BMW X1 xDrive28i Sport Line

Podróż po kraju w poszukiwaniu używanego BMW z sześciocylindrowym motorem pod maską zakończyłem za kierownicą nowego X1 z napędem na cztery koła i silnikiem TwinPower Turbo. Czy ten SUV wciąż ma w sobie jeszcze wystarczająco dużo bawarskiego charakteru?

Już chyba milion razy wspominałem, że jeśli chodzi o motoryzację, to straszny ze mnie dziad. Lubię, gdy samochód służy do jeżdżenia, a nie do przeglądania Internetu. Kocham dźwięk paliwożernych jednostek napędowych z bezsensownie dużą ilością cylindrów i bawi mnie, kiedy auto gulgocze zamiast "bziuczeć". Nic na to nie poradzę. Oczywiście takie przekonania to ślepa uliczka prowadząca wprost pod bramę złomowiska wypełnionego moto-antykami, ale widocznie taki już mój los.

Technologia idzie do przodu, a wraz z nią także i my oraz nasze wyobrażenia o samochodach. Oczywiście zdaję sobie z tego sprawę i przyzwyczajam się do nowych aut, doceniając ich oszczędne, turbodoładowane jednostki napędowe. Wciąż uczę się też obsługi wielu dziwacznych systemów czuwających nad komfortem i osiągami pojazdów XXI wieku. Kiedyś takie układy posiadały tylko najdroższe Mercedesy i "wynalazki" japońskie utożsamiane z kalkulatorami Casio. A dziś? Wystarczy wsiąść do banalnego Golfa i jak na dłoni widać, że współczesny samochód bardziej przypomina smartfona niż z maszynę do pisania. Nie ukrywam, że to wszystko bardzo mnie martwi, ale cóż mam poradzić?

Elektronika potrafi podnieść użyteczność aut i jednocześnie skutecznie pozbawia nas wielu irracjonalnych uciech płynących z obcowania z nimi. Patrząc na to wszystko aż dziw bierze, że otwierane okna dachowe wciąż jeszcze widnieją na listach wyposażenia dodatkowego nowych samochodów. Wszak czterostrefowa klimatyzacja z trzema trybami pracy i jonizatorem powietrza powinna rozwiązywać wszelkie problemy związane z aurą panującą we wnętrzu...

Pozostając w nurcie tych luźnych skojarzeń dotyczących ewolucji i komputeryzacji współczesnej motoryzacji, chciałbym Wam przedstawić bohatera dzisiejszego testu. Będzie to typowy owoc filozofii nowego podejścia do budowania samochodów: BMW X1 w najmocniejszej, 245-konnej odmianie benzynowej. Wymarzony wóz dla dobrze zarabiającej rodziny typu 2+1.

Małe zmiany - duża moc
Monachijski crossover zaprezentowany w 2009 roku, przeszedł ostatnio niewielki lifting, którego zapewne nie zauważylibyście, gdyby nie ten i inne testy przypominające o odświeżeniu palety najmniejszego z BMW opatrzonych literką "X" w nazwie. Zewnętrzne zmiany wprowadzone w "terenowej" Jedynce są iście kosmetyczne i na dobrą sprawę ograniczają się do modyfikacji przedniej części nadwozia. Więcej nowych elementów odnajdziemy pod maską.

Tutaj czeka na nas prawdziwy symbol downsizingu - silnik czterocylindrowy wyposażony w turbosprężarkę. W przypadku ważącego niespełna 1600 kg niemieckiego SUV-a, nad przednią osią musi spoczywać coś naprawdę mocnego, by móc zapewnić mu osiągi godne noszonego przez niego miana (2.8i). 245 KM i maksymalny moment obrotowy 350 Nm produkowane przez dwulitrowego benzynowca TwinPower Turbo okazują się do tego w zupełności wystarczające. Nim jednak pedał gazu X1 powędruje do samej podłogi, musicie usłyszeć kilka cierpkich słów pod adresem jego "rakietowego" napędu.

Zepsuty?
Pierwsze zaskoczenie, jakie czeka na kierowcę BMW, to dźwięk wydobywający się spod maski. Po moich ostatnich przygodach za kierownicą Z4 poruszanego tym samym silnikiem przypuszczałem, że brzmienie agregatu zamontowanego w testowym X-ie będzie co najmniej w połowie tak rasowe jak "Zetki". Tymczasem okazuje się, że monachijski SUV "śpiewa" dużo gorzej niż jego dwuosobowy brat. Wiem, że żaden crossover nie jest autem sportowym, by wymagać od niego arii tłoków mruczących w rytmie wydechowego basu, ale tak mocny silnik powinien zapewniać choćby parę nutek ekscytującego tonu, tymczasem...

BMW zaraz po odpaleniu brzmi jak... sam nie wiem, jak co. Dzwoni, świszczy, grzechocze. Osłuchiwane z zewnątrz może nawet sprawiać wrażenie zepsutego! Na szczęście kierowca i pasażerowie są od tych niezbyt przyjemnych dźwięków skutecznie odseparowani. Dobre wyciszenie kabiny pasażerskiej spełnia swoją rolę. Po osiągnięciu przez motor temperatury roboczej (czego niestety nie sprawdzimy, bo w zestawie wskaźników zabrakło termometru cieczy chłodzącej) X1 zachowuje się kulturalniej. Pod obciążeniem silnik pracuje podobnie do volkswagenowskich jednostek typu TSI.

Wciska w fotel
Wraz z rozgrzaniem jednostki napędowej poprawia się też humor kierowcy. Powodem jest oczywiście okazja do sprawdzenia możliwości BMW. A te - trzeba przyznać - są niemałe. Producent obiecuje 6,5 sekundy do "setki" (w wersji ze skrzynią mechaniczną nawet 6,1 sek.!) i raczej dotrzymuje słowa. Mimo iż subiektywnie przyspieszenia, jakie zapewnia X1, mogą wydawać się nieco gorsze niż mówią dane fabryczne, to jednak i tak powinny one wystarczyć każdemu, kto oczekuje od rodzinnego auta prawdziwej dynamiki. Złudzenie rozbieżności osiągów z danymi papierowymi może wynikać z dwóch powodów.

Po pierwsze, silnik wykazuje tę samą "słabość" w zakresie poniżej 3000 obr./min. i powyżej 5000 obr./min., którą zauważyłem niedawno przy okazji testu Z4. Po drugie, bawarskie auto jest napakowane urządzeniami tłumiącymi wrażenia z jazdy. Niestety, jedno z nich nazywa się Servotronic i oprócz oszczędzania paliwa ma za zadanie także przekazywanie tego, co robi kierowca, na kąt skrętu przednich kół. Konkretnie, chodzi tu o elektrycznie wspomagany układ kierowniczy. To dodatek płatny ekstra.

Servotronic - winowajca
Standardowo BMW montuje zwykłe wspomaganie hydrauliczne i choć nie miałem okazji przejechać się egzemplarzem X1 wyposażonym w takowe, to jednak założyłbym się o dużą Latte, że prosta "hydraulika" będzie lepsza od jej elektrycznego zastępcy. Ten ostatni, może i pomaga oszczędzać paliwo, którego BMW (jak na sporą moc i napęd 4x4) potrafi spalić niewiele (w teście średnio 11,3 l/100 km), ale też nie zapewnia niestety właściwego wyczucia położenia przednich kół.

O dziwo, oprócz niezbyt komunikatywnego układu kierowniczego, można się też przyczepić do pracy zawieszenia X1. W połączeniu z 18-calowymi oponami o profilu 45 twardo zestrojone podwozie nie zapewnia zbyt dużego komfortu jazdy. Na nierównej drodze BMW prowadzi się nerwowo, charakterystycznie trzęsąc nadwoziem podczas pokonywania małych dziur. Zastanawiać może też to, że większe wyboje są tłumione dużo skuteczniej. Zgaduję, iż wyjaśnieniem takiego stanu rzeczy może być specyficznie zestrojona charakterystyka amortyzatorów (zbyt twarde w początkowej fazie pracy). Tak czy owak, na naszych dziurawych ulicach podwozie X1 męczy się solidnie, a wraz z nim także i kierowca.

ZF: jak zwykle bezbłędny
Na szczęście komfort prowadzenia po części ratuje doskonała automatyczna przekładnia ZF. Testowany samochód był w nią wyposażony. Sprawdzona i wielokrotnie chwalona skrzynia, miękko i sprawnie żongluje ośmioma przełożeniami (można je też zmieniać samodzielnie przy pomocy drążka bądź łopatek przytwierdzonych do kierownicy). Przy okazji testu wyszło na jaw, że istnieje spora różnica pomiędzy tą samą przekładnią określaną w cennikach BMW jako "sportowa", a jej zwykłym odpowiednikiem zamontowanym w "naszym" X1.

"Cywilny" wariant zmienia biegi na wyższe zauważalnie wolniej i nieco subtelniej (nawet w trybie sportowym). Na szczęście redukcje wciąż są bardzo szybkie i w razie kaprysu dynamicznej jazdy pozwalają bawić się samochodem bez straty płynności poruszania. Suma summarum: tradycyjnie już dla BMW, "automat" wart jest polecenia, a tym samym także wydania na niego dodatkowych 9400 zł.

Poczujesz się jak w domu
Pomijając walory jezdne, nie da się ukryć, że X1 to istne marzenie młodych familii na wielkomiejskim dorobku. Auto pozornie idealne: nie jest przesadnie duże (4,5 m długości), ale jednocześnie wystarczająco pojemne, by pomieścić czwórkę pasażerów i zabrać ze sobą wszystko, co niezbędne na weekendowe wypady. Bagażnik ma 420 litrów, tylna kanapa posiada regulację kąta oparcia, a funkcjonalne kieszenie w drzwiach bocznych wyposażono w sprytne gumki do podtrzymywania map i innych płaskich drobiazgów.

Eleganckie wnętrze na wzór "Trójki" charakteryzuje się przemyśleniem w najdrobniejszych detalach i powoduje, że szybko można poczuć się w X1 jak w drugim domu. Fakt - tworzywa sztuczne użyte do wykończenia kabiny są nieco gorszej jakości niż te zastosowane w "Trójce" (na przykład tylna półka lubi skrzypieć na wybojach), ale to nic. Dalej jadąc tym autem czujesz, że siedzisz właśnie w BMW, a nie w jakimkolwiek innym samochodzie - a to jest bardzo ważne. Szkoda, że wrażenia tego zdecydowanie brakuje w samym sposobie jazdy X1...

BMW nowej ery
Tak można nazwać małego SUV-a z Monachium. Wyposażony w nowoczesny napęd na cztery koła (xDrive) z elektrycznie sterowanym sprzęgłem wielotarczowym, a jednak ciągle wywodzący się z konstrukcji pierwotnie przewidzianej jako tylnonapędowa. Z komorą silnikową, w której niegdyś gościł duży, rzędowy sześciocylindrowiec, a dziś już tylko zwykłe turbo-serce oszczędzające paliwo. X1 to bawarska kombinacja mająca zadowolić wszystkich klientów na raz, a jednak czegoś w niej brakuje. Czego?

Ten samochód przy bliższym poznaniu okazuje się być tak bardzo oddalony od pierwotnej filozofii radości z jazdy kreowanej w BMW, że właściwie trudno patrzeć na niego przez pryzmat innych produktów z szachownicą na masce. Wiem, że X1-ka produkowana w Niemczech i w Chinach sprzedaje się całkiem nieźle i wiem też, że to pozwala Bawarczykom rozwijać paletę bardziej "hardkorowych" aut, ale na miły Bóg... Czy Niemcy musieli odpłynąć aż tak daleko od korzeni, by przetrwać na rynku?

Głównym problemem X1 xDrive28i nie jest wcale brak dwóch cylindrów w silniku TwinPower Turbo. Nie jest nim też zbyt twardo pracujące zawieszenie. Tu chodzi o coś więcej. Chodzi o poczucie poruszania się autem tylnonapędowym, z "dopędzaną" przednią osią (a nie na odwrót) i idealnie wyważonym układem kierowniczym. W mojej opinii tych właśnie elementów X1-ce brakuje. Nie zamierzam dyskutować z faktem, iż najmniejszy z SUV-ów BMW bardzo dobrze przyjął się na rynku. To oznacza zaś tylko dwie rzeczy. Po pierwsze: w dzisiejszych czasach ludziom potrzeba właśnie takich Beemek. Po drugie: nie rozumiem i nie umiem zaakceptować tego rodzaju ewolucji w świecie samochodów. Ale cóż, w końcu jeśli chodzi o motoryzację, to przecież straszny ze mnie dziad. Chyba już kiedyś o tym wspominałem, prawda?

Zalety:
+ zrywny i mimo wszystko oszczędny silnik
+ dobrze zestrojona automatyczna skrzynia biegów
+ funkcjonalne i nieźle przemyślane wnętrze

Wady:
- dźwięk silnika jest brzydki...
- Servotronic może i ogranicza spalanie, ale też psuje radość z jazdy
- zawieszenie X1 pracuje zbyt twardo

Podsumowanie:
Zza kierownicy X1 czujesz, że siedzisz w BMW, a nie w jakimkolwiek innym aucie - i to jest największy plus tego samochodu. Szkoda, że prawdziwych emocji nie dostarcza prowadzenie. Pomijając genialne osiągi zapewniane przez mocny silnik, X1 xDrive28i jest dość przeciętnym autem za nieprzeciętnie duże pieniądze.