Spiesz się, bo zaraz go nie będzie. Suzuki Jimny przechodzi do historii (tak, w Europie)
Najpierw przyniósł wiele zachwytów, później dodał do tego wielkie rozczarowanie, a teraz po cichu znika z rynku. Suzuki Jimny po swoich pięciu minutach sławy przechodzi do historii. Postanowiłem więc pożegnać ten model.
To już pewne. Najbliższe miesiące to ostatni dzwonek na to, aby kupić Suzuki Jimny. Co prawda Wasz wybór jest znikomy, gdyż możecie zdecydować się na dowolną wersję, pod warunkiem, że będzie to dostawczak z niemal bazowym wyposażeniem.
Ta mała terenówka zderzyła się z europejską rzeczywistością w brutalny sposób. Najpierw wszyscy zakochali się w jej możliwościach. Nie przeszkadzała tutaj nawet stosunkowo wysoka cena. Kilka wersji do wyboru, manual lub automat dostępny z prostym silnikiem (wedle uznania) i niesamowita dzielność w terenie to coś, czego nie oferował nikt inny.
Raptem kilka chwil trwał ten sukces. Najpierw zabrakło samochodów, ze względu na duży popyt w Europie. Na Jimny rzucili się wszyscy, zwłaszcza żyjący w górskich regionach. Pojedźcie do jakiejkolwiek górskiej miejscowości w Szwajcarii lub we Włoszech, a jestem pewien, że wpadniecie na kilka sztuk tego samochodu.
Kiedy dostępność znowu się zwiększyła, do akcji wkroczyły nowe unijne normy. Te sprawiły, że prosty silnik wolnossący przestał być "wystarczająco ekologiczny". Jedyną furtką było więc stworzenie mikrodostawczaka, wyjmując tylną kanapę i wkładając kratkę. Tak powstał użytkowy wariant, który dodatkowo na rynek trafił w najskromniejszym wydaniu.
Teraz i on przechodzi do historii. Dlaczego? Suzuki w Europie musi zmieścić się w wyznaczonych widełkach. Choć ta marka rozlicza się z emisji wraz z Mazdą, Subaru i Toyotą, to ma też swoje cele. W efekcie niemal cała gama po prostu przepadnie.
Suzuki Jimny znika wraz ze Swacem i Ignisem
W grze zostaje więc drogi Across, Swift i potencjalnie SX4 z Vitarą. Te dwa ostatnie będą jednak mocno "ograniczane", co potwierdziła fabryka na Węgrzech. Jej moce produkcyjne pozostaną mocno niewykorzystane.
Co dalej? Suzuki ma w planach jedną wielką premierę na przyszły rok, a jest nią pierwszy w historii elektryk. Mowa tutaj o modelu, który opracowano z Toyotą, a będzie on bliźniakiem nadchodzącego Urban SUV-a.
Tym samym te fajne zabawki Suzuki stają się przeszłością
Mowa tutaj o Swifcie Sporcie (nowej generacji już nie będzie) i właśnie o Jimnym.
Jakiś czas temu miałem okazję znowu wskoczyć za jego kierownicę. I choć zawsze wiem czego się spodziewać, to za każdym razem tak samo cieszę się jeżdżąc tym samochodem. To kwintesencja motoryzacji, której już nie ma.
Prosta maszyna, bez wspomagaczy i elektroniki, stworzona w jednym konkretnym celu - do pracy w trudniejszym terenie. Nie czuje się komfortowo na asfalcie, ale za to w offroadzie zajeżdża dalej, niż niejeden większy terenowy pojazd.
To wszystko dostajemy w spartańskim opakowaniu. We wnętrzu jest ciasno i plastikowo. Wyciszenie niemal nie istnieje, a krótkie przełożenia skrzyni biegów sprawiają, że przy 120 km/h czujemy się jak w promie kosmicznym przecinającym atmosferę. Układ kierowniczy pracuje luźno i wymaga absurdalnej liczby obrotów przy skręcaniu, a zawieszenie sprawia, że każdy łuk bywa wyzwaniem.
Przestajesz się tym przejmować w momencie, w którym zjeżdżasz z asfaltu. Tam Suzuki Jimny jest najlepsze
Krótki rozstaw osi sprawia, że pokonywanie pojazdów, uskoków i nierówności to żaden problem. 102 KM sprawnie odpychają ten samochód i zaskakująco dobrze radzą sobie nawet w trudniejszych warunkach. A w zapleczu jest spinany "na sztywno" napęd na cztery koła, także z reduktorem.
Ten samochód stworzono z konkretnym zamysłem, dla konkretnej grupy odbiorców. I nie mogę zrozumieć, dlaczego dla takich pojazdów nie da się stworzyć specjalnej homologacji, która dawałaby im możliwość pozostania na rynku.
Nie ma lepszego auta do pracy w górach. Nie ma lepszego samochodu na leśniczych i służb pracujących w trudnych warunkach. Ba, nie ma też lepszego pojazdu dla weterynarzy, pracujących niekiedy w niedostępnych miejscach.
Ci jednak będą musieli niebawem wybierać albo zwyczajne SUV-y, albo elektryki, albo bardzo drogie terenówki za absurdalne pieniądze. To, co przystępne, po prostu musi zniknąć.
Ważne jest to, że Suzuki nie stawia kreski na Jimnym
Japońska marka myśli o wersji na prąd lub o hybrydzie. Są to jednak odległe plany i póki co na celowniku jest wyłącznie premiera pierwszego SUV-a na prąd. A co dalej? Zobaczymy - Suzuki ma trudną sytuację w Europie i musi walczyć o każdego klienta.