Citroen C3 Aircross 1.2 PureTech EAT6 Shine | TEST

Na ogół jeżdżąc samochodem testowym staram się ułożyć w głowie zarys testu, który to rozwinę w finalną publikację. Stałe elementy, ciekawostki, zastrzeżenia - to wszystko jest absolutnym standardem. Wtem pojawił się Citroen C3 Aircross.

I namieszał. Namieszał solidnie, gdyż jedyne skojarzenia, które przychodziły mi do głowy były całkowicie nieoczywiste i wybitnie abstrakcyjne. Samochód jako zwierzę? A może jako piosenka lub wykonawca? Miejsce? Czas? Proszę bardzo - oto efekt tygodnia spędzonego z tym samochodem.

Citroen zakładał już różne maski. Niegdyś futurystyczny, później nowoczesny, następnie nudny do bólu. Jeszcze kilka lat temu wchodząc do salonu tej marki można było usnąć przy samym wejściu, padając pod koła stojącego przy wejściu C4 drugiej generacji - udanego, ale wybitnie nijakiego. Tuż obok zapewne stało C3, także niespecjalnie porywające. Dozę ekstrawagancji zapewniała seria DS, z DS3 i DS5 na czele, kryjąca się gdzieś z boku. Na ścianach wisiały z kolei zdjęcia cudownego, choć całkowicie oderwanego od swoich czasów C6. Studyjny model Lignage, którego produkcyjną wersją stało się właśnie C6 został pokazany w 1999 roku. Między innymi z tego powodu topowy Citroen już w momencie debiutu mógł nieco trącać myszką. Przypominamy - w 1999 roku w segmencie kompaktów stosunkowo nowym autem była Xsara pierwszej generacji, zaś podbój rynku rozpoczął nowy i niezwykle futurystyczny Focus.

Śpiąc sobie smacznie opierając się o akcesoryjną felgę do nieszczęsnej C4-ki można było śnić o Citroenie jak za dawnych dobrych czasów. O Citroenie odważnym, innowacyjnym i idącym pod prąd, kreującym swój własny charakter. O Citroenie z niebanalną stylistyką, która wyróżniałaby się z tłumu coraz bardziej podobnych do siebie aut. Na szczęście komuś z koncernu PSA przyśnił się taki sen. Francuzi podwinęli rękawy w koszulach, wzięli kilka głębszych łyków czerwonego wina i zabrali się do roboty.

No dobrze, może w opinii niektórych tego wina było zbyt dużo. Zaczęło się od Cactusa. Śmiem twierdzić, iż ktoś wysoko postawiony z Citroena przyjaźni się z równie wysoko postawioną osobą z Renault. Prawdopodobnie gdzieś pomiędzy winem a kawą sączonymi przy Champs Elysees Pan z Citroena pokazał zdjęcia studyjnego auta twierdząc, iż produkcyjna wersja nie będzie się bardzo różniła. Na to Szanowny Pan z Renault odrzekł, że prędzej wyrośnie mu kaktus na dłoni, niż w salonach Citroena pojawi się tak szalone auto.

No i Cactus wyrósł, dosłownie. Rynek go pokochał, PSA wreszcie nabrało wiatru w żagle i dalej żeglowało nowo obranym kierunkiem. Najpierw wydzielono DS-a jako submarkę, później pojawiło się C3 trzeciej generacji, zaś deserem okazał się być C3 Aircross, czyli następca minivana C3 Picasso. Citroen odnalazł swój własny styl i powrócił do wprowadzania niebanalnych i ciekawych rozwiązań w swoich samochodach. Renesans marki?

Papuga

Tym razem pod lupą jest jednak tylko jeden model - wspomniany C3 Aircross. Moda na minivany już dawno się skończyła, a samochody tego typu zaczęły lądować w komisach, niczym niemodny ciuch w starej szafie. Aircross - znaczy SUV lub crossover jak kto woli. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że te dwa segmenty zaczęły zacierać granice między sobą. Według Citroena jest to jednak SUV, więc takiej nazwy będę się trzymać.

A więc czym wyróżnia się C3 Aircross? Po pierwsze - wyglądem. Charakterystyczny front z lampami podzielonymi na dwie części, masywna sylwetka, ciekawe kolorowe dodatki, pękata sylwetka. Jak nic papuga. Zwłaszcza w konfiguracji takiej jak w testowanym egzemplarzu, czyli z “szarobeżowym” lakierem i pomarańczowymi elementami, w tym z pomysłowymi “żaluzjami” na szybach w słupku C. Muszę przyznać, że styl Citroena jest bardzo ciekawy. Na pewno nie każdemu przypadnie do gustu, ale z drugiej strony auta tej marki wreszcie wyróżniają się z tłumu i nie udają na siłę konkurencji zza naszej zachodniej granicy. Pamiętacie słynną reklamę modelu C5, w której Citroen starał się pokazać swoje "niemieckie" oblicze? Ten samochód jak i inne nowe modele z "chevronem" na masce są dokładnym zaprzeczeniem takich działań. A, jeszcze jedno - Airbumpów tutaj nie znajdziecie. Citroen zarezerwował takowe dla C3 i C4 Cactusa. Trochę szkoda, bo ożywiłby linię boczną.

Na tle nadwozia wnętrze prezentuje się zdecydowanie spokojniej. Nie brak mu jednak ciekawych wyróżników. Zarówno deskę rozdzielczą jak i boczki wykonano z twardych plastików, ale obdarzono je ciekawą fakturą. Deska rozdzielcza z kolei pokryta jest materiałem imitującym tapicerkę, co dodatkowo rozjaśnia wnętrze. W nawiewach z kolei pojawiają się kolorowe motywy, tożsame z tymi z lusterek i relingów dachowych.

Poza tym klasyka. Centrum dowodzenia niezmiennie stanowi system inforozrywki, z poziomu którego to obsługujemy media, nawigację i klimatyzację. O rozwiązaniu tym napisano już chyba wszystko, więc w telegraficznym skrócie - nie, nie i jeszcze raz nie. Reakcja na dotyk jest kiepska, a zmiana temperatury jest bardzo absorbująca, zwłaszcza w trakcie jazdy.

Schowków w SUV-ie Citroena nie brakuje. Kieszenie w drzwiach są bardzo duże. Przed lewarkiem skrzyni biegów ukryto półkę z ładowarką, zaś pod podłokietnikiem znaleźć można jeszcze jeden schowek, np. na klucze lub dokumenty. Brakuje tutaj jedynie uchwytów na kubki z prawdziwego zdarzenia - wciśnięcie kawy w papierowym opakowaniu ze stacji będzie małym wyzwaniem.

 

Podróżowanie Citroenem C3 Aircross jest bardzo BARDZO komfortowe. Szerokie fotele wykończono specjalną grubą pianką, dzięki której poczujemy się w nich jak na domowej kanapie. Co prawda trzymanie boczne tutaj nie istnieje, tak więc w górach przykładowo pewna część ciała będzie podróżowała pomiędzy drzwiami a podłokietnikiem, no ale "coś za coś".

Sporo miejsca jest także z tyłu. Dwójka pasażerów bez problemu pokona tutaj długą podróż nie narzekając na brak miejsca na nogi lub nad głową. Co ciekawe kanapa regulowana jest w dwóch płaszczyznach - można ją przesuwać, zaś oparcia prostować i pochylać w zakresie 21-27 stopni. Bagażnik? W zależności od ustawienia kanapy mieści od 410 do 520 litrów. Przestrzeń tę można zwiększyć o kolejne kilkaset litrów składając oparcia tylnych foteli. Fotel pasażera można także ułożyć "na płasko", dzięki czemu przewożenie długich przedmiotów nie stanowi tutaj żadnego problemu.

Serge Gainsbourg

Któż nie zna Serge'a Gainsbourga? Każdy choć raz słyszał i kołysał się w rytm jego muzyki. Tak też mniej więcej jeździ się Aircrossem. Spokojnie, dostojnie, delikatnie bujając się na boki. Mały SUV Citroena nie należy do najlepiej jeżdżących samochodów. Szczerze mówiąc to prowadzi się kiepsko - jest bardzo podatny na wszelkie podmuchy wiatru, układ kierowniczy reaguje z opóźnieniem i jest bardzo mocno wspomagany, zaś przednia oś lubi sobie powędrować w dowolnie wybranym kierunku przy mocniejszym wciśnięciu pedału gazu - czyli tak jak w bratnim Oplu Crosslandzie X. Czy to problem? Otóż... nie. Opel przyzwyczaił nas do pewnego poziomu. W Aircrossie natomiast wszystko jest "po citroenowemu", czyli dokładnie tak jak byśmy się tego spodziewali - leniwie i spokojnie.

Cały ten spokój, niczym mocniejsze uderzenie werbli w utworach Gainsbourga burzy kiepskie wybieranie nierówności. To typowa cecha większości nowych Citroenów - auto zdaje się być miękkie, ale na poprzecznych nierównościach podskakuje i kiepsko wybiera nierówności. Cała nadzieja w zawieszeniu PHC, które debiutuje w Cactusie po liftingu, a niebawem oferowane będzie w większości modeli Citroena.

Tostaky

Tostaky to album i tytułowy singiel francuskiego zespołu rockowego Noir Désir wydany w 1992 roku.  Utwór ten wyróżnia się charakterystycznym riffem, który przez większą część utworu wspina się po kolejnych dźwiękach, zaś pod koniec grany jest dokładnie na odwrót. Trochę niczym w jednostce 1.2 PureTech, która w testowym egzemplarzu generowała 110 koni mechanicznych. Spięto ją z 6-biegowym automatem, znanym też z innych modeli tej marki. Skąd takie porównanie? Otóż PureTech lubi sobie pojęczeć z z narastającym hałasem podczas przyspieszania, aby później wydać dokładnie odwrotny odgłos przy dość długiej zmianie przełożenia. Wszystko odbywa się jednak bardzo gładko, choć niesamowicie wolno. Ponownie stwierdzę jednak, że nie jest to jakaś wielka wada - C3 Aircross nie udaje auta sportowego i nie zachęca nawet do mocniejszego wciskania prawego pedału. Skrzynia oferuje też tryb Sport - przycisk ulokowano jednak w takim miejscu, że i tak nie będzie się Wam chciało do niego sięgać.

 

Non, je ne regrette rien

90 490 zł. Tak, tyle trzeba zapłacić za tak skonfigurowany egzemplarz Citroena C3 Aircross ze 110-konnym silnikiem spiętym z "automatem". Sporo. Potencjalny nabywca tego auta będzie jednak zadowolony i z pewnością nie pożałuje swojej decyzji. Dlaczego? Citroeny znowu stają się autami dla indywidualistów. Oczywiście to grono jest bardzo szerokie, ale nie jest to aż tak uniwersalny samochód jak np. bratni Opel Crossland X, z którym Citroen dzieli w zasadzie wszystkie podzespoły. Dla przeciętnego nabywcy Citroen będzie jednak zbyt drogi i zbyt ekstrawagancki. Cenę można oczywiście obniżyć wybierając wersję z manualną skrzynią biegów - będzie ona o ponad 5000 złotych tańsza.

 

 

Skoro już ktoś chce wydać blisko 91 000 zł na takie auto, to oczekuje też solidnego wyposażenia. Takowego tutaj nie brakuje. Dorzucając szereg opcji zyskamy czujnik martwej strefy, zaawansowany system parkowania z kamerami dookoła auta, nawigację, system informujący o niezamierzonym opuszczeniu pasa ruchu oraz wiele innych dodatków, które umilają korzystanie z tego auta. Czego tutaj brakuje? Przydałoby się lepsze oświetlenie, np. ledowe. Standardowe żarówki świecą marnie, przez co w nocy nie zawsze można czuć się komfortowo.

A, na deser zostawiam Wam pomiary zużycia paliwa. Źle nie jest, ale na rewelacyjne wartości nie ma co liczyć.

Zużycie paliwa: Citroen C3 Aircross 1.2 PureTech EAT6 110 KM
przy 100 km/h: 6,4 l/100 km
przy 120 km/h: 8,2 l/100 km
przy 140 km/h: 10,3 l/100 km
w mieście: 8,9 l/100 km


Podsumowanie

Tak, ten samochód stworzyli indywidualiści dla indywidualistów, a pokochają go Ci, którzy stylistykę oraz wizerunek auta przekładają nad właściwości jezdne.