Renault Twizy Life 80

Przejeżdżasz koło przystanku - ludzie wyciągają telefony i robią zdjęcia. Wyprzedzasz kogoś na światłach - dogania cię i fotografuje, albo szerokim uśmiechem na twarzy akcentuje radość. Zatrzymujesz się - ludzie opuszczają szyby i zadają mnóstwo pytań. Lambo? Aston? Nie - Twizy.

Wiele osób ma ogromną potrzebę wyróżniania się z tłumu, o co coraz trudniej - szczególnie, jeśli nie chcemy uchodzić za ludzi chorych psychicznie. Bardzo skutecznym narzędziem do robienia "show" na mieście są samochody. A najlepszym - drogie samochody. Każdy obejrzy się za Lamborghini, Ferrari, Rolls-Royce'em czy Astonem Martinem za ponad milion złotych. Również za kosztującym połowę tej kwoty Nissanem GT-R. To samo możesz osiągnąć za cenę pojedynczej opcji w cennikach wyżej wymienionych modeli - kupując elektryczne Renault Twizy.

Przyleciał z kosmosu, nie zyskał rozgłosu
Wygląd elektrycznej kapsuły z Francji to coś, czego jeszcze nie było - z powodzeniem mógłby służyć jako główny środek transportu w filmie "TRON". Przód, z lakierowanym pasem łączącym duży znaczek Renault z okrągłymi światełkami, wygląda świeżo i dość zabawnie, a tył z centralnym, poziomym kloszem zawierającym wszystkie światła, to już czyste science-fiction.

Do tego reakcje ludzi mówią same za siebie - zdecydowana większość spotkanych po drodze uczestników ruchu i przechodniów reaguje uśmiechem, a w rozmowie pytają, co to właściwie jest i ile kosztuje. Mało kto ma w ogóle pojęcie o istnieniu takiego pojazdu jak Renault Twizy. Z czego to wynika? Z praktycznego braku promocji. Wszyscy wiemy, jak wygląda popularność aut elektrycznych w Polsce, a co za tym idzie - infrastruktura stacji ładujących. Producent uznał, że reklamowanie tego wynalazku nie ma u nas najmniejszego sensu.

TDI wrogiem, uśmiech nałogiem
Tyle, co małe Twizy, potrafi kosztować chociażby "wypasiony" system nawigacji u niektórych marek. Testowany czterokołowy pojazd elektryczny jej nie ma. Nie ma też klimatyzacji, a funkcję nawiewów pełni... Brak szyb.

Wada: ruszające przed Tobą auto z silnikiem diesla, które pół miliona kilometrów - choć licznik temu przeczy - ma już dawno za sobą, hojnie obdaruje Twoje płuca dawką szkodliwych substancji zawartych w czarnym jak noc dymie. Jeśli widzisz kopcący autobus lub ciężarówkę - albo oszczędź baterie i utrzymuj dystans, albo wyprzedź go jak najszybciej. Zimą może też być zimno...

Zaleta: nie odcinasz się od otaczającego Cię świata, dzięki czemu zaciekawieni ludzie chętnie nawiązują z Tobą kontakt - rozmawiają, żartują - dzięki czemu wszyscy są bardziej wyluzowani. Wydaje mi się, że właśnie o to w Twizy chodzi - o ten luz i beztroskość. Nie kupujesz czegoś takiego? Boisz się, że dostaniesz raka? Szyby z pleksi kosztują 1452 zł (choć oszałamiającej szczelności bym się nie spodziewał).

Frajda gwarantowana, niewspomagana
Ciekawym faktem dotyczącym Twizy jest to, że nie posiada żadnych wspomagaczy jazdy, które w większości nowych samochodów potrafią bardzo zdenerwować. Zacznijmy od wspomagania kierownicy - elektryczne układy są pozbawione tego czucia, do którego przyzwyczaiła nas hydraulika. Elektryczne Renault jest w tym przypadku pozbawione jednego i drugiego - zębatkowy układ kierowniczy nie jest wspomagany, bo nie musi - łatwo kręcić kółkami, na które założono opony w rozmiarze 125/80 R13. Otrzymujemy też 100% czucia.

Nie ma też ABS-u, kontroli trakcji, ani asystenta czegokolwiek. Wsiadasz, jedziesz i to od Ciebie zależy, jak ta podróż będzie wyglądać. Z jednej strony Twizy to krok w przyszłość, z drugiej zaś powrót do czasów, kiedy samochody nie jeździły same. Już nie musisz się martwić, czy można wyłączyć ESP. Wystarczy naładowana bateria i dobra droga. Twizy jest więc bardziej analogowe niż obecnie produkowane konwencjonalne auta. Zawieszenie to cztery kolumny MacPhersona zestrojone raczej na twardo - można to porównać z niektórymi hot-hatchami. Na dziurach trzęsie.

But w podłodze na światłach - jesteś pierwszy, a spalinowce (o ile ruszają normalnie i nie mają 500 KM, rzecz jasna...) doganiają Cię mniej więcej po przekroczeniu 50 km/h - do 45 km/h według danych katalogowych Twizy przyspiesza w 6,1 sekundy, a 8,1 sekundy zajmuje mu zwiększenie prędkości z 30 do 60 km/h. Przyspieszanie kończy na licznikowych 84 km/h. Źródłem siły napędowej jest umieszczony z tyłu i napędzający tylne koła za pośrednictwem reduktora sinik elektryczny. Ma moc 13 kilowatów, czyli 17 KM, oraz moment obrotowy równy 57 Nm - dostępny od 1 do 2100 obrotów na minutę. Przyspiesza w sposób ciągły, dynamiczny i cichy. To bardzo miłe doświadczenie. 

Cztery hamulce tarczowe (niewentylowane) mają niewspomagany pedał i trudno się do nich przyzwyczaić, ale po zaznajomieniu da się wykorzystać w pełni przyczepność opon. W większości samochodów elektrycznych nie trzeba byłoby zbyt często z nich korzystać z uwagi na dużą siłę hamowania silnikiem, kiedy ten generuje prąd. Niestety - najmniejsze Renault jest w tym bardzo powściągliwe, co ogranicza możliwość odzyskiwania energii oraz zmusza nas do tradycyjnego zmniejszania prędkości. Przydałaby się regulacja intensywności odzyskiwania energii po odpuszczeniu pedału przyspieszenia.

Na śniegu i deszczu będzie szedł bokiem, aż miło - to pewne. Jest dobrze wyważony, zwinny i neutralny, dzięki czemu można łatwo go wyczuć i opanować. Ale oprócz jazdy w poślizgu liczy się też bezpieczeństwo - a tu tylny napęd, wąskie opony oraz brak ABS-u może przeszkodzić w podjeździe pod oblodzone wzniesienie lub w wyhamowaniu przed przeszkodą na śniegu - choć niska masa powinna wszystko ułatwić. Musimy to sprawdzić zimą!

Zajedziesz niedaleko, za to będziesz EKO
Realny zasięg tego mikrosamochodu ma wynosić 80 kilometrów - podczas testu, przy startach ze świateł na pełnej mocy oraz podróżach drogami ekspresowymi z maksymalną prędkością, udało się na jednym ładowaniu przejechać ponad 50 kilometrów, a deklarowane, oszczędne maksimum ma wynosić 100 km. Można więc uznać, że obietnice producenta są prawdziwe. Pełne naładowanie baterii o pojemności 6,1 kWh trwa ok. sześciu godzin i odbywa się za pośrednictwem zwykłego gniazdka. Kabel ma długość trzech metrów i sprawia wrażenie bardzo wytrzymałego. Co jeszcze powinniście wiedzieć?

Podczas jazdy Twizy oczywiście nie spala paliwa, nie emituje szkodliwych substancji i w ogóle jest tak dobre dla matki Ziemi, że bardziej się już nie da... Otóż rzeczywistość wygląda inaczej - produkcja litowo-jonowych baterii, prąd zużyty przy ich produkcji oraz produkcja prądu używanego do ładowania pojazdu elektrycznego to dla środowiska ciężar podobny do tego, jaki tworzą samochody spalinowe. Niektórzy twierdzą nawet, że w krajach, gdzie do tworzenia prądu używa się węgla (o, to my!) jest większy. Trzeba więc spojrzeć prawdzie w oczy i uświadomić sobie jedno - dla Ciebie użytkowanie samochodu będzie tańsze. Dbanie o środowisko nie ma z tym nic wspólnego, przynajmniej na razie.

Wyjściowo tani, wyposażony do bani
Poza wymienionymi wcześniej szybami, drzwi również należą do płatnych akcesoriów. Otwierane niczym w Lambo, z przezroczystą częścią dolną, są warte 1500 zł. Tyle kosztuje możliwość posiadania otwieranych do góry drzwi. Kto nie marzył o nich w dzieciństwie? Problem w tym, że nie da się ich zaryglować, przez co każdy chętny może zwyczajnie podejść do samochodu, otworzyć drzwi i usiąść w nim - użytkownicy Twizy mają więc ten sam problem, co motocykliści. Można dokupić alarm, którego przerażająca głośność odstraszy nawet tych najbardziej ciekawskich. Cena - kolejne 1500 złotych. Poza tym Twizy musi polegać na blokadzie kolumny kierownicy oraz elektronicznej, kodowanej blokadzie zapłonu.

Od strony praktycznej Twizy oferuje całkiem wygodne, choć skromne, miejsce dla pasażera, który "obejmuje" nogami fotel kierowcy. Plastikowe oparcie za naszym towarzyszem podróży pełni funkcję zaślepki 31-litrowego "bagażnika", który jest właściwie bezużyteczny. Są też dodatkowo płatne dodatki. Ciekawym akcesorium byłby ocieplacz na nogi kierowcy i pasażera, gdyby nie jego cena - 717 złotych. Zimą wystarczy zaopatrzyć się w kocyk albo założyć kalesony, wyjdzie taniej. Tylne czujniki parkowania kosztują 553 zł, chlapacze przednie 206 zł, a wykorzystująca maksimum przestrzeni za kierowcą torba - 514 zł. A więc wcale nie jest tak tanio, jak mogłoby się na początku wydawać.

Jednak największe zdziwienie, o ile ktoś nie wiedział tego wcześniej, wywoła informacja, że bateria nie jest wliczona w cenę pojazdu. Tak - 33 900 zł ceny wyjściowej nie obejmuje litowo-jonowego akumulatora. Możemy go "wypożyczyć", za co producent pobiera opłatę - w zależności od planowanego rocznego przebiegu oraz okresu wynajmu - minimum 249 złotych miesięcznie (więcej tutaj). Co ciekawe, nie znajdziemy tej informacji w cenniku, co uważam za nieuczciwe. Chwila z kalkulatorem pozwala stwierdzić, że przy rocznym przebiegu 7500 km i wynajmie na 3 lata, całkowita cena samochodu z baterią wyniesie 42 864 zł (bez drzwi, podstawa), a bateria nadal nie będzie naszą własnością, więc im dalej, tym drożej.

Zalety:
+ frajda z jazdy
+ cisza
+ atrakcyjny i wyróżniający się wygląd
+ niskie koszty eksploatacji
+ wystarczy prawo jazdy B1

Wady:
- ubogie wyposażenie standardowe (i niewiele opcji)
- mała pojemność baterii
- zbyt mała siła hamowania silnikiem
- szkodliwe dla środowiska: produkcja baterii oraz prądu do ich ładowania w Polsce
- praktyczny brak bagażnika

Podsumowanie:
Twizy jest zwinne, zgrabne i daje frajdę z niewspomaganej żadnymi systemami jazdy. Do tego ma napęd na tył i jeździ za grosze. Jest po prostu fajne!