BMW 335i Cabrio
Tegoroczne lato jest wyjątkowo kapryśne. W ciągu dnia temperatury sięgają koszmarnych 40 stopni, a wieczorami przychodzą gwałtowne burze, powodujące, że nasze ulice zamieniają się w monsunowe rzeki. Czy w takim klimacie można zaproponować jazdę kabrioletem? My proponujemy - oto BMW 335i Cabrio.
BMW serii 3 od zawsze było sportowe i eleganckie. Nie inaczej jest z najnowszą generacją bawarskiej limuzyny. Nie ma tu żadnych wariacji "banglowskiej ręki", które mogłyby popsuć detale i podzielić fanów niemieckiej marki. Są za to płynne, ale zdecydowane linie oraz charakterystyczne detale, takie jak świecące ringi w reflektorach czy podwójne nerki w masce. Seria 3 w nadwoziu coupe oraz kabriolet wyróżnia się jeszcze jednym - ciekawie stylizowanymi, podłużnymi tylnymi lampami, jakich nie uświadczymy w sedanie.
17-calowe, standardowe alufelgi to zupełnie optymalny wybór - klasyczny dla BMW wzór jest przyjemny dla oka, a dzięki niskiemu profilowi (opony typu Run Flat w rozmiarze 225/45 R17 z przodu oraz 255/40 R17 z tyłu) i obniżonemu zawieszeniu koło szczelnie wypełnia nadkole. Kto oczywiście ma ochotę, może zafundować sobie obręcze o średnicy nawet 19 cali.
22 sekundy do wolności
To, że mamy do czynienia z kabrioletem, wcale nie jest taką oczywistą sprawą przy zamkniętym, metalowym dachu. Dla nieuświadomionych to po prostu coupe z kilkoma dodatkowymi szparami w górnej części oraz nietypowo ukształtowaną pokrywą bagażnika. To pierwsze BMW Cabrio ze sztywnym dachem - do poprzedniej generacji, tj. E46 królował brezentowy. Takie rozwiązanie ma swoje zalety i wady. Z jednej strony metalowy dach jest znacznie trwalszy i bezpieczniejszy, ale z drugiej w niektórych przypadkach mocno deformuje linię nadwozia (większy "odwłok" na pomieszczenie dachu) i zdecydowanie ogranicza przestrzeń bagażową. Trzy pierwsze kwestie są bezdyskusyjne, a jak z bagażnikiem w BMW serii 3 Cabrio?
Bagażnik cierpi, i to w każdej pozycji, niezależnie czy z rozłożonym, czy z poskładanym dachem. W tej pierwszej do dyspozycji jest 350 litrów, w tej drugiej tracimy aż 140 litrów. Dla porównania, w konkurencyjnym Audi A5 Cabrio brezentowy dach zabiera tylko 60 litrów (380-320 l). Najnowszy rywal, Lexus IS 250C, popada natomiast ze skrajności w skrajność - ma największy bagażnik w pozycji zamkniętej (420 litrów), ale najmniejszy w pozycji otwartej (165 litrów).
Spektakl rozpoczynający się po naciśnięciu przycisku otwierania dachu można tylko przyrównać do tego, co można obejrzeć podczas filmu "Transformers". To już nie szybka akcja schowania dwóch części do bagażnika niczym w Peugeocie 206 CC czy Mercedesie SLK, tylko cała procedura żonglowania trzema elementami dachu, które najpierw się nakładają na siebie, a dopiero potem chowają pod tylną klapą. Szacunek dla inżynierów BMW za zaprojektowanie tak skomplikowanego mechanizmu, który w dodatku sprawnie działa. Cały spektakl trwa dokładnie 22 sekundy - wystarczająco długo, żeby wszyscy zainteresowani zdążyli Cię zauważyć i wystarczająco krótko, kiedy dopadnie Cię niespodziewany deszcz. Aczkolwiek letnia aura jest w tym roku wyjątkowo kapryśna i nawet te 22 sekundy mogą trwać za długo, kiedy przyjdzie ulewa.
Klub niezwykłych dżentelmenów
BMW 335i Cabrio wita Cię jak członka ekskluzywnego klubu. Proste, ale eleganckie i ponadczasowe linie kokpitu, jasna kolorystyka wnętrza czy wreszcie zastosowane materiały - wszystko jest na bardzo wysokim poziomie. Drewno jest prawdziwe, skóra na fotelach mięciutka i pięknie pachnąca, a plastiki przyjemne w dotyku i wyjątkowo precyzyjnie spasowane.
Nie każdemu przypadnie jednak do gustu drewniana listwa biegnąca na całej szerokości deski rozdzielczej (Listwa wykończeniowa Walnut - 2 282 zł) czy też impulsowe przełączniki (np. przełącznik wycieraczek nie zostaje w pozycji "szybki bieg", tylko od razu wraca do swojej neutralnej pozycji), tak mocno negowane w modelach Opla. Nie można mieć jednak zastrzeżeń do elementu jeszcze do niedawna mocno krytykowanego w BMW - systemu iDrive. To multifunkcjonalne pokrętło, wzbogacone o kilka przycisków, służy do obsługi rozbudowanego komputera pokładowego oraz zestawu audio.
Początkowy chaos szybko mija, a jeśli lubisz używać myszki komputerowej, to iDrive jest stworzony dla Ciebie. Informacje o spalaniu, przebytym dystansie, częstotliwości wybranej stacji czy poziomie oleju to standard. BMW oferuje za dopłatą znacznie więcej. Można zacząć od zaawansowanego radia Professional (element Pakietu Polski - 5 681 zł) oraz możliwości podpięcia dodatkowego urządzenia przez port USB (1 397 zł), a zakończyć na najwyższej klasy systemie audio High End Individual z 12 fenomenalnie grającymi głośnikami (9 779 zł) oraz na nawigacji Professional (12 015 zł). Mało? 1 351 złotych dopłacisz za głosowe sterowanie oraz 3 586 złotych za możliwość podłączenia telefonu przez Bluetooth. Tak, BMW ma drogie opcje. Tak, są warte swojej ceny - klasa premium w końcu do czegoś zobowiązuje.
Krok do piekła
Niepozornie wyglądające beżowe BMW kryje w sobie prawdziwą bestię. Pod maską zamontowano najmocniejszy silnik dostępny w "cywilnej" serii 3 - krok dalej jest już tylko piekło i model M3. 6 cylindrów ustawionych w rzędzie, 24 zawory i 3 litry pojemności, wszystko oczywiście przemieszane wysokooktanową benzyną. Dodajmy do tego nowoczesną technologię, a więc wtrysk bezpośredni i dwie turbosprężarki. Efekt? 306 KM i 400 Nm osiąganych niemalże od początku skali obrotomierza. Jak to działa w praktyce? Strach się bać...
Zajęcie miejsca w świetnie profilowanym, skórzanym fotelu to czysta przyjemność. Pełna regulacja elektryczna pozwala każdemu dostosować się do kabiny BMW - nieważne czy mierzysz 160, czy ponad 190 cm wzrostu. Mięsista kierownica aż prosi się o dotknięcie. Przycisk START/STOP budzi motor do życia. Jeśli myślisz, że to potulny baranek, automatyczne podniesienie obrotów i ryk z podwójnych wydechów na "dzień dobry" uświadomi Ci, że to nie przelewki. Jednak zaraz po tym nagle przychodzi spokój, rzędowa "szóstka" pracuje cicho i równomiernie, ledwo ją słychać nawet przy otwartym dachu.
Chcesz ruszać? Proszę bardzo, po "drodze" czeka Cię kolejna niespodzianka w obcowaniu z 335i - skrzynia biegów. Za 11 177 złotych 6-biegowy manual zostanie zastąpiony 7-biegowym automatem z podwójnym sprzęgłem i dodatkowymi łopatkami przy kierownicy. Już sam fakt, że nazywa się DKG i pochodzi z modelu M3, może przyprawić o ciarki na plecach. Sama dźwignia przekładni wygląda wyjątkowo, srebrne łopatki również. Jest z nimi tylko jeden problem - obydwie służą zarówno do zmiany biegu na wyższy (pociągnięcie) jak i na niższy (popchnięcie). Początkowo nieco to burzy przyzwyczajenia (zazwyczaj jedna służy do redukcji, a druga do zmiany na wyższy bieg), ale zaskakująco szybko można się przyzwyczaić do tego układu, zwłaszcza w zakrętach.
Potulny jak baranek
Przy spokojnej jeździe BMW 335i jest jednak wyjątkowo potulne, jak na "pałer", którym dysponuje. Nie robi zbędnego hałasu, a automatyczna skrzynia zmienia biegi niezauważalnie, bez żadnych szarpnięć. Delikatny pomruk z układu wydechowego, prędkość znacznie poniżej dozwolonej i opuszczony dach - szkoła lansu zaliczona w jeden wieczór. Auto wzbudza duże zainteresowanie, oczywiście największe u płci przeciwnej. Dla niej specjalnie przygotowano tylną kanapę, a raczej dwa osobne fotele przedzielone tunelem ze schowkami.
To jednak miejsca awaryjne, bo raz, że przestrzeni na nogi nie będzie za dużo, a dwa, że przy otwartym dachu powyżej 60 km/h zaczyna się mały huragan nad głowami pasażerek. No i może trzy - przy zamkniętym dachu można się nabawić klaustrofobii i jeśli Twoja dziewczyna mierzy więcej niż 170 cm wzrostu, może mieć wyjątkowo małą przestrzeń nad głową.
Jeśli decydujesz się na jazdę z otwartym dachem, już bez pasażerek, jedna rada - za 1 537 złotych dokup tzw. deflektor wiatru, czyli osłonę przeciwwiatrową, montowaną za przednimi fotelami - a więc nad tylnymi. W przeciwnym razie powyżej 100 km/h na godzinę wywieje Cię razem ze wszystkimi rzeczami z wnętrza BMW. Osłona ta pozwala na rozkoszowanie się jazdą bez dachu ze wszystkimi dozwolonymi prędkościami w kraju - nawet tymi na autostradzie - bez obawy, że wiatr zepsuje świeżo ułożoną fryzurę. Ważna rzecz - aby złożyć "windszota" i schować go do bagażnika, warto wcześniej poznać tajniki sztuki origami, bo cierpliwie czekająca dodatkowa para pasażerów może się szybko zdenerwować.
Nie ma dymu bez ognia
Ciepły, późny wieczór w jednym z polskich miast. Na jednym ze skrzyżowań stoi BMW 335i. Kierowca mocno zaciska kierownicę i co chwila nerwowo spogląda na czerwone światło na sygnalizatorze. Niecierpliwość osiąga apogeum, kiedy wreszcie spostrzega jedyny właściwy kolor - zielone! Gaz do dechy, beżowy kabriolet podrywa się niczym startujący odrzutowiec. Nawet nie zauważa delikatnego uślizgu tylnej osi - całe skupienie na srebrnych łopatkach przy kierownicy. Ciąg jest niesamowity - dwie turbiny pracują na pełnych obrotach od 1300 obr./min i nie ma mowy, żeby na chwilę odebrało im dech. Ryk odbijający się od kamienic starego miasta staje się jeszcze donośniejszy, kiedy kierowca wrzuca drugi bieg. Strzał z wydechu powoduje znacznie szerszy uśmiech na jego ustach. Kolejne biegi zmieniają się w mgnieniu oka.
Gaz dalej w podłodze, a już dawno minęło 5,8 sekundy, więc BMW pędzi ponad 100 km/h. Prowadzi się świetnie, zwłaszcza dzięki aktywnemu wspomaganiu kierownicy. Mocniejsze dohamowanie, redukcja z kolejnymi wystrzałami z podwójnego układu wydechowego. Zakręt i studzienka w jezdni tylko na chwilę wytrąciły auto z równowagi - na suchym asfalcie prowadzi się jak brzytwa. Zawieszenie nie dobiło - jest sportowe, ale sprężyste i nie betonowo twarde jak można się spodziewać. Na mokrym, przy potędze ponad 300 KM przenoszonych na tylną oś byłoby znacznie wolniej... i niebezpieczniej.
Kilkanaście minut ekstazy za kierownicą podbija zużycie paliwa do ponad 22 litrów. To cena, jaką się płaci za to, żeby choć raz być najszybszym. Znacznie spokojniejsza eksploatacja w mieście pozwala na zejście o nawet 8 litrów w dół. Na trasie BMW 335i Cabrio zamienia się w anioła. Nadmiar mocy pozwala na traktowanie pedału przyspieszenia na "pół gwizdka" i podwójnie doładowany, 6-cylindrowy motor zadowoli się wówczas nawet 8,4 l na każde 100 kilometrów. 306 KM, 1750 kg i ta niepohamowana chęć "ciśnięcia" mocniej i mocniej i mocniej...
Z powrotem na ziemi
BMW 335i Cabrio to auto niezwykłe. Z zewnątrz robi wrażenie eleganckiego dżentelmena, jednak kiedy zasiądziesz za kierownicą i dodasz gazu, poczujesz wulgarnego brutala. Pomimo tego, że mamy do czynienia z kabrioletem, metalowy dach czyni z niego auto wyjątkowo uniwersalne - już nie musisz martwić się o pogodę czy temperaturę. Najwyższa jakość wykonania, świetne właściwości jezdne oraz fenomenalny motor, który otrzymał tytuł Silnika Roku 2008 - to niezaprzeczalne zalety BMW.
Wady? Ciasnota w drugim rzędzie i niewielki bagażnik wynikają raczej z typu nadwozia, więc trudno je zaliczyć do minusów. Cena? Jak najbardziej - 248 400 złotych za BMW 335i Cabrio bez "ekstrasów". Sumę tę bardzo łatwo podnieść do ponad 300 000 złotych, dokupując elementy z długiej listy wyposażenia dodatkowego. Pytanie tylko, czy 318 580 złotych, bo tyle kosztuje testowe auto, to nie za dużo? Za 353 800 złotych można mieć 420-konne BMW M3 Cabrio, auto znacznie bardziej szatańskie. Różnica niewielka, przecież jesteśmy ludźmi wielkich pieniędzy obracających się w ekskluzywnej klasie premium...