Toyota ma pomysł na elektryki. Wszystko poszło źle przez nazwę
Pewnie nadal nie wiesz, co oznacza bZ4X. Toyota co prawda ma oficjalne rozwinięcie tej nazwy, ale nie zamierza z niego korzystać. To była ślepa uliczka.
Czy nazwa samochodu może zdefiniować jego sukces lub porażkę? Oczywiście. Niektóre firmy zmieniały nazwy, aby poprawić wyniki sprzedaży, lub aby dopasować się do rynku. Wystarczy wspomnieć model Pajero, znany w Hiszpanii jako Montero. Fiat Gingo raczej nie zanotowałby aż takiej popularności, gdyby nie fakt, że stał się Pandą. Tu Włosi powinni dziękować Renault za ich nadwrażliwość. Toyota też padła ofiarą złego doboru nazw. Auris sprzedawał się dobrze, ale nie był Corollą. Finalnie powrócono więc do starej i sprawdzonej nazwy. Z kolei bZ4X, czyli elektryczny SUV tej marki, niebawem "zniknie z rynku". Jego następca, lub odświeżone wcielenie, zyska już nowe imię.
Dlaczego? Odpowiedź jest prosta - zlepek bZ4X, pomijając dodatkowo formę zapisu, nie niesie za sobą żadnej wartości. Oficjalnie ta nazwa rozwija się jako "Beyond Zero 4 X". Pierwsze dwa słowa nawiązują do elektryfikacji (i zerowej emisji CO2), 4 to przydział modelu, X oznacza crossovera/SUV-a.
Toyota bZ4X nie jest popularna, delikatnie mówiąc
Japończycy nie zaliczyli dobrego startu z tym samochodem. Najpierw pojawiły się problemy mechaniczne, potem zawodził soft. Ponoć teraz jest to już nienajgorszy elektryk, ale wciąż cieszący się ograniczoną popularnością.
Aby więc odciąć się od nazwy i od linii, która miała być "nowym rozdziałem" w historii marki, Toyota w przypadku małego elektryka sięgnęła po nazwę z szuflady. Projekt stworzony wspólnie z Suzuki nazywa się Urban Cruiser, co łączy go z gamą "terenówek" i wpasowuje idealnie w miejską dżunglę.
Podobny kierunek zobaczymy w przypadku kolejnych nowości Toyoty. Kto wie - być może Japończycy znowu sięgną po nazwy z przeszłości. Mają wiele pięknych, które mogłyby spokojnie powrócić na rynek. Avensis? Czemu nie. Carina? Także by pasowało. Opcji jest wiele, ale dokładne plany poznamy dopiero za jakiś czas.
Nie od dzisiaj wiadomo, że Toyota nie spieszy się z elektryfikacją. Japoński producent wychodzi z założenia, że hybrydy zaspokajają obecne potrzeby klientów. Elektryki pojawią się w odpowiednim momencie, ale też nie mają wypierać hybryd. Mają je raczej uzupełnić, co jest bardzo ciekawym podejściem, które może mieć dużo sensu. Tak przynajmniej wskazują obecne trendy i zawirowania na rynku.