Oszustwo w wielkim stylu. Toyota wprawiła w osłupienie cały świat motorsportu
Jak nadrobić straty wobec konkurencji? Otóż kreatywne oszustwo nie zawsze popłaca. Najlepszym przykładem jest rajdowa Toyota Celica. Zastosowano w niej teoretycznie proste rozwiązanie, które w praktyce było mistrzowskim oszustwem, wprawiającym w osłupienie cały świat motorsportu.
Nie od dzisiaj wiadomo, że sukcesy w motorsporcie zbudowano balansując często na granicy przepisów. Słynny podwójny dyfuzor Brawna czy dwulitrowy silnik w Volvo 850 startującym w BTCC to jedne z wielu przykładów. Nie wszystkie marki grały jednak fair i niekiedy stawiały o jeden krok za dużo. Rajdowa Toyota Celica GT-Four ST205 była właśnie jednym z takich samochodów.
Japończycy bardzo chcieli odrobić straty wobec coraz mocniejszej konkurencji. Zdecydowali się więc na wprowadzenie rozwiązania, które wyglądało niewinnie, ale dawało Celice ogromny zastrzyk mocy.
Legendarna zwężka, która wprawiła w osłupienie świat motorsportu. Toyota Celica GT-Four ST205 przeszła przez nią do historii
Początek lat dziewięćdziesiątych zaczął się w rajdach bardzo dobrze dla tego producenta. Toyota odnosiła wiele sukcesów, a ich ukoronowaniem były tytuły mistrzowskie zdobyte przez Carlosa Sainza za kierownicą Toyoty Celiki GT-Four ST165 i później ST185.
W latach 1993-1994 w Toyotach królowali z kolei Juha Kankkunen i Didier Auriol. Wszystko wskazywało więc na to, że japońska maszyna w połączeniu ze świetnymi kierowcami jest nie do powstrzymania, a kolejny tytuł ma w kieszeni.
Tak się jednak nie stało. Sezon 1995 rozpoczął się dla Toyoty bardzo kiepsko
Już od pierwszych rajdów widać było, że Toyota ma dużo gorsze tempo od innych marek. Na odcinkach specjalnych zaczęło królować Subaru Impreza 555 i Mitsubishi Lancer Evo. Celica przez dłuższy czas pozostawała w ich cieniu, nie zapewniając odpowiednich osiągów.
Inżynierowie marki twierdzili, że wszystkiemu winne są nowe zwężki o średnicy 34 mm, ograniczające moc do 300 KM. FIA wprowadziło ograniczenia, aby zwiększyć bezpieczeństwo w trakcie rajdów. To oczywiście widmo "morderczej" Grupy B. Wszystko wskazywało na to, że konkurenci lepiej zaprojektowali silniki dopasowane do nowych regulacji.
W tym momencie pewne było jedno - Toyota Celica GR-Four ST205 nie osiągnie lepszych wyników bez radykalnych zmian
Wtedy też marka zdecydowała się na zastosowanie niezwykle prostego i zarazem fascynującego rozwiązania, które wprawiło w osłupienie FIA i cały świat motorsportu.
Jak działało ich rozwiązanie? Otóż zwężka połączona była z wężem dolotu za pomocą specjalnego pierścienia, który był z nią spięty. Pod nim ukryto trzy sprężyny krążkowe, które mogły przesuwać ten pierścień w drugą pozycję - zwiększając średnicę zwężki o 5 mm. Choć wydawać się może, że jest to znikoma różnica, to przyrost mocy sięgał 50 KM, co było gigantyczną różnicą.
Niewiele brakowało, a Toyota nigdy nie zostałaby przyłapana na gorącym uczynku
FIA starannie sprawdza auta rajdowe i weryfikuje wszystkie kluczowe części. Przez dłuższy czas ten element nie budził większych wątpliwości. Dopiero po wypadku Juhy Kankkunena na rajdzie Katalonii zdecydowano się na dodatkowe sprawdzenie podzespołów silnika. Otóż auto osiągało znacznie wyższe prędkości, co doprowadziło do przedwczesnego zakończenia startu w tej imprezie przez fińskiego kierowcę.
Wtedy też FIA odkryła, że po przyłożeniu odpowiedniej siły zwężka "otwiera się" do pozycji, w której jest właśnie przesunięta o 5 milimetrów. Doskonale pokazuje to film z 1995 roku, w którym to Max Mosley, szef FIA, demonstruje działanie tego systemu.
Zobacz jak działała zwężka Toyoty - film
Oczywiście sprawa skończyła się w sądzie, a Toyota musiała posypać głowę popiołem. Dodatkowo marka została zdyskwalifikowana w sezonie 1995, a cały sezon 1996 musiała sobie przymusowo odpuścić. Nie zmienia to jednak faktu, że Toyota Celica GT-Four ST205 przeszła do historii jako wyjątkowo przemyślana inżynieryjnie maszyna, która niemal oszukała system.