Toyota Venza bije rekordy sprzedaży. W Europie miałaby jednak trudny żywot

Toyota Venza to jeden z najnowszych SUV-ów tej marki. Szybko okazał się być hitem - w USA złożono 15 razy więcej zamówień niż zakładano.

Niektóre samochody nie potrzebują wielkiej reklamy czy miliona testów, aby się sprzedawać. Toyota Venza to najlepszy przykład. Bliźniak japońskiego Harriera został zaprezentowany w USA w maju i momentalnie przyciągnął do salonów tysiące osób.

Toyota założyła, że w pierwszym okresie spłynie około 3 100 zamówień. Cóż, niedoszacowanie było ogromne, gdyż dealerzy przyjęli zamówienia na 45 000 samochodów. I wszystko to spłynęło w ciągu miesiąca.

W Japonii Harrier sprzedał się jeszcze lepiej

Tam w ciągu pierwszych dwóch miesięcy zamówiono aż 60 000 egzemplarzy tego samochodu. Co sprawia, że Venza/Harrier są tak popularne? Cóż, trzy rzeczy. Pierwsza to wygląd. Ten samochód naprawdę udał się Japończykom. Spójna i ciekawa linia wpada w oko i jest zdecydowanie bardziej elegancka od innych modeli marki. Co więcej, "nie wieje od niej nudą".

Drugim atutem tego auta jest napęd - postawiono tutaj na sprawdzoną hybrydę, co dla wielu klientów argumentuje wybór tego auta. Niskie zużycie paliwa i zadowalająca dynamika są kluczem do sukcesu. Trzecia rzecz to cena - ta okazuje się być na tyle rozsądnie skalkulowana (względem RAV4), że wybór Venzy wcale nie wymaga wielkiej dopłaty.

Dlaczego chcielibyśmy zobaczyć ten model w Europie? (choć nie ma on racji bytu na naszym rynku)

Cóż, RAV4 nie każdemu przypadnie do gustu, a jedynym dużym SUV-em Toyoty obok tego modelu jest Highlander, który niebawem wjedzie do Europy. Teoretycznie Japończycy mogliby dorzucić też ten samochód - Toyota Venza nie powinna drastycznie wpłynąć na zwiększenie emisji CO2 dla całej grupy.

Problemem jest jednak specyfika europejskiego rynku. O ile w USA czy w Japonii można oferować 2-3 samochody z tego samego segmentu (lub zbliżonego), nie martwiąc się o popyt, o tyle u nas nie zawsze się to sprawdza. Pozycjonowana wyżej od RAV4, Toyota Venza musiałaby być droższa - i to zauważalnie. Z drugiej strony w tym miejscu znajdzie się większy, ale i równie dobrze wyposażony Highlander.

Dla chętnych na ten samochód - a wiemy, że takich nie zabraknie - pozostaje więc import z USA. Wtedy jednak opłaca się kupić uszkodzone auto i naprawiać je własnym sumptem. A przy takiej liczbie zamówionych samochodów pierwsze "rozbitki" wjadą na Copart w kilka chwil.