Hyundai Grand Santa Fe 2.2 CRDi Platinum | TEST
Przeszczepy to jedna wielka niewiadoma - po zabiegu zaczyna się intensywne doglądanie i pielęgnowanie pacjenta, połączone z solidnym koktajlem leków mających na celu przyspieszenie procesu „zaprzyjaźnienia” nowego organu z ciałem. Zapytacie się pewnie jaki ma to związek z Hyundaiem? Otóż, wbrew pozorom, ogromny. Dlaczego?
Największy SUV w ofercie koreańskiego producenta nie należy do hitów sprzedaży na Starym Kontynencie. Za oceanem sprawa wygląda jednak zupełnie inaczej - tam zarówno Santa Fe jak i większa odmiana Grand są wyjątkowo popularnymi modelami, chętnie wybieranymi przez duże rodziny. W celu uzupełnienia oferty w Europie modele te wprowadzono do regularnej sprzedaży na naszym rynku. Zastąpiły one drugą generację Santa Fe jak i większego, choć prawie nieznanego ix55 (lub jak kto woli Veracruz). Można powiedzieć, że tego typu ruch to doskonała okazja do zapełnienia kolejnej niszy i kradzieży garstki klientów, którzy oczekują dużego auta w stosunkowo dobrej cenie. Sęk w tym, że Hyundai nie do końca wywiązuje się z tego zadania.
Pierwszy kontakt z Grand Santa Fe można jednak uznać za pozytywny. Przyjemnie zarysowane nadwozie łączy charakterystyczny design Hyundaia z bryłą typowo amerykańskiego SUV-a. Masywny wlot powietrza z przodu, pociągłe reflektory oraz lekkie przetłoczenie w linii bocznej unoszące się ku tyłowi sprawa, że ten wielgachny koreańczyk może z łatwością wpaść w oko. Dodatkowo blisko pięć metrów długości i niecałe dwa metry szerokości (z lusterkami) wprowadza go na terytorium takich aut jak chociażby BMW X5. Czy można więc postawić Hyundaia w jednym rzędzie z najnowszym bawarczykiem oznaczonym wewnętrznym kodem F15? Niestety - dzieli je ogromna przepaść, którą odczujemy już po otwarciu drzwi.
Zasiadając we wnętrzu na pewno nie będziemy narzekać na brak przestrzeni. Ba, Grand Santa Fe wręcz rozpieszcza nas przestronnością i komfortem. Obite beżową skórą potężne fotele doskonale sprawdzają się w długich trasach, zapewniając ponadprzeciętny komfort. W przypadku testowanej odmiany Platinum kierowca jak i pasażer podróżujący z przodu mają do dyspozycji podgrzewanie i wentylację siedzisk, a także pamięć ustawień. Bliższy kontakt z kierownicą (na szczęście podgrzewaną, co ratuje dłonie w zimne poranki) oraz deską rozdzielczą sprowadzi nas jednak dość szybko na ziemię. W tych elementach po prostu widać pochodzenie oraz… cenę auta. O ile plastiki w najbliższym otoczeniu są dobre jakościowo a ich spasowanie nie budzi zastrzeżeń, o tyle sięgając ręką w zakątki poniżej linii wzroku, czyli dolne części deski rozdzielczej jak i tunelu środkowego spotkamy się twardymi, nieprzyjemnymi i poskrzypującymi materiałami, które nie sprawiają dobrego wrażenia. Nawet klamki wewnętrzne wykonano z taniego i kiepsko spasowanego tworzywa. Dodatkowo sam rozkład i rozplanowanie obsługi radia, nawigacji oraz panelu klimatyzacji budzi mieszane uczucia. Można z łatwością odnieść wrażenie, że próbowano upchnąć tam wszystkie elementy, nadając im lekko fikuśnych kształtów. Jak zapewne się domyślacie, tego typu idea nie mogła zagrać w takim aucie. Choć całość po krótkiej chwili ogarnięcia przestaje przeszkadzać, o tyle wizualna kwestia nieco drażni niezależnie od czasu spędzonego w kabinie Hyundaia.
Pasażerowie podróżujący z tyłu również mogą czuć się rozpieszczani. Osobna regulacja klimatyzacji oraz podgrzewanie skrajnych siedzisk to stosunkowo rzadko spotykane udogodnienie. Dodatkowo oparcia mają regulowany kąt pochylenia, dzięki czemu zabierając nieco przestrzeni z ostatniego rzędu możemy pozwolić sobie na komfortową drzemkę. Co ciekawe wspomniany trzeci rząd nie jest wybitnie tragiczny. Oczywiście, o jakiejkolwiek dłuższej trasie nie ma mowy, ale nawet osoba mająca (tak jak ja) około 185 cm wzrostu jest w stanie przesiedzieć tam dłuższą chwilę. Dla maluchów miejsca na pewno wystarczy, a obecna tam niezależna regulacja temperatury i nawiewu, gniazda 12V oraz cupholdery zadowolą osoby, którym przyjdzie spędzić tam więcej czasu. Wraz z wykorzystaniem dodatkowych foteli tracimy oczywiście jakąkolwiek przestrzeń bagażową. Kufer jest w stanie pomieścić wówczas dwie średnich rozmiarów torby. Kiedy jednak nikt nie podróżuje z tyłu, a fotele schowane są pod podłogą (zachowując idealnie płaską powierzchnię) zyskujemy naprawdę przestronny bagażnik, gotowy pomieścić masę walizek. W przypadku nieużywania trzeciego rzędu istnieje też możliwość montażu rolety, która ma swój własny schowek pod podłogą.
Nie byłbym sobą, gdybym jednak nie wytknął Hyundaiowi kardynalnych wręcz niedoróbek. Pierwszą rzeczą, która zaskoczyła głównie osoby podróżujące z przodu był brak regulacji wysokości fotela pasażera. Można go przesuwać, można go pochylać, lecz nie ma opcji aby nieco go opuścić lub podnieść. Lewarek automatycznej skrzyni biegów lubi poskrzypywać przy zmianie przełożenia, a w pewnym zakresie obrotów silnika część plastików wpada w nieprzyjemne wibracje, wydając przy tym dość upierdliwy dźwięk.
Decydując się na Hyundaia Grand Santa Fe, chcąc nie chcąc decydujemy się na 2.2-litrową jednostkę CRDI o mocy 197 koni mechanicznych. Innych opcji w tym modelu nie przewidziano. Silnik ten standardowo sparowano z 6-biegowym automatem, który idealnie wpasowuje się w charakter auta - leniwie i płynnie przeskakuje przez kolejne przełożenia. Niestety zdarza mu się czasami przywiesić na wyższych obrotach, co jednak można łatwo skorygować delikatnym odpuszczeniem gazu. Tryb manualny lepiej zostawić w spokoju, ponieważ jest całkowicie zbędny. Koreański SUV pierwszą setkę osiąga po 10,4 sekundy, a prędkość maksymalna - według producenta - to 200 km/h. Jednak już przy 170 km/h silnikowi wyraźnie zaczyna brakować pary, tak więc lepiej trzymać się ustawowych ograniczeń prędkości na drogach szybkiego ruchu. Będzie to z profitem dla auta jak i dla spalania, które przy wyższych prędkościach rośnie w zastraszającym tempie. Jeżdżąc spokojnie w trasie możemy cieszyć się wartościami oscylującymi pomiędzy 6,8 a 8 litrami na sto kilometrów. W mieście apetyt na ropę mocno wzrasta, aby zatrzymać się na poziomie 10,5 litra przy spokojnym i płynnym turlaniu się po arteriach, aż po 12-13 litrów w gęstych korkach.
Na komfort jazdy nie można narzekać. Stosunkowo miękkie zawieszenie świetnie sprawdza się na naszych kiepskich drogach, choć tylne zawieszenie lubi lekko postukiwać na poprzecznych nierównościach. Dodatkowe wibracje do kabiny przenoszą także 19-calowe felgi obute w opony o rozmiarze 235/55. Hamulce sprawnie radzą sobie z zatrzymaniem blisko dwutonowego kolosa, choć musimy przywyknąć do solidnego nurkowania przodem. Standardowo w Hyundaiu otrzymamy także napęd na cztery koła oraz szereg elektronicznych wspomagaczy mających na celu pomoc kierowcy podczas jazdy w trudniejszych warunkach. Blokada dyferencjału oraz system kontroli zjazdu i podjazdu pod strome wzniesienia świetnie sprawdzą się na śliskich lub mokrych nawierzchniach. Niech Wam jednak nie wpadnie do głowy głupi pomysł jazdy po mocno zapiaszczonych drogach gruntowych. Tam, gdzie swego czasu bez problemu przejeżdżałem 10-letnią Toyotą Avensis z przednim napędem Hyundai potrafił się na chwilę zawiesić, wymagając lekkiego rozbujania. Co ciekawe, nie jest to żadna terenowa trasa, a zwykła droga prowadząca do kilku domów i wykorzystywana codziennie przez sporą grupę osób.
Chcąc zaparkować w garażu nowego Hyundaia Grand Santa Fe musimy przygotować minimum 216 400 zł na wersję Executive. Aby jednak otrzymać seryjnie takie dodatki jak w pełni bezkluczykowy system dostępu i uruchamiania pojazdu, szklany dach i masę innych elementów wyposażenia trzeba zdecydować się na wersję Platinum w cenie 234 400 zł. Co ważne, nie wydamy ani grosza więcej, gdyż lista opcji nie istnieje, a lakier wliczony jest w cenę. A co z konkurencją? Tak naprawdę najbliżej Hyundaia stoi… Kia. Sorento jest jednak nieco mniejsze, lecz oferuje bogatsze wyposażenie w zdecydowanie niższej cenie. Pod maską znajduje się zaś dokładnie ten sam silnik, który również sparowano z 6-biegowym automatem. Wspomniane wcześniej X5 w wersji 25d xDrive startuje z poziomu 251 600 zł, lecz wówczas otrzymujemy najbardziej bazowy, w zasadzie goły model - co w przypadku BMW wygląda dość kiepsko.
Podsumowanie
Najtrudniejsze pytanie zostawiłem na koniec - czy warto zainteresować się Hyundaiem Grand Santa Fe? Z jednej strony, w sensownej cenie otrzymamy ogromną kabinę, przyjemne wyposażenie i przyjazną stylistkę. Z drugiej zaś - masę jakościowych niedoróbek, które na dłuższą metę mogą irytować. Moim zdaniem jest to model, któremu wciąż bliżej zdecydowanie bliżej do Hyundaia z okresu pierwszej generacji i30. Jest dobrze, ale mogło być dużo lepiej. Oby ten potencjał został wykorzystany przy projektowaniu następcy tego modelu.
Dane techniczne
NAZWA | Hyundai Grand Santa Fe |
---|---|
SILNIK | t.diesel, R4, 16V |
TYP ZASILANIA PALIWEM | common-rail |
POJEMNOŚĆ | 2199 |
MOC MAKSYMALNA | 144 kW (197 KM) przy 3800 obr./min. |
MAKS. MOMENT OBROTOWY | 436Nm w zakresie 1800-2500 obr./min. |
SKRZYNIA BIEGÓW | 6-biegowa, automatyczna |
NAPĘD | 4x4 |
ZAWIESZENIE PRZÓD | kolumny MacPhersona |
ZAWIESZENIE TYŁ | wielowahaczowe |
HAMULCE | tarczowe wentylowane/tarczowe |
OPONY | 235/55 R19 |
BAGAŻNIK | 634/1842 |
ZBIORNIK PALIWA | 71 |
TYP NADWOZIA | SUV |
LICZBA DRZWI / MIEJSC | 5/5 |
WYMIARY (DŁ./SZER./WYS.) | 4915/1885/1685 |
ROZSTAW OSI | 2800 |
MASA WŁASNA / ŁADOWNOŚĆ | |
MASA PRZYCZEPY / Z HAMULCEM | |
ZUŻYCIE PALIWA | 9,9/6.2/7,6 (w teście: 12,6/7,9/10,8) |
EMISJA CO2 | 199 |
PRZYSPIESZENIE 0-100 km/h | 10,3 |
PRZĘDKOŚĆ MAKSYMALNA | 201 |
GWARANCJA MECHANICZNA | 5 lat |
GW. PERFORACYJNA / NA LAKIER | 12/3 lata |
OKRESY MIĘDZYPRZEGLĄDOWE | według wskazań komputera |
CENA WERSJI PODSTAWOWEJ | 216 400 |
CENA WERSJI TESTOWEJ | 234 400 |
CENA EGZ. TESTOWANEGO | 234 400 |