Toyota Auris 1.6 Dual VVT-i Prestige
Nazwa kompaktowej Toyoty pochodzi od łacińskiego słowa aurum (złoto), jednak związki auta z tym cennym kruszcem ograniczają wyłącznie do złotych zegarów. Cała reszta jest niesamowicie poprawna.
Nadwozie jest przyzwoite, racjonalne i przewidywalne. Gdyby nie indywidualne tablice rejestracyjne, nowa Toyota pozostałaby bezimiennym produktem czterokołowym. Kilka razy zdarzyło mi się "zgubić" to auto na parkingach. To niewątpliwa zaleta dla tych, którym ekshibicjonizm jest obcy. Trudno też znaleźć chociaż jeden element nadwozia zasługujący na krytykę. Od zderzaka do zderzaka, każdy z 422 cm Aurisa jest poprawny.
Krąży w branży plotka, że projektanci w ostatniej chwili zmienili design Aurisa na odważniejszy i bardziej śmiały po niewątpliwym sukcesie pojazdu kosmicznego Civic. Eee... Chyba jednak nic takiego nie miało miejsca, bo futuryzm Aurisa ma tyle z futuryzmem Civikiem, co ja z nosorożcem.
Wnętrze jest mało inspirujące. Wspomniane wcześniej zegary cieszą oko, ale ich czytelność perfekcyjna nie jest. "Spływająca" konsola centralna (prawie jak w Porsche Carerra GT!) jest bezsensowna i niczemu nie służy. Schoweczek, który się pod nią znajduje, jest mały, płytki i trudno dostępny. Dźwignia hamulca ręcznego jest koślawo pionowa i zwalnianie jej wymaga gimnastyki. OK., umieszczony wysoko lewarek skrzynki jest wygodny, ale można było go bardziej przesunąć do przodu. Ja mam długie ręce i dla mnie jest zbyt cofnięty. Krótkoręcznym będzie wygodniej.
Przestrzeni z przodu, z tyłu i w bagażniku jest mnóstwo. Wysokie nadwozie wymusza wysoką pozycję za kierownicą - prawie jak na krześle. Obsługa radia, klimatyzacji i innych przyciskowych gadżetów nie nastręcza problemów. Plusem są też dodatkowe szyby przed lusterkami bocznymi, które naprawdę poprawiają widoczność. Wyświetlacze na konsoli centralnej trącą rację bytu w słoneczny dzień. Jedynym atrakcyjnym elementem wnętrza jest daszek nad zegarami. Z boku wygląda jak dach opery w Sydney!
Wszystkie plastiki są twarde. Ten, z którego wykonano deskę rozdzielczą, ma symetryczną, "techniczną" fakturę, co w żadnym przypadku nie czyni go przyjemniejszym w odbiorze. Jakość montażu jest bardzo dobra. Stabilne cupholdery przed nawiewami powietrza spełniają swoją rolę, a dwa schowki przed pasażerem są pojemne. Gdybym miał coś do powiedzenia, to od nowa zaprojektowałbym środkowy podłokietnik. Zamiast służyć jako podpora dla łokcia, siedzi gdzieś tam nisko i odgrywa rolę schowka. Toyoto! Łokcie są ważniejsze!
Zanim ruszymy, musimy przejść skomplikowaną i mało intuicyjną procedurę startową. Inteligentny kluczyk może cały czas być w naszej kieszeni. Podchodzimy do auta, Auris wyczuwa "nasz zapach" i otwiera drzwi. I teraz pełne skupienie. Wciskamy krótko przycisk startera. Potem jeszcze raz, następnie sprzęgło i znowu przycisk. Rozumiem, gdyby ten przycisk pobierał odciski palców i analizował nasze DNA. Ale on tylko uruchamia silnik! Po co mam go aż trzy razy wciskać?! Kilka razy zdarzyło mi się, że nie mogłem zapalić auta. Albo myliła mi się kolejność, albo nie odczekałem odpowiednio długiej chwili pomiędzy kolejnymi wciśnięciami. Byłbym też w stanie wytrzymać tę całą procedurę, gdyby pod maską było coś więcej niż benzynowe 1,6.
Czterocylindrówka ma 124 KM i radzi sobie w mieście. W trasie trzeba ją wysoko kręcić, a i wtedy żaden ogień z rury nie leci. No i hałas jest większy. Żeby jako tako przemierzać czasoprzestrzeń, trzeba często zmieniać biegi. Dobrze, że skrzynia działa przyzwoicie. Układ kierowniczy ma elektryczne wspomaganie, co z definicji wyklucza odpowiednie czucie tego, co robią koła. Ale w rzeczywistości źle nie jest. Jazda Aurisem jest... przyzwoita. Kompaktowa Toyota daje radę nie tylko z poprzecznymi i podłużnymi nierównościami, ale też z ofensywną, męską jazdą. Dobre samopoczucie potęgują niewielkie szumy powietrza, świetna jakość wykonania i wygodne fotele. Te ostatnie mają, powiedzmy, zbyt optymistyczne w stosunku do potencjału silnika 1,6 trzymanie boczne. A propos mocy - aurisowe 1,6 ma najlepszy w klasie stosunek mocy do momentu obrotowego spośród porównywalnych silników konkurencji.
Między złotymi zegarami jest ikona "Shift", za pomocą której Auris wskazuje nam najlepszy (z punku widzenia ekonomicznej jazdy) moment na zmianę biegu. Łatwo zgadnąć, że słuchając zaleceń Toyoty, nigdy byśmy nigdzie na czas nie dotarli. W ogóle nie podoba mi się idea, że auto mówi mi, co mam robić. Może gdybym był nosorożcem, to tak.
Auris 1,6 Prestige kosztuje prawie 78 tys. złotych i w wyposażeniu ma wszystko to, czego możesz oczekiwać od przyzwoitego auta kompaktowego. Do tego Toyota dorzuca 5 gwiazdek w testach EuroNCAP, pierwszą w klasie poduszkę chroniącą kolana, legendarną niezawodność (trudno sobie wyobrazić awarię tego auta) i złote zegary. Auris jest pod każdym względem przyzwoitym, poprawnym i racjonalnym autem. Nie ma rażących wad i niewyobrażalnych zalet. To auto dla tych, którzy o zdanie pytają tylko rozum.