Tempomat adaptacyjny miał zwiększać bezpieczeństwo. Według badań jest dokładnie na odwrót

Tempomat adaptacyjny to dla wielu osób coś obowiązkowego w każdym nowym samochodzie. Jak się jednak okazuje ta technologia ma jedną ciemną stronę, którą zauważyli naukowcy.

Jakiś czas temu rozmawiałem ze znajomym o kwestii zaufania do pewnych rozwiązań w samochodach. Dostajemy w nich cały przekrój technologii, które zwiększają nasz komfort podróżowania i sprawiają, że pokonywanie długich dystansów jest dużo prostsze. Ma to też jednak swoją ciemną stronę. Coraz częściej "oddajemy władzę" tym systemom i niekiedy wierzymy w to, że zawsze zareagują w odpowiedni sposób. Tempomat adaptacyjny powinien sprawnie zmniejszyć prędkość naszego auta, system ostrzegania o pojeździe w martwej strefie "odbije" auto w razie zagrożenia, a awaryjny układ hamowania zatrzyma samochód w krytycznej sytuacji.

To wszystko sprawia, że czujemy się pewniej. Problem w tym, że cierpi na tym nasza uwaga i koncentracja. I to jest właśnie główne spostrzeżenie naukowców - przestajemy być czujni i... nie reagujemy w krytycznych sytuacjach.

Tempomat adaptacyjny to coś, w co wierzymy niemal bezgranicznie

Zawsze wyhamuje, zawsze zobaczy obiekt, zawsze zrobi to we właściwy sposób. Ale czy tak faktycznie jest?

Naukowcy z Holandii przeprowadzili test wszystkich systemów wsparcia kierowcy, tak zwanych ADAS. Podzielono je na cztery kategorie:

  • Systemy informacyjne – niski poziom kontroli i pilności
  • Systemy ostrzegawcze – niska kontrola i wysoka pilność
  • Systemy interweniujące – wysoka kontrola i wysoka pilność
  • Systemy zwiększające komfort – wysoka kontrola i niska pilność

Tym samym na przykład kontrolka niskiego ciśnienia w oponach, czy też braku płynu do spryskiwaczy, mieści się w pierwszej kategorii. W drugiej ulokowano takie systemy jak przypomnienie o pasażerach z tyłu, czy o potencjalnym zagrożeniu przy korzystaniu z kamer. Trzecia uwzględnia kontrolę pasa ruchu czy awaryjne hamowanie - tam, gdzie elektronika sama wkracza do akcji. Ostatnia kategoria to właśnie systemy pokroju tempomatu adaptacyjnego z automatyzacją jazdy.

Tempomat adaptacyjny badania

Badania pokazały, że te pierwsze trzy kategorie mogą, ale nie muszą wpływać na ryzyko wypadku. Na przykład Lane Assist (system kontroli pasa ruchu) obniża ryzyko wypadku o 19,1%. System monitorowania uwagi i zmęczenia z kolei obniża ryzyko niebezpiecznego zdarzenia o 14%. Bardzo dobrze sprawdza się układ awaryjnego hamowania (AEB), który redukuje ryzyko o 10,7%.

Najgorzej wypadł właśnie tempomat - zwykły i adaptacyjny. Ten pierwszy zwiększa ryzyko wypadku o 12%, a drugi o 1,8%. Dlaczego? Naukowcy twierdzą, że jest to efekt zmniejszenia uwagi kierowcy i luźniejszej analizy otoczenia, w którym się znajduje.

Zaufanie do elektroniki i rozluźnienie sprawiają, że czasami wolniej oceniamy zagrożenie na drodze i nie reagujemy we właściwy sposób. Niekiedy tempomat zwolni, ale konieczny jest np. odpowiedni manewr, który zapewni nam bezpieczeństwo. Tu jednak pojawiają się opóźnione reakcje lub ich całkowity brak.

Wniosek jest prosty: elektronika może nam pomagać, ale to my wciąż jesteśmy najważniejsi

Nowe systemy są coraz lepsze, ale nie wyprą naszego mózgu i wzroku. To my wciąż mamy władzę za kierownicą i nie możemy "odpuszczać sobie" pełnej kontroli. Nawet w samochodach, które automatyzują już jazdę (np. Ford Mustang Mach-E, gdzie nie trzeba trzymać kierownicy), komputer wymusza ciągłe patrzenie na drogę.

Źródło: Science Direct