SsangYong Tivoli 1.5 T-GDI. Warto dać mu szansę, ale czy jest to rozsądne? TEST
Czy zaskoczę Was twierdzą, że jest to naprawdę przyzwoite auto? Być może. SsangYong Tivoli to solidny samochód, pozbawiony wielu wad wersji sprzed liftingu. Tylko czy jest naprawdę warty uwagi, zwłaszcza w porównaniu do wielu konkurentów? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta.
"Tym razem się uda” - powiedział ktoś w SsangYongu. Problem w tym, że to zdanie pada z ust wysoko postawionych przedstawicieli tej marki zbyt często. Koreańską marka miała kilka fantastycznych wzlotów, które zakończyły się niestety bolesnymi upadkami. Telenowela trwa dalej - sytuacja marki wciąż jest niepewna, a negocjacje tyczące się przejęcia przez kolejnego właściciela przeciągają się miesiącami. A prawda jest taka, że SsangYong jako marka ma ogromny potencjał, który wymaga jedynie właściwych rąk u sterów. Odświeżony SsangYong Tivoli to potwierdza - obrano tutaj właściwą drogę, ale to wciąż zbyt mało, aby odnieść sukces.
Dlaczego? Cóż, aby zrozumieć ten problem warto spojrzeć na rozwój SsangYonga na tle innych marek z Korei Południowej. Większość z nich zaczynała mniej więcej w ten sam sposób. Gdyby tak zestawić produkty Kii czy Hyundaia z lat 90. i auta SsangYonga, to tak naprawdę ta ostatnia marka miałaby tutaj przewagę.
Dużym atutem stała się bliska współpraca z Mercedesem, która przyniosła kilka dobrych jednostek napędowych w gamie modelowej i szereg rozwiązań technicznych, pozwalających na tworzenie przyzwoitych samochodów. Pamiętacie Chairmana? Można się z niego nieco śmiać, wszak konstrukcyjnie wywodził się z modelu W124, a wizualnie nawiązywał do Klasy S. Tymczasem był to kawał solidnej limuzyny.
Później przyszły takie auta jak Rexton (świetna terenówka!), a w ślad za nią poszły kolejne terenówki - Kyron, Actyon, Actyon Sports i przedziwny Rodius. Tak naprawdę przepis na sukces był świetny. Konstrukcja na ramie, solidne silniki, dobry napęd na cztery koła, czyli coś, co trafiało w gusta bardzo konkretnych klientów.
Co więc poszło nie tak? Przede wszystkim u sterów zasiadły niewłaściwe osoby, a całość doprawiono zbyt kontrowersyjną stylistyką, która odpychała wiele osób. Tym samym produkty te stały się dość niszowe.
Po okresie przestoju przyszedł czas na nowe modele - takie jak SsangYong Tivoli
Był to pierwszy produkt tej marki stworzony pod skrzydłami indyjskiej Mahindry, która przejęła bankrutującego SsangYonga. Stylistyka stała się łagodniejsza, ale wciąż budziła sporo kontrowersji. Kabina także nie robiła najlepszego wrażenia, odpychając swoją „taniością”. Szczerze mówiąc po tygodniu spędzonym z tym autem (w wersji wysokoprężnej) nie byłem zachwycony. Konkurencja, zarówno z Korei jak i z Europy, była daleko z przodu.
Ale SsangYong na szczęście nie stał w miejscu i analizował opinie klientów i prasy. Kolejne modele były więc dużo lepsze - Rexton G4 nie tylko fenomenalnie wyglądał, ale też oferował możliwości godne znacznie droższych terenówek. Z kolei Korando stało się świetnym przedstawicielem kompaktowych SUV-ów, co ostatnio udowodniło w naszym teście.
SsangYong Tivoli też przeszedł lifting, który wyeliminował największe wady. Stylistyka została nieco złagodzona i przyjemnie unowocześniona, a zaprojektowany od podstaw kokpit stał się dużo bardziej przyjazny wizualnie.
Zresztą doskonale pokazują to zdjęcia tego auta. Deska rozdzielcza ma prosty design, ale jest ergonomiczna i przyjemna dla oka. Analogowe wskaźniki i cyfrowy ekran komputera pokładowego także tworzą przyzwoity duet. Poprawiono tutaj również spasowanie plastików. Choć twardych materiałów nie brakuje, to jednak złożono je z dużą starannością, dzięki czemu nie wydają niepożądanych dźwięków.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to byłyby to trzy kwestie. Pierwszą jest pozycja za kierownicą - bardzo specyficzna i niezbyt wygodna. Drugą jest szerokość progów bocznych, która sprawia, że łatwo jest zahaczyć o brudną część auta nogawką. Trzecia tyczy się systemu multimedialnego, który na szczęście obsługuje Apple CarPlay i Android Auto, ale za to sam w sobie jest potwornie zagmatwany pod kątem rozmieszczenia różnych funkcji. A, i wbudowana nawigacja potrafi wyprowadzić w pole, choć mapy pochodzą od TomToma.
A jakie zalety ma SsangYong Tivoli?
Jeśli skupiamy się na wnętrzu, to bez wątpienia będzie to przestrzeń w kabinie - zarówno z przodu, jak i z tyłu. Jest ona zadowalająca, a cztery osoby wygodnie odnajdą się na pokładzie. Nieco gorzej wypada za to kwestia bagażnika, który z trudem pomieści większe bagaże dla dwóch osób. Jest on dość płytki, a usunięcie podwójnej podłogi nie zwiększa drastycznie jego pojemności.
Plusem jest także wyposażenie. Wersja Quartz, która stoi po środku gamy, oferuje w standardzie w zasadzie wszystko, czego na co dzień potrzeba. Tutaj dodatkowo dorzucono kilka opcji, takich jak podgrzewana kierownica/podgrzewane fotele, a wszystko to uzupełniono garścią systemów bezpieczeństwa. Do nich jednak wrócę nieco później.
Nieźle wypada tutaj także układ napędowy. Egzemplarz testowy wyposażony został w mocniejszą jednostkę napędową 1.5 T-GDI, oferującą 163 KM. Spięto ją z 6-biegowym automatem. Tym samym był to zestaw niemal identyczny, jak w naszym testowym Korando.
Wielu moich kolegów z branży twierdzi, że Tivoli w takiej konfiguracji jest wybitnie paliwożernym autem. Cóż, muszę się z nimi nie zgodzić. Owszem, nie mogę nazwać tego auta bardzo oszczędnym, bo takim nie jest. W Warszawie osiągałem jednak bez większego problemu zużycie paliwa na poziomie 9,5 litra na setkę. W trasie ten wynik da się jeszcze bardziej obniżyć, ale raczej trzeba być przygotowanym na wartości wahające się w granicach 7-9 litrów przez cały czas użytkowania auta.
Tivoli nie jest także „fanem” autostrad. Przy dopuszczalnej w Polsce prędkości wynoszącej 140 km/h komputer pokładowy pokazuje wartości zbliżające się do 10 litrów, co nie brzmi zbyt obiecująco w trasie. Warto więc pozostać przy nieco niższych wartościach - tym bardziej, że przy 130 km/h „mały” SsangYong wciąga już tylko 8,1 litra.
Zużycie paliwa: | SsangYong Tivoli 1.5 T-GDI |
przy 100 km/h: | 5,7 l/100 km |
przy 120 km/h: | 7,1 l/100 km |
przy 140 km/h: | 9,5 l/100 km |
w mieście: | 8,6-9,7 l/100 km |
Podczas jazdy warto jednak wziąć poprawkę na działanie automatycznej skrzyni biegów. Jest to dość prosta 6-biegowa konstrukcja, która potrafi nieco „zaspać” przy mocniejszym wciśnięciu gazu. Tym samym manewry wyprzedzania lub szybkiego włączania się do ruchu warto starannie planować.
SsangYong Tivoli - systemy bezpieczeństwa są (na szczęście), ale działają w irytujący sposób
Na przykład alert tyczący się samochodu w martwym polu odtwarza tak potworny dźwięk, że zbudziłby on zmarłych. Do tego jest to dość nerwowy system, który wkracza do akcji z dużym wyprzedzeniem. Ja osobiście, ze względu na ten sygnał, ciągle go wyłączałem.
Do tego układ ostrzegający o zbyt szybkim zbliżaniu się do przeszkody również bywa dość natarczywy. Do minusów zaliczę także światła. Są to zwykłe "halogeny", które nie oferują zbyt dobrej wiązki światła.
Prowadzi się dobrze, ale brakuje mu solidnego układu kierowniczego
Zawieszenie SsangYonga Tivoli to bardzo przyjemny kompromis pomiędzy komfortem amortyzowania wszelkich nierówności, a odpowiednią sztywnością. W codziennej eksploatacji sprawdza się on doskonale, zwłaszcza w mieście, gdzie bez zająknięcia pokonuje progi zwalniające i krawężniki.
Dużym minusem jest tutaj jednak „obojętność” układu kierowniczego. Kierowca w zasadzie nie wie, co dzieje się z przednimi kołami. Kierownica kręci się z okrutną wręcz lekkością i utrudnia wyczucie zachowania auta.
SsangYong musiał pójść z duchem czasu, ale przez to stracił jedną dużą zaletę
Wiem, że model Tivoli w wydaniu sprzed liftingu cieszył się w Polsce przyzwoitą popularnością. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: był tani, miał w gamie wolnossący silnik i można go było kupić z zasilaniem LPG. Tym samym chętnie decydowali się na niego Ci, którzy szukali prostego pojazdu do codziennego użytkowania. Często w tej grupie było wiele starszych osób, których przekonywała dodatkowo bardzo dobra cena.
Teraz wciąż nie wypada ona źle, ale jest już zdecydowanie wyższa. Bazowy wariant Crystal ze 128-konnym silnikiem 1.2 Turbo dostaniemy za 65 990 zł. Podstawowa wersja nie oznacza jednak "biedy" na pokładzie. Wręcz przeciwnie - komplet systemów bezpieczeństwa, klimatyzacja, radio z Bluetooth i tempomat są na pokładzie. Tym samym tak naprawdę wiele osób w zupełności zadowoli taki wariant.
Testowana odmiana Quartz z silnikiem 1.5 T-GDI kosztuje wyjściowo 80 990 zł. W przypadku tego egzemplarza trzeba jednak doliczyć automatyczną skrzynię biegów (7 500 zł) oraz garść pakietów. Wśród nich jest pakiet Elegance (6 500 zł, dodaje między innymi podgrzewane fotele oraz kierownicę i 18-calowe alufelgi) i pakiet Technology (6 000 zł, wraz z nim pojawia się system multimedialny z nawigacją TomTom i bezkluczykowy dostęp, czujniki parkowania wraz z kamerą).
Tym samym taki egzemplarz kosztuje nas dokładnie 100 990 zł. Nie jest to niska cena, ale warto pamiętać, że konkurencja do tańszych należeć nie będzie. Do tego ceny SsangYonga aż tak bardzo nie poszły w górę. W 2016 roku jeździłem Tivoli z dieslem, które było w topowej wersji, z dieslem, automatem i napędem na cztery koła. Taka konfiguracja kosztowała wówczas 108 000 zł.
Różnica nie jest więc duża, ale i przedliftowe Tivoli nie było paradoksalnie tak dobrze wyposażone. Można śmiało powiedzieć, że wersja Sapphire z tamtych czasów jest niemal równa obecnemu Quartzowi - a to zmienia postać rzeczy.
Czy SsangYong Tivoli jest warty uwagi?
Tak - o ile nie oczekujecie znanego logo na masce i nie boicie się większej utraty wartości. To solidne auto, które powinno sprawdzić się nawet przy wieloletniej eksploatacji. Ja osobiście czekam na nadchodzące modele marki, które mają nie tylko wyróżniać się ciekawą stylistyką, ale i będą nowocześniejsze konstrukcyjnie.