SsangYong Tivoli E-XGI 160 Quartz | TEST
Jeszcze kilka lat temu wytwory Koreańskich marek budziły uśmiech politowania. Produkty nie oferowały nic nadzwyczajnego - no, może poza niską ceną i wszechobecną korozją.
Z upływem lat sytuacja zaczęła się zmieniać. Grupa Hyundai z generacji na generację robi coraz większe postępy i w wielu aspektach przewyższa europejską konkurencję. Nie inaczej jest z SsangYongiem.
Jak zwykle ta biel... Trzeba przyznać, że auto o dość "lifestylowym" (przynajmniej według producenta) charakterze powinien mieć szeroką gamę kolorów do wyboru. A patrząc na dostępne propozycje najbardziej krzykliwa jest czerwień. Reszta to odcienie popularne w latach 90. Na małe szaleństwo można sobie pozwolić zamawiając dach w innej barwie. Tutaj niestety jest jeszcze skromniej (całościowych kolorów dostępnych jest osiem, z kolei opcji z innym kolorem dachu - sześć). To by było na tyle marudzenia.
Zgrabny
Projektanci wykonali kawał doskonałej roboty. Stworzyli ciekawe auto, które naprawdę przyciąga uwagę. Trzeba przyznać, żę SsangYong obrał dobry kierunek. W przedniej części auta można doszukać się inspiracji Kią Soul. Dolna część zderzaka to mieszanka wyrazistych linii przełamanych łagodnymi łukami. Wyżej mamy kawałek spokojnej powierzchni zwieńczonej małym grillem zgrabnie łączącym ze sobą oświetlenie. Obudowa przednich reflektorów przechodzi w przetłoczenie błotnika i delikatnie opada rysując jego kształt. W końcowej części rysuje się kolejna linia, która tym razem ciągnie nasze oczy do tylnego nadkola. Tutaj mamy kolejny okrągły zarys, który jeszcze nad kołem przemienia się w tylne lampy. Odważny zabieg idealnie pasujący do całej stylistyki Tivoli. Aby zachować unikalny charakter tylnego oświetlenia zdecydowano na wydzielenie światła przeciwmgłowego, przenosząc je na środek zderzaka - oczywiście w dolnej jego partii. Dla pewności, iż mamy do czynienia z crossoverem spód nadwozia zwieńczono czarnym plastikowymi listwami. Nie dajcie się nabrać na takie bajery. Auto z tak dużymi felgami w połączeniu z małym prześwitem najwyżej nadaje się na jazdę po trawniku.
Testowane Tivoli zostało wyposażone w benzynową jednostkę o pojemności 1.6-litra, generującą 128 koni mechanicznych. Jest to dobry wynik jak na klasyczny silnik wolnossący. Motor ten współpracował z 6-biegową manualną skrzynią biegów (całkiem nieźle pracującą), zaś cała moc trafia na przednią oś. Jeśli chcemy mieć napęd na wszystkie koła jesteśmy zmuszeni zamienić manualną przekładnię na automatyczną. Łączny wydatek to 13 000 złotych - sporo.
Przy wadze 1270 kilogramów i podanej wcześniej mocy można się domyślić, że auto nie jest to najszybsze auto na drodze (wskazówka prędkościomierza dobija do 170 km/h - i dalej nie drgnie o milimetr). Nie jest to jednak zawalidroga - w miejskich i około miejskich warunkach moc ta będzie wystarczająca dla przeciętnego kierowcy. Miłą niespodzianką jest za to rozsądne zużycie paliwa, które w trasie oscylowało w okolicach siedmiu litrów na setkę.
Prowadzenie? Co by tu dużo mówić - jest po prostu poprawnie. Nawet funkcja Smartsteer zmieniająca siłę wspomagania kierownicy nie jest w stanie tutaj wiele zdziałać. W tej dziedzinie SsangYong ma jeszcze pewne zaległości, choć znając koreańskie podejście, to szybko je nadrobi. Wystarczy spojrzeć na to jak prowadziły się Kie i Hyundaie sprzed około 6-8 lat - tam właśnie teraz jest SsangYong. Wszelkie nierówności wybierane są gładko, a zawieszenie nie wydaje żadnych nieprzyjemnych odgłosów. A, nie zapominajcie - podwyższone nadwozie nie czyni z tego auta terenówki. Przy niskim profilu opony i przednim napędzie nawet piach będzie dla Was zagrożeniem, co udało nam się sprawdzić w tym egzemplarzu.
Wnętrze jest... plastikowe. Z daleka wyglądają one dobrze. Nieco gorzej prezentują się z bliska, a cały czar pryska przy dotyku. Twardo, twardo i jeszcze raz twardo. Na szczęście wszystko spasowano bardzo starannie i przez cały test żaden element nie wydał z siebie ani jednego niepożądanego odgłosu. Widać tutaj dużą poprawę na tym polu - w porównaniu do auta, które testowaliśmy niedługo po debiucie tego modelu jest znacznie lepiej. Dużego plusa można przyznać kierownicy. Jest ona obszyta skórą i dobrze leży w dłoniach. Guziki od sterowania mają przyjemny "skok" - jedynie mam obawy, że farba użyta do ich wykończenie będzie schodzić po kilkudziecięciu tysiącach kilometrów jak ma to miejsce w niektórych modelach Renault. Zegary zostały umieszczone w nieco nudnych już tunelach. Jako ciekawostkę dodam fakt, że komputer pokładowy przy prędkościach "manewrowo-parkingowych" pokazuje jak skręcone mamy koła.
Komfortowy
Koreańczycy wiedzą jak zadbać o przyjemną podróż. Dobrze wyprofilowane wygodne fotele pokryto materiałową tapicerką o ciekawym wzorze. Z tyłu jak i z przodu osoby mierzące powyżej 185 nie powinny narzekać na brak miejsca na nogi. Również nad głową wygospodarowano sporo przestrzeni - w tej kategorii Tivoli wyprzedza wielu konkurentów. Bagażnik o pojemności 423 litrów także sprawia dobre wrażenie. Całkiem niezły wynik jak na tą klasę. W kabinie wygospodarowano także kilka praktycznych schowków. Po podniesieniu podłokietnika możemy zapełnić pokaźnych rozmiarów skrytkę, obok ręcznego znajdziemy dwa uchwyty na kubki, a za lewarkiem skrzyni biegów mamy zagłębienie wykończone gumą, w której bezpiecznie może podróżować nasz telefon. Nad kolanami pasażera oprócz głębokiego schowka mamy jeszcze zatopioną w desce rozdzielczej półeczkę. Ta bez problemu zaopiekuje się mniejszymi rzeczami. Kieszenie w obu parach drzwiach bez problemu przyjmą litrową butelkę wody z zestawem innych małych szpargałów.
Testowy egzemplarz wyposażono w system inforozrywki SsangYonga wyposażony w siedmiocalowy wyświetlacz umieszczony na szczycie deski rozdzielczej. System inforozrywki w tym modelu jest bardzo specyficzny i wymaga przyzwyczajenia. Przede wszystkim ma dziwnie rozlokowane funkcje, oferuje możliwość oglądania filmów (można podłączyć odtwarzacz przez gniazdo HDMI!), ale za to nie zmienicie w nim sobie ustawień dźwięku. Bywa. Poza tym zabrakło tutaj karty pamięci z nawigacją TomTom.
Rozsądny?
Podstawowa wersja SsangYonga Tivoli (Crystal Base) kosztuje 56 990 zł. W standardzie otrzymamy tutaj dość skromne, ale w zupełności wystarczające wyposażenie - elektrykę szyb (także tylnych) i lusterek, składaną kanapę, centralny zamek oraz szereg systemów bezpieczeństwa. W wersji Crystal (63 990 zł) pojawi się dodatkowo klimatyzacja, radio, podłokietniki oraz więcej dodatków z zakresu komfortu. Taka odmiana w zupełności wystarczy wielu klientom, poszukującym po prostu prostego i wygodnego auta. Testowany Quartz startuje z poziomu 73 990 zł. Tutaj dodatkowo pojawia się system inforozrywki, kamera cofania, światła tylne w technologii LED czy aluminiowe felgi. W opcji dostępny jest z kolei napęd na cztery koła (7 000 zł, z automatem) czy szyberdach.
Wielu osobom spodoba się możliwość zakupienia fabrycznej instalacji LPG w cenie 3 400 zł. To dobra oferta dla osób, które poszukują możliwie najtańszego w eksploatacji auta.
Podsumowanie
Połączenie SsangYonga z Mahindrą było dobrym krokiem. Firma ta ponownie nabiera wiatru w żagle, idąc w swoim własnym kierunku. Jak na tę chwilę zmiany są widoczne - po Tivoli przyszedł świetny nowy Rexton, który jest bardzo ciekawą propozycją. Co będzie dalej? Zobaczymy - miejmy nadzieję, że SsangYong nie spocznie na laurach.