Toyota nie spieszy się z elektryfikacją, ale wygrywa w elektryfikacji. Tylko tej nieco innej
W kwestii samochodów stricte elektrycznych, Toyota jest póki co kawał drogi za konkurentami. Jeśli jednak spojrzymy na elektryfikację z nieco innej perspektywy, to tutaj japońska marka prowadzi. Co więcej, lada chwila może w ogóle nie oferować napędów inne, niż hybrydowe.
Nikt nie myśli o tej marce w kategorii pojazdów elektrycznych. Póki co Toyota oferuje tutaj tak naprawdę jeden produkt, który swój debiut rynkowy zaliczył raczej mało efektownie. Mowa oczywiście o crossoverze bZ4X, który jest niszowym modelem na rynku pojazdów BEV. Dopiero teraz, ponad dwa lata po debiucie, zaczyna pojawiać się w częściej na drogach, głównie za sprawą klientów flotowych. Na przykład w Londynie z tego auta korzystają przewozy osób.
Ta japońska marka nie spieszy się jednak z budową elektryków. Akio Toyoda, prezes rady nadzorczej, a wcześniej szef Toyoty, twierdzi, że elektryki zdobędą realnie 30% rynku. Reszta przypadnie innym rodzajom zasilania pojazdów.
Odważna teza, bez wątpienia, z którą nie zgadza się wiele osób. Tymczasem Toyota przy okazji robi coś jeszcze - w pełni "elektryfikuje" swoją ofertę. Mowa tutaj jednak o hybrydach. Wszystko wskazuje na to, że niebawem praktycznie cała oferta tej firmy, a także Lexusa, będzie opierała się na modelach wspieranych prądem.
Toyota widzi w tym najlepsze rozwiązanie. Rynek ewidentnie się z tym zgadza
Gdy jakaś firma rezygnuje z silników V6, to z reguły towarzyszy temu dużo negatywnych komentarzy. Tymczasem w USA Camry straciło taką jednostkę napędową na rzecz hybrydy i nikt się o tym nie zająknął. To samo tyczy się gamy Crown, która jest wyżej pozycjonowana. Nawet Lexus RX w topowej wersji 500h ma silnik 2.4 Turbo wspierany hybrydą, a nie 3,5-litrowe V6. Do tego gamę uzupełniły słabsze hybrydy. To był strzał w dziesiątkę z punktu widzenia wyników sprzedaży tego modelu.
To są samochody, które po prostu się sprzedają. Zużywają mało paliwa w mieście, w trasie są dość oszczędne i raczej nie sprawiają większych problemów. Mowa tutaj wyłącznie o silnikach - inne kwestie na pewno wymagają doszlifowania, takie jak wyciszenie (pięta Achillesowa wielu modeli Toyoty) czy zabezpieczenie podwozia.
Przy okazji ta pełna elektryfikacja, a w zasadzie "hybrydyzacja" gamy modelowej, która zbliża się wielkimi krokami, pozwoli na obniżenie emisji CO2. Nie jest to oczywiście poziom, który osiągnie się pojazdami typu BEV, ale zawsze to krok w dobrym kierunku.
Toyota niezmiennie chce eksplorować różne ścieżki rozwoju
Japończycy nigdy nie postawili kreski na elektrykach. W drodze są zupełnie nowe auta, w tym cała rodzina crossoverów, która zadebiutowała już w formie prototypów. Jeden z nich, Urban SUV, pojawi się na drogach za około 1,5 roku. Wcześniej zobaczymy jego bliźniaka z logo Suzuki.
Lexus także szykuje się na pełną elektryfikację z pojazdami BEV w ofercie. Mowa tutaj oczywiście o Europie, a zmiana ma nadejść w 2030 roku. Pytanie, czy japońska marka nie rozmyśli się i nie pozostawi w ofercie kilku hybryd. W grę wchodzą też samochody zasilane paliwami syntetycznymi, choć w tej kwestii wciąż jest więcej pytań, niż odpowiedzi.
Poza tym Toyota cały czas stawia na wodór, aczkolwiek w nieco innej postaci. Mirai nawet w oczach marki nie jest strzałem w dziesiątkę. Teraz eksplorowaną ścieżką jest używanie wodoru w silnikach spalinowych. Ogniwa paliwowe trafiają zaś do pojazdów użytkowych i do ciężarówek.
Można śmiało stwierdzić, że w obecnych czasach nie ma jednego dobrego przepisu na przygotowanie się na przyszłość
Żyjemy w czasach, gdzie wszystko napięte jest niczym przysłowiowa "plandeka na Żuku". Gospodarka stoi na taborecie z popękanymi nogami, regulatorzy szukają metody na zeroemisyjność, a zmiany geopolityczne mogą przestawić nas na zupełnie inne tory w ekspresowym tempie. Kto więc trafi na najlepszy przepis na przyszłość? O tym tak naprawdę przekonamy się dopiero za 6-8 lat.