Bugatti Tourbillon mogło wyglądać zupełnie inaczej. Zobaczcie odrzucone projekty
Narysowanie następcy Chirona było ogromnym wyzwaniem. Bugatti Tourbillon czerpie z designu poprzednika, ale ma też swój własny unikalny charakter. Ten model mógł wyglądać jednak zupełnie inaczej. Zobaczcie jak prezentują się odrzucone projekty.
Stworzenie takiego samochodu to długi proces - zwłaszcza, gdy mówimy o rewolucji w konstrukcji silnika. Długa jednostka V16, która zastąpiła silnik W16, wymusiła zmiany w designie. Bugatti Tourbillon jest smukłe, odważne wizualnie, ale i bardzo eleganckie. Mogło być jednak zdecydowanie bardziej zadziorne i agresywne.
Zespół kierowany przez Franka Heyla i wcześniej przez Achima Anscheidta szukał inspiracji nie tylko w dotychczasowych dziełach marki, ale także w najważniejszych supersamochodach i hipersamochodach w historii motoryzacji. Choć ogólna koncepcja pozostawała mniej więcej taka sama, to detale odróżniały od siebie te auta.
Przede wszystkim Bugatti Tourbillon mogło być dużo bardziej agresywne wizualnie
Jeden z projektów, który pokazano w filmie przygotowanym przez Bugatti, mocno różni się od tego, co zobaczyliśmy w finalnym produkcie. Przede wszystkim charakterystyczny wlot powietrza w kształcie podkowy jest tutaj znacznie mniejszy i bardziej kanciasty. Światła mają agresywniejszą linię, a sylwetka nadwozia jest "pocięta" mocnymi przetłoczeniami.
Tu warto przyjrzeć się też rysunkom, które pojawiają się w tle. Tam także znajdziemy odrzucone projekty. Jeden z nich zakładał zmianę kształtu świateł, na koncepcję łączącą formę z modelu Divo z obecnymi lampami. To bez wątpienia byłaby duża rewolucja.
Ciekawe jest to, że koncepcja tylnej części nadwozia od początku była taka sama. Ta wywodzi się z prototypu "La Voiture Noire", czyli unikalnego "one-offa" za dziesiątki milionów euro.
Tourbillon to dopiero początek przygody "nowego" Bugatti
Francuska manufaktura wyprodukuje znacznie mniej tych samochodów, ale w grę wchodzi stworzenie także innych wariantów nadwozia - w tym roadstera. Poza tym możemy spodziewać się unikalnych krótkich serii, które najprawdopodobniej zyskają nieco inny design.
Jedno jest pewne - kierowana przez Mate Rimaca firma idzie w dobrym kierunku. Choć elektryfikacja pojawiła się w tym modelu, to połączenie jej z szesnastocylindrową "V-ką" nie pozostawia niczego do życzenia. Brzmienie i osiągi wciąż są na najwyższym poziomie, a całość budzi ogromne emocje.
Klienci muszą jednak uzbroić się w cierpliwość. Pierwsze samochody wyjadą z Molsheim dopiero w 2026 roku - teraz przyszedł czas na intensywne testy prototypów.