Mercedes GLE 450 AMG Coupe

Słoń bojowy ma niewiele wspólnego z sympatycznymi szarymi stworzeniami, które możemy kojarzyć z filmów przyrodniczych emitowanych w niedzielne poranki. Zwierzęta te w starożytności były wykorzystywane podczas działań wojennych - prowadzono nimi szarże, które miały na celu rozbicie szyków przeciwnika. Ich budzący respekt wygląd oraz donośny dźwięk, który wydawały z siebie unosząc w górę trąby budził przerażenie wśród tych, którzy mieli z nimi do czynienia.

Przenosimy się teraz do roku 2016. Słonie bojowe wyszły z militarnego użycia już setki lat temu, aczkolwiek w motoryzacyjnym świecie wciąż mają swoich odpowiedników - takich jak właśnie Mercedes GLE 450 AMG Coupe. Pod tą przydługą nazwą ukrywa się fantazja producenta ze Stuttgartu na temat modelu GLE, zwanego nigdyś ML-em - to tak na wypadek gdybyście nie byli na bieżąco z nową nomenklaturą chłopaków z Mercedesa. Ci sami Panowie, zmotywowani sukcesem konkurencyjnego BMW X6 postanowili dodać do swojej gamy jego odpowiednik, korzystając oczywiście z najlepszej do takiej zabawy bazy - modelu GLE. Oczywiście pod maską musiało znaleźć się miejsce na odpowiedni silnik, wszak w Monachium nie oszczędzają z upychaniem pod maską odpowiednich "agregatów" oklejonych literką M. A jak Mercedes ma brać coś dobrego, to bierze od najlepszych - czyli ze stajni w Affalterbach, znanej powszechnie jako AMG. Nie jest to jednak pełnoprawne AMG. Uściślając - teraz w praktyce już jest, ale w momencie testu jeszcze nie było. Wiem, że jest to bardzo pokręcone, ale już spieszę z wyjaśnieniami. Otóż nasz egzemplarz ukrywał się jeszcze pod określeniem AMG-Line. Teraz Mercedes-AMG wciągnął tę wersję do swojej gamy, tworząc z niej bazową odmianę AMG oznaczoną jako GLE43 AMG. Wszystko jasne? Nie da się ukryć, że manewr ten z marketingowego punktu widzenia to strzał w dziesiątkę - w ten oto sposób “prawdziwe” AMG stało się dużo bardziej dostępne. Po drugie, silnik pracujący pod maską GLE450 AMG to typowo mercedesowska jednostka 3.0 V6 z podwójnym doładowaniem, która została odpowiednio wzmocniona przez specjalistów od takiej zabawy.

mercedes-gle-450-amg-1

Zjem Cię na śniadanie

Niektóre auta powodują zaburzenia zmysłu widzenia. Nie ze względu na przeciążenia powstające w trakcie jazdy lub inne magiczne właściwości (o substancjach niedozwolonych nie rozmawiamy). Kluczem do zrozumienia problemu są wymiary. GLE Coupe już bazowo jest niezwykle masywne i budzi swego rodzaju respekt na drodze. W przypadku odmiany AMG wszystko to zostało jeszcze podniesione do potęgi. Pięcioramienne, 21-calowe felgi z oponami o szerokości 315, gigantyczne wloty powietrza, sportowe nakładki na zderzak oraz - to co najważniejsze - dwie masywne końcówki wydechu ukryte w dyfuzorowatej nakładce zderzaka - wszystkie te elementy powodują, że inne auta stające obok Mercedesa nie tylko wyglądają jak zabawki, ale także sprawiają wrażenie przerażonych jego widokiem. Fakt faktem, aparycja GLE Coupe to kwestia dyskusyjna - jednym przypadnie do gustu, inni zaś będą widzieć w tym wyłącznie przesadę. To, co jednak trzeba przyznać, to fakt, że styliści Mercedesa sprytnie upchnęli cechy nowych modeli Coupe w nadwozie SUV-a, tworząc jednolity charakter całej gamy.

mercedes-gle-450-amg-30

Cały ten “sportowy” przepych zanika nieco we wnętrzu, gdzie jest zdecydowanie bardziej luksusowo aniżeli sportowo. Fotele mają w sobie więcej z komfortowej kanapy ustawionej przed telewizorem, choć w zakrętach zadziwiająco dobrze radzą sobie z trzymaniem ciała rzucanego pomiędzy lewą a prawą szybą. W ręce wpada sympatyczna, trójramienna kierownica, lekko spłaszczona u dołu, z perforowanymi miejscami chwytu - po prostu bajka. W tle klasyczne zegary ze wskazówkami startującymi z “godziny szóstej”, czyli idealny detal, niczym przysłowiowa wisienka na torcie. Cała reszta kokpitu, a zwłaszcza konsola centralna, ujawnia jednak wiek konstrukcji. Wielokrotne liftingi i zmiany nazewnictwa nie są w stanie ukryć faktu, że bazą dla tego samochodu był zaprezentowany 5 lat temu Mercedes ML. Choć wprowadzono tutaj wiele nowoczesnych dodatków, takich jak Touchpad czy odświeżony system Comand, to jednak cała bryła deski pozostaje w topornym klimacie starszych Mercedesów, gdzie liczba przycisków i wszelakich przełączników biła światowe rekordy. Nieco problematyczne w ocenie jest też spasowanie poszczególnych elementów - niektóre plastiki uwielbiają skrzypieć, zwłaszcza te w okolicach panelu ozdobnego idącego wzdłuż kokpitu.

mercedes-gle-450-amg-28

COMAND. Słowo klucz, które u osób lubiących wszystkie elektroniczne zabawki budzi pewne skrzywienie na twarzy. System Mercedesa - choć naprawdę bogaty w różne funkcje - ma dwie duże wady. Po pierwsze irytująca jest dość skomplikowana obsługa - czasami wejście w niektóre opcje wymaga “przeklikania” kilku zakładek. W ten sposób przykładowo możemy dostać się do ustawień fotela kierowcy i pasażera. Oparcia nie wyregulujemy klasycznymi przełącznikami. Szkoda, bo w trakcie jazdy jest to nie tylko niewygodne, ale i niebezpieczne. Drugi problem to sposób działania. Mercedes obdarował Comand sympatyczną grafiką i niezłą rozdzielczością (choć tej z najnowszej klasy E długo nie przebije), ale zostawił przy tym procesory, które sprawdzały się być może przy 5-6 calowych ekranach o ograniczonej liczbie kolorów. Lekkie zawieszenia, przeskakiwanie funkcji i ogólna toporność potrafią doprowadzić do szewskiej pasji. Pozostaje tylko trzymać kciuki za nowe, wspomniane wcześniej rozwiązanie, które zadebiutowało w klasie E.

Komfort podróżowania to dość delikatny temat w przypadku GLE. O ile z przodu jest naprawdę wygodnie, o tyle z tyłu miejsca jest zadziwiająco mało. Opadająca linia dachu zjadła kilka cennych centymetrów nad głowami pasażerów, przez co osoby o wzroście powyżej 180 cm muszą jeździć lekko przygarbione. Nóg też jakoś specjalnie nie rozprostujemy, zwłaszcza gdy usiądziemy za wyższym kierowcą - o ścisku mowy nie ma, ale konkurencyjne BMW X6 oferuje nieco więcej przestrzeni dla pasażerów.

mercedes-gle-450-amg-34

Na temat nowoczesnych rozwiązań można rozwodzić się godzinami. Fotele z masażem, aktywny tempomat,  asystent martwej strefy i inne gadżety z tej grupy to już standard w autach z tego segmentu. Na pokładzie GLE pojawiła się jednak jedna rzecz, która przykuła moją uwagę. Z technicznego punktu widzenia nie jest to nic odkrywczego, choć - jak widać - nikt do tej pory w zasadzie nie zastosował takiego rozwiązania. Mowa o Magic Wipers, czyli wycieraczkach wyposażonych w natrysk płynu bezpośrednio z ramion. Zalety? Przede wszystkim dużo skuteczniejsze czyszczenie szyby(choć brzmi to jak tania reklama rodem z telezakupów). Nie ma tutaj miejsca na spienianie i rozbryzgiwanie płynu po całym aucie. Wszystko byłoby piękne, gdyby nie cena - ten genialny patent wymaga dopłaty ponad 2 500 zł.

Uwolnić Krakena

Żarty kończą się wraz z momentem wciśnięcia przycisku startera silnika. Do życia budzi się wówczas teoretycznie niepozorne, 3-litrowe V6 z podwójnym doładowaniem. Równo 367 niemieckich koni mechanicznych zaczyna cicho bulgotać budząc wyraźny respekt innych kierowców i przechodniów. W trybie Comfort brzmienie silnika pozostaje jednak lekko stłumione, tak aby w codziennej eksploatacji nie doprowadzić do eksplozji bębenków usznych. Zawieszenie pozostaje przyjemnie sprężyste, a układ kierowniczy nie wymaga od kierowcy wysilania muskulatury. W takim ustawieniu tak naprawdę można poczuć się jak w bardzo komfortowej limuzynie - świat zewnętrzny jest nie tylko odizolowany dzięki świetnemu wygłuszeniu kabiny, ale także wysoka pozycja za kierownicą dają poczucie stąpania wysoko ponad ulicami i chodnikami. Wystarczy jednak jeden obrót manipulatora napędu o dwie pozycje w lewo, aby obudzić w GLE ducha AMG. Stosunkowo miękkie do tej pory zawieszenie nagle nabiera zupełnie innego charakteru, zamieniając komfort na sportową sztywność. Wspomaganie układu słabnie, dając doskonałe czucie prowadzenia, zaś wydech zaczyna grzmieć niczym wkurzony Zeus dzięki elektrycznie sterowanym klapkom w tłumikach końcowych.

mercedes-gle-450-amg-38

Tak naprawdę w tym momencie zaczyna się prawdziwa zabawa, a w kierowcy - niezależnie od wieku - budzi się młody, napalony furiat, który uwielbia dociskać prawy pedał aż do samego końca. A jak nie daj boże w okolicy znajdzie się tunel… Każde mocne przyspieszenie tożsame jest z solidnym bulgotem, którego nie powstydziłoby się nawet dobre V8. Umieszczone za kierownicą manetki zachęcają do przerzucania biegów tuż przed limiterem, tak aby wyciągnąć z silnika każdą nutę, od niskiego aż po wysokie C. A na deser jest jeszcze seria strzałów z wydechu, zwłaszcza przy odpuszczeniu gazu w górnym zakresie obrotomierza. Gdyby ktoś wsadził mnie do tego auta z zawiązanymi oczami i przewiózł kilka razy jadąc cały czas na sto procent, to z czystym sumieniem przyznałbym, że jadę rasowym autem sportowym, któremu daleko do jakiegokolwiek SUV-a. A przypominam, że mówimy o “wejściowym” AMG - na szczycie wciąż stoi pełnoprawna wersja z podwójnie doładowanym V8. Jeśli w przypadku podstawy jest tak wesoło, to GLE 63 AMG musi być prawdziwym cudem.

mercedes-gle-450-amg-7

Jedynym zgrzytem pozostaje niejako prowadzenie. Wiecie skąd wzięło się porównanie do słonia bojowego? Otóż jego źródłem jest właśnie sposób, w jaki GLE AMG współpracuje z kierowcą. A współpracuje bardzo specyficznie. Przede wszystkim czuć, że 367 koni walczy niejako ze sporą masą własną. Osiągi są naprawdę świetne, choć do wyników, które spowodowałyby wielkie rozwarcie szczęki jest jeszcze daleko. Na asfalcie GLE 450 AMG idzie mniej więcej równo, lub nawet nieco gorzej niż nowe BMW 330i z napędem xDrive. Oczywiście, różnica masy, aerodynamika, opór stawiany przez koła robią swoje. Pokazuje to jednak, iż nie jest to prawdziwie “sportowy” i super szybki samochód, a po prostu wielki kolos, który na prostej zwraca na siebie uwagę swoim przecudownym wydechem i sprawnie wyprzedzi kolumnę aut bez większego zastanowienia. W zakrętach także nie należy do liderów, choć trzeba przyznać, że wyprowadzenie go z równowagi jest niezwykle trudnym wyczynem. Inżynierowie Mercedesa tak dobrze skalibrowali napęd 4MATIC do tego stopnia, że nawet na bardzo mokrej nawierzchni trudno jest zerwać przyczepność - niezależnie od tego, czy dynamicznie ruszamy, czy wchodzimy w zakręt wyciskając z silnika ostatnie poty. W parze z tym wszystkim idzie gładko pracująca przekładnia 9G-Tronic, doskonale radząca sobie z mocą auta. Dzięki klasycznej konstrukcji (nie jest to skrzynia dwusprzęgłowa) udało uniknąć się szarpania przy ruszaniu i hamowaniu, zachowując jednocześnie szybką zmianę kolejnych przełożeń. A spalanie... O tym możemy nie rozmawiać. Osiągnięcie dwucyfrowego wyniku bez dwójki na początku można traktować za wyczyn. Stosunkowo spokojna jazda po mieście równa jest wciągnięciu 16,5 litra bezołowiowej 98 na sto kilometrów. Wyjeżdżając poza miasto robi się nieco lepiej - mamy spore szanse osiągnąć wartości rzędu 13-14 litrów. Zmusiłem się też do walki o każdy litr - niestety, rekordowe 8,7 litra udało mi się osiągnąć dopiero na autostradzie, tocząc się około 80 km/h, głaskając wręcz pedał gazu.

mercedes-gle-450-amg-33

Czas na zagadkę. Ile wyjściowo może kosztować "bazowe" AMG? Startujemy z okolic 400 tysięcy, a może idziemy jeszcze wyżej? Otóż tutaj małe zaskoczenie - cennik GLE 450 AMG otwiera kwota 369 000 zł. Jest to o 40 tysięcy złotych mniej od wersji GLE500, wyposażonej w 455-konne V8. Odmiana sygnowana logo AMG jest wyraźnie wolniejsza, lecz może zauroczyć swoim agresywnym charakterem. Oczywiście jeśli chcecie auto z wyposażeniem takim, jak w testowym egzemplarzem, to musicie dołożyć dodatkowe 162 850 zł w opcjach. Tak, to nie błąd - tak wyposażony egzemplarz kosztuje dokładnie 531 850 zł. Dużo? Wszystko zależy od naszych oczekiwań - jeśli szukamy efekciarskiego i głośnego SUV-a, który skręca karki przechodniom i przyciąga dziewczyny pod klubem - wybieramy 450 AMG. Dla tych, którzy lubią szybko i komfortowo przemieszczać się z punktu A do punktu B z pięknym podkładem dyskretnie mruczącej V8-ki zdecydowanie lepsza będzie wersja GLE500 Coupe .

Podsumowanie

Jeśli lubicie rzucać się w oczy, a piątkowe wieczory spędzacie szwędając się po mieście i szpanując wydechem, to na pewno pokochacie GLE450 AMG. Jest głośne, jest efektowne i jest stosunkowo szybkie. Daje posmak pełnoprawnego AMG, choć tak naprawdę jego osiągi są gorsze od "cywilnego" GLE500. To typowy efekciarz, choć ta efekciarskość jest tutaj wyjątkowo na miejscu. Budzi respekt i postrach u konkurentów, zwłaszcza u najbliższego wroga - BMW X6.

Dane techniczne

NAZWA Mercedes-Benz GLE450 AMG Coupe
SILNIK benzynowy, bi-turbo, V6, 16 zaw.
TYP ZASILANIA PALIWEM wtrysk bezpośredni
POJEMNOŚĆ 2996
MOC MAKSYMALNA 270 kW (367 KM) w zakresie 5500-6000 obr./min.
MAKS. MOMENT OBROTOWY 520 Nm w zakresie 1800-4000 obr./min.
SKRZYNIA BIEGÓW 9-biegowa, automatyczna
NAPĘD 4x4
ZAWIESZENIE PRZÓD podwójne wahacze poprzeczne
ZAWIESZENIE TYŁ oś wielowahaczowa
HAMULCE tarczowe wentylowane (p/t)
OPONY Przód: 275/45 R21 Tył: 315/40 R21
BAGAŻNIK 650/1720
ZBIORNIK PALIWA 93
TYP NADWOZIA Coupe
LICZBA DRZWI / MIEJSC 5/5
WYMIARY (DŁ./SZER./WYS.) 4900/2129/1700
ROZSTAW OSI 2915
MASA WŁASNA / ŁADOWNOŚĆ 2220/600
MASA PRZYCZEPY / Z HAMULCEM 750/3500
ZUŻYCIE PALIWA 11,7/8,1/9,4 (TEST: 16,5/13,1/15,9)
EMISJA CO2 219
PRZYSPIESZENIE 0-100 km/h 5,7
PRZĘDKOŚĆ MAKSYMALNA 250
GWARANCJA MECHANICZNA 2
GW. PERFORACYJNA / NA LAKIER 12/3
OKRESY MIĘDZYPRZEGLĄDOWE według wskazań komputera
CENA WERSJI PODSTAWOWEJ 326 000
CENA WERSJI TESTOWEJ 369 000
CENA EGZ. TESTOWANEGO 531 850