Szefowie największych koncernów w Europie biją na alarm. "Unia Europejska zniszczy europejską motoryzację"
Europejska branża motoryzacyjna ponosi coraz większe straty, a głównym odpowiedzialnym za taki stan rzeczy jest Unia Europejska. Nie są to słowa przypadkowych osób - padły z ust szefów największych koncernów na Starym Kontynencie.
Rzadko dochodzi do sytuacji, w której dwóch dyrektorów zarządzających największych koncernów w Europie siada przy jednym stole, aby wspólnie udzielić wywiadu. Z reguły każda z firm mówi własnym językiem i stara się odciąć od działań konkurencji. Tymczasem John Elkann z grupy Stellantis i Luca de Meo z Renault mówili jednym głosem o tym, co czeka branżę motoryzacyjną w Europie i kto jest winny takiej sytuacji. W rozmowie dla francuskiego Le Figaro niemal jednogłośnie wskazali, że to Unia Europejska jest tutaj największym winowajcą.
Nie od dzisiaj wiadomo, że kryzys w europejskiej motoryzacji pogłębia się z roku na rok. Sami zwracamy na to uwagę już od dawna, aczkolwiek głos dziennikarzy z wielu krajów jak widać nigdy nie dotarł do Brukseli. Teraz taki sam komunikat płynie z ust osób odpowiedzialnych za zatrudnienie milionów Europejczyków. Firmy, którymi zarządzają, napędzają europejską gospodarkę i stanowią jej ogromną część.
Działania, które podjęła Unia Europejska, doprowadzają do marginalizacji europejskiej motoryzacji na arenie światowej
Tutaj najostrzej wypowiedział się John Elkann, który zauważa, że Chiny niebawem będą produkowały więcej aut niż Europa i USA razem wzięte. W efekcie możemy za kilka lat stać się wyłącznie "rynkiem zbytu" dla samochód pochodzących spoza UE. Konieczne są tutaj zdecydowane działania, które zabezpieczą interesy branży budującej w dużej mierze europejską gospodarkę.
Luca de Meo zwraca zaś uwagę na inny aspekt problemu. Szef Renault zauważa, że coraz bardziej wyśrubowane wymagania stawiane producentom sprawiają, że stają się one przesadnie skomplikowane. Do tego podkreślił tutaj rzecz, o której mówimy od dawna. Budowanie jednolitych przepisów dla samochodów najmniejszych i najtańszych, oraz dla tych dużych i luksusowych, drastycznie zwiększa koszty produkcji tych pierwszych. A nie od dzisiaj wiadomo, że Europa stoi głównie małymi i przystępnymi cenowo samochodami.
Co więcej, Elkann i de Meo twierdzą, że elektryfikacja jest ważna, ale... nie powinna być na pierwszym miejscu
Europa to zlepek krajów o różnej sytuacji gospodarczej. Mamy tutaj miks krajów ubogich i bogatych, będących na skrajnie różnych etapach rozwoju. To ogromna bariera, której Unia Europejska zdaje się nie zauważać - celowo lub nie.
Elkann podkreśla, że choć elektryfikacja jest ważna, to dużo większy priorytet powinno się przyznać odświeżeniu parku samochodowego. Jego średni wiek w wielu krajach sięga 12 lat (co akurat nie jest przesadnie wysokim wynikiem), niemniej są kraje, gdzie sięga on nawet 17-19 lat.
Użytkownicy takich pojazdów nie myślą o przesiadce do elektryka, gdyż takie auta są poza ich zasięgiem. Co więcej, rozbudowa sieci ładowania i dostępność stacji drastycznie różni się w różnych miejscach na Starym Kontynencie.
Tym samym, według Elkanna, większym pożytkiem byłoby położenie nacisku na oferowanie ekologicznych i przystępnych aut (hybrydowych przykładowo), obok elektryków. Problem w tym, że wytyczne UE, które postawiono producentom, uniemożliwiają w zasadzie takie działania.
Szefowie koncernów apelują także o stworzenie spójnej, przejrzystej i rozsądnej polityki
Obecne regulacje są wprowadzane chaotycznie, a wyśrubowane normy, które miały wejść w życie w tym roku, póki co są "w zawieszeniu". Nie zmienia to jednak faktu, że w ostatnich latach producenci musieli skupiać się na tworzeniu produktów dopasowanych do tych norm, aby je spełnić.
A te są drogie, niskomarżowe i niedostępne dla wielu osób. Zresztą inne koncerny podkreślają, że tanie elektryki to na dobrą sprawę duże wyzwanie dla każdego producenta, gdyż ciężko jest na nich cokolwiek zarobić.
John Elkann zauważa, że Unia Europejska powinna wrócić do korzeni i skupić się na tworzeniu gruntu dla dobrze działającego przemysłu, nie wkładając mu przysłowiowego "kija w szprychy". Europa pozostaje w tyle i faktycznie staje się coraz większym skansenem.
Na dobrą sprawę jesteśmy na ostatniej prostej do miejsca, w którym zmiana kierunku będzie już niemal niewykonalna. A wówczas karty będą rozdawać już głównie Chińczycy, trzymając w garści rynek europejski.
Wnioski są więc proste
Unia Europejska powinna zadbać o transformację parku maszynowego, stawiając póki co na auta przystępne, ale i ekologiczne. A te, aby były cenowo akceptowalne dla szerokiego grona osób, zapewne będą musiały korzystać z napędów hybrydowych i z klasycznych paliw. Co więcej, regulacje powinny bronić interesów Europy, a nie spowalniać nasz rozwój na arenie międzynarodowej.
Porównywanie naszego kontynentu do Chin jest skrajną głupotą. Mówimy tutaj o wspólnocie 27 państw, próbującej zmierzyć się z jednym krajem, do tego ze specyficznie sterowaną gospodarką, w którym decyzje podejmowane są w zupełnie inny sposób. Unię Europejską zjada wszechobecna biurokracja i absolutny brak logiki w wybranych działaniach, które uderzają finalnie w portfele typowych Kowalskich, Schmidtów, Mullerów, czy Garciów.