Suzuki Jimny i Suzuki Samurai. Spotkanie dwóch pokoleń terenówek
Poprzednie Suzuki Jimny było wyjątkowo lubianą małą terenówką o charakterystycznych kształtach. Jej stylistyka budziła sympatię, jednak nie porywała nad wyraz stylem. W czwartej odsłonie japoński producent postanowił to zmienić, odwołując się bezpośrednio do swoich korzeni, sięgających przełomu lat 60. i 70.
Najnowsze Suzuki Jimny w przeważającej części swojego projektu składa hołd drugiej generacji, niezmiennie kojarzonej pod nazwą Suzuki Samurai. Nie pozostało nam więc nic innego, jak podczas ciepłego wiosennego dnia sprawdzić obecność legendy w rozchwytywanym od momentu premiery czwartym wcieleniu terenówki.
Przez zielone tereny na północ od Warszawy poprowadził nas właściciel Suzuki Samuraia SJ413 (takie konkretnie oznaczenie nosi jego auto), często używający auta do fotograficznych podróży poza miasto. Tomek szuka tam odpoczynku razem z Martyną oraz Pikselem, którego poznacie przeglądając galerię zdjęć do samego końca. Idealne auto na weekendowy wyjazd w zielone tereny, prawda?
2+1
Zarówno nowe Jimny, jak i jego klasyczny odpowiednik, to auta w teorii czteroosobowe. Tylne siedzenia najlepiej pełnią jednak swoją rolę jako dodatkowe miejsce na bagaż lub do przewozu czworonożnego przyjaciela. Regularne kształty tych aut sprawiają, że możecie nimi przetransportować cokolwiek, oczywiście o nieprzesadnych gabarytach.
Ważniejsza od przestronności jest jednak prostota, poręczność i klimat, jaki tworzą obydwa auta. Dzieli je mnóstwo lat, co czuć w bezpośrednim starciu. Ale idea jest dokładnie ta sama i tego również trudno nie zauważyć. Suzuki Samurai to już kipiąca oldschoolem terenówka, którą śmiało można jeździć na rajdy klasyków, z kolei Jimny jest moim zdaniem jego cudowną interpretacją na miarę dzisiejszych czasów.
W hołdzie przodkom
Cech i detali łączących oba te auta jest mnóstwo – zaczynając od kanciastej bryły i krótkich zwisów, a kończąc na przetłoczeniach przy słupkach A, nawiązujących do wylotów powietrza w masce Samuraia. Przednie i tylne lampy również powróciły do pierwotnych kształtów. Okrągłe przednie kierunkowskazy to z kolei zapożyczenie z pierwszego Jimny, a przednia atrapa najbardziej przypomina tę z trzeciej generacji modelu.
We wnętrzu nowego Jimny projektanci nie poszli na łatwiznę. Pomiędzy fotele wreszcie powróciła dźwignia obsługująca napędy, którą przez lata zastępowały przyciski na konsoli, a przed pasażerem widnieje szeroki uchwyt do trzymania. Najbardziej rozpoznawalnym elementem są jednak zegary w tubach z charakterystycznym pomarańczowym kolorem przewodnim. Ktoś nawet porwał się na stworzenie imitacji śrubek mocujących, choć… wyszło to dość zabawnie.
Dzielnie przez las i rozlewiska
Cechami niezmiennie towarzyszącymi małemu Suzuki są niewielkie wymiary i niska masa własna. Japończycy odrobili lekcję dużo lepiej niż Brytyjczycy, czy Niemcy. Mowa o MINI Cooperze i Porsche 911, które przez lata rozrosły się do niebotycznych, względem swoich pierwowzorów, wymiarów. Jimny wciąż jest miniaturowe, a w Azji możemy nawet kupić węższą (i słabszą) wersję reprezentującą segment kei-carów.
Dostępne u nas Jimny w „regularnym” nadwoziu wciąż świetnie nadaje się do podbijania wąskich leśnych dróg i nawet z półtoralitrowym silnikiem waży „tyle co nic”. Dzięki temu nawet na drogowych oponach zajedzie daleko, choć rozlewiska w bardziej deszczowe dni zdecydowanie lepiej zaatakować na AT-kach.
Nowoczesność kontra oldschool
Nowe Suzuki Jimny ma oczywiście szereg udogodnień, o których w klasycznym odpowiedniku możemy zapomnieć. Elektryczne szyby, klimatyzacja, system multimedialny z dotykowym ekranem... i można by tak wymieniać długo, ale i tak nie ma to sensu.
Zasadnicza różnica jest też w samej jeździe. W klasycznym Samuraiu czuć lekkość nadwozia, ale samo prowadzenie jest toporne (nie tylko przez brak wspomagania), a podwozie surowo przekazuje niedoskonałości drogi. Biegi wchodzą z przyjemnym kliknięciem, choć sam lewarek zmiany biegów jest bardzo długi. Nie ma w tym jednak żadnego zaskoczenia.
Zaskoczeniem dla niektórych może być fakt, że po wjechaniu w trudniejszy teren, przed załączeniem napędu 4x4 za pomocą dźwigni, trzeba jeszcze zapiąć sprzęgiełka przednich piast. W wielu sytuacjach może to być uciążliwe lub po prostu niewygodne. Nic takiego nie ma rzecz jasna miejsca w nowym „Jimniaku”. Ale na przykład przekładnie kierownicze wyglądają już w obu autach bardzo podobnie, choć ta w starszym modelu jest wyraźnie grubsza.
Godny następca?
Właściciel Samuraia stwierdził, że chętnie przesiadłby się w przyszłości na najnowszy model. My jednak z góry zakładamy, że nie będzie to wymiana jeden do jednego, a raczej dorzucenie kolejnego auta do kolekcji. Obyśmy się nie mylili. Suzuki Samurai SJ413 to świetny, nieoczywisty klasyk, który w zadbanej formie występuje na drogach wyjątkowo rzadko. Tym bardziej miło by było, gdyby stał u boku swojego współczesnego wcielenia.