończykami" i autami europejskimi. Tu naprawdę "jest wszystko".
Singapur - miasto (nie) dla każdego
Jednak nie tylko miłośnicy samochodów znajdą tam coś dla siebie. Nowoczesna architektura, mnóstwo zieleni, futurystyczne atrakcje i tony tańszych (i droższych) restauracyjek z przepysznym ulicznym żarciem pozwalają każdemu turyście znaleźć tu coś dla siebie.
Jest tylko jeden problem - to miasto ma równie długą listę zalet, jak... kar i zakazów. Słynny jest już zakaz żucia (i posiadania) gumy, a to tylko jedno z listy obostrzeń życia w tym klinicznie czystym i bogatym kraju.
Posiadanie samochodu w Singapurze to prawdziwy prestiż i olbrzymie koszta
Skupmy się więc na jednym z najbardziej skomplikowanych systemów kupowania samochodu na świecie. I najdroższych. Tutaj próg wejścia do grona "posiadaczy samochodu" jest gigantyczny.
Przyjrzyjmy się więc procedurze. Na samym początku musicie wiedzieć, że od 2018 roku Singapur ma stałą liczbę dozwolonych, zarejestrowanych samochodów i nie może się ona zwiększać.
Korków nie widać
Dlatego każdy chętny na nowy samochód musi wystąpić o COE (Certificate of Entitlement). To swoiste pozwolenie na posiadanie auta. Problem polega na tym, że wydawane jest ono tylko wtedy gdy... jakiś inny samochód zostanie wyrejestrowany.
Dwa razy w miesiącu ogłaszane są... licytacje COE. Chętni na nowy samochód wybierają kategorię samochodu (małe, większe, prywatne, służbowe, motocykle itd.), a następnie licytują kwoty. Ile to kosztuje? Ostatnio cena COE poszła w górę, przebijając wszystkie możliwe rekordy.
Średnio w tym momencie, w zależności od klasy samochodu, trzeba zapłacić między 80 a 115 tys. SGD (1 dolar singapurski ~ 3,50 zł). Dobrze widzicie. Koszt zezwolenia to około 350 tys zł. I ważny jest przez 10 lat.
To jeszcze nie koniec. Następnie, do kwoty "salonowej" doliczany jest ARF - podatek. Wynosi on od 100 do 220% wartości rynkowej samochodu, w zależności właśnie od wartości. Auta do 20 tys. SGD mają 100% podatku, samochody droższe niż 80 000 SGD płacą 220%. Dorzucamy do tego jeszcze akcyzę - 20%.
Do tego już tylko opłata rejestracyjna (220 SGD) i podatek drogowy. Wyliczany jest z dość skomplikowanego wzoru, zależnego od pojemności, klasy emisji i przeliczników. W przypadku jakiegoś przeciętnego samochodu kompaktowego to będzie ok. 750 SGD rocznie.
Lekką ulgą może być VES - system rabatów zależnych od emisji samochodu. W najlepszym przypadku (nowe, małe samochody, lub auta elektryczne) rabat może wynieść do 25 000 SGD, odejmowanych od podatku ARF. Ale dokładne kwoty to kilometry tabelek, bardziej skomplikowane niż polskie podatki.
Przykłady cen samochodów:
Toyota Yaris Cross Hybrid: 154 888 SGD (ok. 540 000 zł)
BMW 530i M Sport: 368 888 SGD (ok. 1,3 mln zł)
Nissan Leaf: od 200 000 SGD (ok. 700 000 zł
Mercedes S 450 L: od 622 888 SGD (ok. 2,2 mln zł)
Honda City: 149 999 SGD (ok. 525 000 zł)
A co po 10 latach? A może używane auto?
Jak już wspomniałem, Singapur wydaje zezwolenie wyłącznie na 10 lat. A co dalej? O dziwo, można je odnowić. Albo na 5 lat, albo na 10 lat. Po pięciu latach płacimy połowę średniej ceny COE dla naszego segmentu auta. I jest to przedłużenie ostateczne.
Po tym czasie, musimy samochód wyrejestrować i zezłomować. Dostaniemy wtedy... zwrot części kasy za ARF.
Na singapurskiej "Giełdzie Klasyków" wystawią go za milion!
Bardzo "ekologicznie", bo jeśli zezłomujemy auto... pięcioletnie (sic!) to dostaniemy 75% ARF zwrotu. Jeśli 10-letnie, już tylko 50%. W przypadku samochodów starszych, nie dostaniemy w ogóle. Chcesz jeździć gratem, to sobie nim jeździj. Podane wyżej ceny obejmują również rabat VES, za wyrejestrowanie auta.
O dziwo dziesięcioletnie odnowienie COE można stosować (dla samochodów prywatnych) wielokrotnie. Co oznacza, że wystarczy raz na 10 lat zapłacić ok. 100 000 SGD (przy obecnych kwotach) i możemy cieszyć się samochodem wartym mniej więcej tyle, ile czasu nam zostało do końca COE.
To jest też kluczowe w przypadku kupowania samochodów używanych. Znalazłem w ogłoszeniach auta, które są "fajnym samochodem do dojeżdżenia do końca COE" - czyli miały przedłużony o 5 lat certyfikat, więc możemy kupić i pojeździć rok, dwa, czy trzy.
Abstrakcja! Dochodzi do tego, że znalazłem w ogłoszeniach czternastoletniego Jazza 1.3 za mniej więcej 175 tys zł. Może i był stary i spory przebieg, ale za to "przedłużalny" certyfikat na najbliższe 6 lat.
Może więc sprowadzić samochód używany zza granicy? Możemy, oczywiście nie starszy niż trzyletni. I wtedy musimy dodatkowo zapłacić jeszcze 10 tys. SGD podatku.
Singapur - miasto bez starych samochodów
Jak widać, trudno jest tu kupić nowy samochód. Z polskiej perspektywy wygląda to na jakiś totalne szaleństwo. Trzeba jednak spojrzeć na zarobki Singapurczyków. Te jednak, choć bardzo wysokie, wcale nie powodują, że kupno samochodu jest "tak tanie jak u nas" - średnia pensja w tym azjatyckim "Tygrysie" to niecałe 6 tys. SGD /miesiąc (ok. 20 000 zł).
I chyba tylko to zostaje nam na pocieszenie, patrząc na wciąż rosnące ceny samochodów.
Jeśli nie zamierzacie jednak kupować tam samochodu (w sumie jest średnio potrzebny), polecamy to miasto - jedzenie nie jest drogie, a atrakcji mnóstwo.
I, co ciekawe, naprawdę znaczna większość aut to nowe modele. Miłośnicy "gratów" będą zawiedzeni. Inni - niekoniecznie. Jak widać na zdjęciach, przekrój aut złapanych "przy okazji" jest naprawdę ciekawy.