SsangYong Korando 2.0 150 KM Sapphire

Każdy producent dba o to, żeby jego marka była pozytywnie postrzegana przez klientów. Może to osiągnąć nie tylko zaawansowanymi akcjami marketingowymi. Najlepiej udowodnić, że naprawdę zależy mu na nich i brać pod uwagę również ich zdanie podczas projektowania.

Klient jest dopieszczony, jeśli widzi, że jego uwagi producent wziął sobie do serca i na bieżąco udoskonala to, co oferuje na rynku. Oczywiście może rodzić to pytanie: "a nie mogło tak być od początku?". Ale jak wiadomo każdy model, zwłaszcza w branży motoryzacyjnej, ma swoje choroby wieku dziecięcego, z których "wyrasta" czasem przy okazji liftingów, a czasem, jak w naszym przypadku, w trakcie zmian na kolejne lata modelowe, wprowadzonych po opiniach dziennikarzy i konsumentów.

Faktem jest, że w przypadku SsangYonga dużą rolę w odniesieniu rynkowego sukcesu odgrywa po pierwsze stereotyp, a po drugie dostępność serwisu i salonów. Zwłaszcza z tym pierwszym będzie się ciężko uporać. Do testu dostałem możliwość przetestowania benzynowego Korando po tegorocznych zmianach. Na pierwszy rzut oka minimalnych, ale im więcej czasu spędziłem za kierownicą, tym więcej ich zauważyłem. Mając jeszcze w pamięci wszystkie wady i zalety poprzedniego modelu, zabieram się w podróż z "koreańskim smokiem".

Inny silnik
To znaczy może z punktu widzenia oferty nic innego w nim nie ma. Tyle, że zazwyczaj w testach pojawiał się dwulitrowy turbodiesel, dobrze pasujący do charakteru małego SUV-a. Teraz do dyspozycji mam stupięćdziesięciokonną benzynową jednostkę własnej, koreańskiej konstrukcji. Pojawiła się ona w marcu tego roku i ma uzupełnić ofertę, razem z planowanym dieslem o nieco niższej mocy. Póki co jednak sprawdzamy, jak sobie radzi SUV, który nie klekocze.

Na pewno nie jest to demon prędkości. Producent nie podaje, ile zajmuje mu przyspieszenie do 100 km/h, ale po obserwacji zegarów, gpsów, stoperów i innych urządzeń, które mam do dyspozycji w tym momencie, powinien wyrobić się średnio w 11 sekund. Jeśli będziemy trzymać go w odpowiednim zakresie obrotów, to zwłaszcza na niższych biegach dynamika będzie na odpowiednim poziomie. Przy okazji nowego silnika (albo zmian z okazji mikroliftingu) poprawiono skrzynię biegów. Nie ma już irytująco krótkiej "jedynki", przez którą można się było poczuć jak w dostawczaku. Pierwsze przełożenia zestopniowano całkowicie prawidłowo, dzięki czemu jazda miejska jest dość przyjemna. Warto też zauważyć, że w przeciwieństwie do konkurencji koreańskiej w postaci Kii i Hyundaia, przełożeń jest sześć.

Ostatnie dwa biegi są typowo autostradowe. I nawet będąc na autostradzie, jeśli trzeba będzie znacznie przyspieszyć, samo wciśnięcie gazu nie wystarczy. Elastyczność to najsłabsza strona tego silnika. Przy prędkościach wyższych niż 80-90 km/h na szóstym biegu nie dzieje się za wiele, a nabieranie prędkości jest nieznośnie powolne. Trzeba się namachać lewarkiem (dość precyzyjnym, jak na samochód tego typu) i często zrzucać nawet o dwa przełożenia, żeby zmusić Korando do "galopu".

Za to sama jazda, nawet z wyższymi prędkościami, jest bardzo przyjemna. Kolejną rzecz, którą poprawiono przy okazji zmian, to wyciszenie. SsangYong jest po prostu bardzo dobrze wygłuszony - nie słychać zarówno silnika, jak i szumu opływającego go powietrza (zmora w starszym modelu). Ta lekcja została odrobiona, a subiektywne odczucia w kategoriach "hałas na drodze" przesuwają go na czoło stawki koreańskich SUV-ów (zresztą nie tylko - schodząca już powoli z rynku Toyota RAV4 również tutaj odpada w przedbiegach).

Silnik ujawnia swoją jeszcze jedną zaletę na stacji benzynowej. Oczywiście, dwulitrowa benzyna bez nowoczesnych turbododatków i systemów ekologii nie jest mistrzem jazdy o kropelce, ale w mieście zadowala się spokojnie 11 l/100 km. W trasie średnio łyknie trzy litry mniej. Ale przy spokojnym, "krajoznawczym" turlaniu się, można osiągnąć wyniki w okolicach 7 litrów na "setkę".

Po prostu współczesny SUV
Nie ma co nastawiać się na rewolucję w tej klasie. Korando zbudowano według standardowego schematu - samonośne nadwozie, niezależne zawieszenie, napęd na przód z elektronicznie dołączaną tylną osią. No i do 50 km/h możemy zablokować 4x4 z rozdziałem mocy 50:50. Dawne SsangYongi może i miały kontrowersyjny wygląd, ale były zdecydowanie bardziej "terenowe" ze swoimi zawieszeniami na ramie i dołączanym przednim napędem lub stałym AWD. Ale w końcu nie tego oczekuje rynek od małych samochodów tego typu.

Takie założenia jednak sprawdzają się w Korando. Wyższy prześwit pozwala na wjechanie na drogi, na których asfalt jest tylko wspomnieniem, albo nikt go tam nigdy nie widział. W kopnym piasku również radzi sobie przyzwoicie. Nowe, osiemnastocalowe felgi z oponami o nieco większym profilu również nie przeszkadzają "Koreańczykowi" jeździć po lekkich bezdrożach i nie ograniczają "terenowości" do wjazdów na krawężniki. Myślę, że dla większości klientów taki rodzaj napędu i takie możliwości będą całkowicie wystarczające.

Na szosie Korando również poprawiło się w stosunku do poprzednika. Udało się wyeliminować efekt "podpierania się lusterkami" na zakrętach i przynajmniej częściowo, nurkowanie przy hamowaniu. Choroba morska już nie grozi pasażerom. Choć ciężko powiedzieć, że samochód się nie wychyla. Wciąż zawieszony jest bardzo miękko. No cóż, twarde nastawy w SUV-ach pozostawmy Porsche i BMW. W Korando jest przynajmniej komfortowo - zjechanie z utwardzonej nawierzchni powoduje tylko, że nierówności słychać, ale kolumny MacPhersona z przodu i wielowahaczowy układ z tyłu wyłapują dziury i dziurki bardzo dobrze.

W kwestii prowadzenia udało się uniknąć elektrycznego "przewspomagania" układu, dzięki czemu podczas prowadzenia miałem wrażenie, że podróżuję samochodem, a nie siedzę przed symulatorem. Oczywiście, układ i tak nie jest w pełni idealny, ale nie można dać mu ujemnych punktów w żadnej kategorii. Mimo wysoko położonego środka ciężkości, SsangYong prowadzi się nieźle, choć trzeba przyznać, że ma tendencje do podsterowności - 4x4 i seryjne ESP trochę go w tym hamują, ale nie sposób ukryć tej przypadłości układu.

Na pocieszenie jest dość zwrotny, a dzięki wysokiej pozycji za kierownicą i dobrej widoczności, świetnie sprawdza się w "naturalnym środowisku" - w mieście.

Solidnie
A propos wysokiej pozycji za kierownicą. W SsangYongu siedzi się "po amerykańsku". Fotel jest wielki, wygodny, skórzany i w ogóle nie ma trzymania bocznego. Ale to nie przeszkadza. Z przodu jest całkiem sporo miejsca, więc nie jest problemem znalezienie odpowiedniej pozycji za kierownicą. Podobnie jest z ergonomią. Wszystko jest proste i łatwo dostępne. Nawet nietypowe umiejscowienie przycisku sterującego komputerem pokładowym nie jest na dobrą sprawę złe - jest po prostu inne, ale dużo wygodniejsze niż np. przyciski przy zegarach, które czasem się zdarzają.

Przekonstruowany tunel środkowy pozwolił na zmieszczenie dwóch uchwytów na napoje, wstawienie nowego, wygodnego podłokietnika z podwójnym schowkiem i przeniesienie przycisków sterowania podgrzewania siedzeń w wygodniejsze miejsce. Teraz, razem z niezmienioną konsolą środkową przypomina może nie najświeższe, ale solidne konstrukcje japońskie, cenione za swoją funkcjonalność i prostotę. Nie ma fajerwerków, ale jest to, co powinno być. Radio ma port USB i Aux, telefon komórkowy można spiąć przez Bluetooth z zestawem głośnomówiącym, a klimatyzacja jest automatyczna. Choć w zasadzie nie wiem czy do końca, bo nie ma jednego przycisku "auto", za to można osobno ustawić automatykę siły nawiewu i kierunku dmuchania. Tylko trochę brak "dwustrefowości", nawet w opcji.

Tak czy inaczej, konsola broni się swoją funkcjonalnością. Po ostatnich zmianach pojawiło się też nowe wykończenie imitujące karbon - nie wiem, czy to najszczęśliwszy pomysł, ale nie przeszkadza w odbiorze całości. A najważniejszą ostatnio cechą do analiz jest jakość wykończeń. Nie oszukujcie się, że dostaniecie tutaj mięciutkie plastiki. Jednak na pewno spasowano jest bardzo porządnie. Jeśli chodzi o materiały, to SsangYonga można bez żenady postawić obok Hyundaia, czy Kii. Szczerze mówiąc, wspomniana wyżej Toyota wcale nie wypada lepiej.

Wspomniałem o ilości miejsca z przodu, natomiast zaskoczenie jest z tyłu. Mimo niewielkich rozmiarów udało się wygospodarować miejsce na tylnej kanapie, które powinno zapewnić względny komfort nawet na dłuższych trasach. Jeśli zimowych, to na pewno przydadzą się podgrzewane zewnętrzne miejsca kanapy. W każdym innym przypadku na pewno docenicie regulowane oparcie kanapy i płaską podłogę z tyłu. Przeszkadzać może nieco za nisko osadzona kanapa.

Poza płaską podłogą, inżynierom z Korei udało się rozwiązać jeszcze jeden problem ludzkości. Co zrobić, jeśli potrzebujemy całego miejsca w bagażniku, złożyliśmy siedzenia i wyjęliśmy roletę. No właśnie, co z tą roletą potem zrobić? W Korando podnosimy podłogę bagażnika, wpinamy ją w odpowiednie miejsce, zakładamy zaślepki i cieszymy się "dostawczakiem", w którym nic nam nie przeszkadza. W takim wypadku do dyspozycji jest 1312 litrów pojemności bagażnika - do linii szyb. Przy pięciu osobach możemy zapakować 486 litrów - wcale nieźle.

Ciekawa oferta
SsangYong Korando to przyzwoity samochód egzotycznej marki. Póki co, jego sprzedaż jest na niewielkim poziomie, ale może się to zmienić. Grunt to przygotowanie dobrej oferty. Testowany benzynowy SUV w najbogatszej wersji wyposażenia Sapphire będzie kosztował minimum 89 700 zł. Taki jak widoczny na zdjęciach, wyposażony w napęd na cztery koła i lakier metalik, o 9 tys. zł więcej.

Jak widać, niecałe sto tysięcy złotych pozwala na wyjechanie z salonu samochodem z całkiem bogatym wyposażeniem, od automatycznej klimatyzacji po ogrzewaną tylną kanapę, od ESP po Bluetooth. Są pewne niezrozumiałe braki w opcjach, takie jak ksenonowe reflektory, czy nawigacja i to może odróżniać Korando od konkurencji. Kia Sportage będzie kosztować ok. 4 tys. zł więcej. Hyundai ix35 podobne pieniądze, co samochód spod znaku "bliźniaczych smoków".

Biorąc pod uwagę wszystkie aspekty, udało się SsangYongowi dopracować swój projekt tak, żeby nie miał już większych niedociągnięć. Brakuje tylko jakiegoś przeniesienia mocy na asfalt w przypadku benzynowego silnika - bo jest jednak nieco za słaby. Poza tym, osobom, którym niestraszne jest pięć serwisów w Polsce, można Korando spokojnie polecić - nie będą zawiedzeni. Czekamy na kolejne nowości od Koreańczyków, bo pod skrzydłami Mahindry wyraźnie rozkwitają.

Plusy:
- świetne wyciszenie we wnętrzu
- umiarkowany apetyt na paliwo
- praktyczne i funkcjonalne wnętrze

Minusy:
- bardzo przeciętna dynamika
- brak niektórych elementów wyposażenia nawet w opcji
- niewielka sieć serwisowa

Podsumowanie:
SsangYong jest coraz lepszy i coraz ciekawszy. Niech tylko klienci go docenią.