Szefowie Volkswagena i Renault ostrożnie o pełnej elektryfikacji. Czy rewolucja zwolni?
Szczyt "Financial Times Car of The Future" przynosi coraz więcej ciekawych informacji. Szefowie Volkswagena i Renault niemal jednogłośnie uznali, że pełna elektryfikacja motoryzacji nie może nastąpić zbyt szybko, gdyż może nieść za sobą katastrofalne skutki. O co dokładnie chodzi?
Szczyt Financial Times Car Of The Future to trzy dni paneli dyskusyjnych, w których udział biorą najważniejsze persony ze świata motoryzacji. Głos zabrał Elon Musk, Carlos Tavares, Herbert Diess i Luca de Meo. Opinie zwłaszcza tych dwóch ostatnich dżentelmenów, szefów Volkswagena i Renault, są bardzo ciekawe.
Dlaczego? Obaj niemal jednogłośnie uznali, że elektryfikacja nie może postępować zbyt szybko. Co więcej, zauważyli, że nie można całkowicie wstrzymać inwestycji w auta spalinowe. Jest to wyraźny odwrót od opinii, którą wygłaszali jeszcze kilkanaście miesięcy temu.
Ta zmiana w Renault i w Volkswagenie nie jest przypadkowa
Zarówno de Meo jak i Diess podkreślają, że elektromobilność będzie postępować i nie ma od tego odwrotu. W swoich wypowiedziach podkreślili jednak, że pospieszanie tego procesu może mieć bardzo negatywne skutki, a szybkie i całkowite wycofanie aut spalinowych przyniesie opłakane skutki.
Szczególnie intrygująca jest tutaj wypowiedź Luki de Meo, zwracającego uwagę na wzrosty sprzedaży hybryd. W opinii Renault zainteresowanie takimi autami wciąż rośnie, a szczyt nie został jeszcze osiągnięty.
Z punktu widzenia klientów hybrydy też są dużo bardziej atrakcyjną propozycją - przynajmniej dla wielu osób. Nawet w rozwiniętych krajach nie każdy może pozwolić sobie na zakup elektryka, głównie za sprawą ceny i potencjalnie ograniczonego dostępu do infrastruktury.
Cały czas jednak na celowniku jest tutaj zachód. Tymczasem w wielu krajach, w tym w Polsce, całkowite wycofanie aut spalinowych może doprowadzić do pogłębienia zjawiska wykluczenia transportowego. Cały czas dla wielu osób z mniejszych miejscowości i z wsi tani samochód spalinowy to jedyna furtka na świat za sprawą fatalnie funkcjonującej kolei i braku komunikacji samochodowej (PKS, busy).
Ostatnie dwa lata pokazały też, że problemem będzie dostępność podzespołów
Huraoptymistyczne podejście zostało bardzo szybko zweryfikowane przez braki półprzewodników oraz innych materiałów. Pandemia a teraz wojna w Ukrainie sprawiły, że produkcja aut wciąż funkcjonuje na pół gwizdka, a niektóre fabryki regularnie muszą zatrzymywać linie.
Problemem jest też rozwój infrastruktury do ładowania. Ta cały czas jest rozbudowywana, aczkolwiek tempo to z punktu widzenia szefów wielkich koncernów pozostawia jeszcze wiele do życzenia. Kolejną kwestią jest także technologia baterii, która cały czas postępuje. Być może za kilka lat zostanie ona na tyle zoptymalizowana, że dostaniemy pojemniejsze baterie kosztujące ułamek obecnej ceny.
Wiele firm szuka alternatyw
Renault na przykład postanowiło zgłębić tajniki aut zasilanych wodorem. Inżynierowie skupiają się nie tylko na budowie pojazdów, ale także nad stworzeniem ekologicznej i taniej metody pozyskiwania czystego wodoru.
BMW również niechętnie mówi o całkowitej rezygnacji z silników spalinowych. Rozwój elektryków będzie postępować, ale widać tutaj wyraźnie zaciekawione spojrzenia posyłane w kierunku paliw syntetycznych.
Nad takimi pracuje między innymi Porsche, które chce w ten sposób zachować przy życiu silniki spalinowe. Toyota idzie zaś nieco inną drogą i twierdzi, że wodór może zastąpić klasyczne paliwo w silnikach spalinowych.
Pewne w tym wszystkim jest jedno. Czeka nas jeszcze dużo zwrotów akcji, a niczego nie możemy przyjmować w tej chwili za pewnik. Jedynym problemem pozostają działania regulatorów, którzy niechętnie patrząc na rozwój techniki zza swoich biurek.
Dzisiaj Komisja Europejska głosować będzie nad zaostrzeniem przepisów dotyczących emisji CO2 oraz innych szkodliwych substancji przez auta osobowe i dostawcze. Mowa tutaj o zapisach w reformie klimatycznej Fit for 55. Wedle tejże do 2035 roku z dróg miałyby zniknąć auta spalinowe.