Stworzyliśmy potwora. Nawet niektóre marki mają dość SUV-ów, ale bez nich nie przetrwają
Wystarczyło powiedzieć ludziom, że wyższa pozycja za kierownicą i bardziej bojowy wygląd to "duch offroadu, zaklęty w zwykłe auto". To wystarczyło, aby SUV-y stały się bestsellerem w wielu markach. Paradoksalnie wiele firm mówi wprost, że chciałoby postawić na inne auta, ale bez SUV-ów po prostu nie przetrwają.
Czy daliśmy się trochę omamić? Bez wątpienia. Nie powiem, że wszystkie SUV-y są złe. To samochody, które dla wielu osób mają uzasadnienie. Może i jest ono niekiedy nieco naciągane, ale ta wyższa pozycja za kierownicą daje poczucie komfortu i bezpieczeństwa. Do tego dodajcie "zwiększony prześwit", od czasu do czasu jeszcze napęd na cztery koła i "masywniejszy wygląd". To wystarczyło, aby rynek pokochał auta typu SUV.
Tak, stworzyliśmy potwora. Te wydawać by się mogło początkowo ekskluzywne i drogie auta zaczęły stopniowo zmniejszać rozmiar, zalewając kolejne segmenty. Teraz, w formie crossoverów, zdominowały nawet segment B. Klasyczne hatchbacki są jeszcze w ofertach wielu firm, ale często przegrywają w wynikach sprzedaży z SUV-ami.
Niektóre firmy mówią wprost - najchętniej poszlibyśmy w innym kierunku, ale SUV to "must have". Bez niego nie ma sprzedaży
Idealnym przykładem jest tutaj Cadillac, który planuje nową gamę modelową. Przedstawiciele marki potwierdzili, że sedany nigdzie się nie wybierają, choć ich sprzedaż jest dość kiepska. To jednak element historii i wizerunku tej firmy. General Motors chce więc zadowolić wąskie grono klientów, dla których takie samochody to najlepszy wybór.
Tych jest jednak coraz mniej. Wszyscy kierują swój wzrok w salonach na SUV-y, otoczone marketingową magią. Są teoretycznie praktyczniejsze (co nie zawsze jest prawdą), nowoczesne i wydajne.
W praktyce jednak z fizyką nigdy nie wygrają. Wyższe zużycie paliwa, droższe części i kosztowne opony to jedne z wielu elementów, które trzeba wziąć pod uwagę przy zakupie takiego samochodu.
To jednak w niczym nie przeszkadza kupującym. Gdyby największe marki zrezygnowały z SUV-ów, kierując się aerodynamiką, ekonomią i designem, to po chwili ich dealerzy zjadaliby tynk ze ścian. Bez SUV-a nie ma sprzedaży, bez sprzedaży nie ma rozwoju gamy. To nowy cykl motoryzacji.
Zresztą wiele aut zdetronizowali ich "nowsi odpowiednicy"
Golf ustąpił miejsca T-Rocowi, choć ten nie jest wcale lepszym autem. Captur skutecznie skrobie pięty Clio. Duster w Dacii był strzałem w dziesiątkę. Gdyby ta marka zrobiła zwykłego kompaktowego hatchbacka, to pewnie nigdy nie osiągnęła by takiego sukcesu.
Na szczęście w tym wszystkim widać powiew świeżości
A tą świeżością są paradoksalnie auta elektryczne. Tutaj każdy kilometr zasięgu jest na wagę złota. Aerodynamika to klucz do sukcesu, a niższe auta oznaczają wydajność. Dlatego też duże marki zaczynają dywersyfikować gamę, stawiając na auta z różnych segmentów, o odmiennym charakterze.
Po cichu liczę więc na to, że prędzej czy później ten trend przeniesie się na samochody spalinowe, które raczej szybko nie wybiorą się na emeryturę. Przynajmniej nic na to nie wskazuje w tej chwili.