Oglądałem Triggo - Przyszłość miejskiego transportu, która rodzi się w Łomiankach

Firma Triggo z powarszawskich Łomianek to nie jest pojazd. To kompleksowa usługa miejskiego transportu wprost z przyszłości. Trzymam kciuki i się boję.

Jeśli od razu zakładacie, że "to się nie sprzeda" to przeczytajcie do końca. Szefostwo (i cały skład) Triggo od razu podeszło do tematu kompleksowo. To nie jest kolejny zadaszony skuter z elektrycznym silnikiem. To kompleksowa usługa M-a-a-S (Mobility as a Service), będąca rozwinięciem carsharingu. Pojazd jest tylko elementem składowym. Ale sam w sobie fascynuje, ze względu na naszpikowanie pomysłami.

Renault Twizzy to przy Triggo zabytek

Podobnie Toyota i-Road, znacznie bardziej zaawansowana i nowsza. Oba pojazdy są gdzieś w pół drogi między samochodem a skuterem i mają rozwiązać problem korka w mieście.

W czym więc Triggo jest lepsze?

Popatrzmy na samą konstrukcję. Polski wynalazek jest podobnie dwuosobowy, z układem jednej osoby za drugą. Napęd idzie na tylną oś z dwóch silników elektrycznych, które przekazują moc na koła pasami. Cały ten wózek jezdny ma oczywiście normalne zawieszenie i jest niezależny od przodu. To właśnie w ten sposób odbywa się skręcanie, podobnie jak np. w ciężkich budowlanych wywrotkach Volvo lub buldożerach. Dzięki temu promień skrętu jest bardzo mały - zaledwie 3,5 metra.

Oprócz tego... przednie koła się składają. Cały proces trwa zaledwie dwie sekundy i jest nieodczuwalny dla kierowcy i pasażera. W szerokiej wersji mamy stabilny pojazd, zdolny osiągać do 90 km/h i nie wywracający się na teście łosia (według słów kierowcy testowego). Magia dzieje się po naciśnięciu przycisku. Owszem, możemy wtedy osiągnąć zaledwie 35 km/h, ale szerokość nie przekracza szerokości motocykla, a więc Triggo może spokojnie "olewać" korki i przemykać między pasami. Do kompletu pojazd przechyla się na łukach, dając nieco motocyklowe wrażenia, ale przy okazji zwiększając stabilność.

Pojazd korzysta z dwóch silników, które osiągają maksymalnie 15 kW (20,4 KM), co wynika z homologacji L7e - to czterokołowy pojazd, którym można jeździć na kategorię B.

Zasięg? Dzięki wymiennym pakietom baterii o pojemności do 14 kWh, w optymalnych warunkach można przejechać nawet 120 - 140 km na jednym ładowaniu.

To nie koniec. Całkiem wygodny dla dwójki osób (na miejskich odcinkach) Triggo nie tylko potrafi zajmować mało miejsca i mieścić się między autami. Zna jeszcze jedną sztuczkę.

Kiedy zapomnisz, gdzie go zaparkowałeś

Można go prowadzić zdalnie. Co miałem okazję robić.

Przedziwne wrażenie, ale to działa. Siedząc w biurze firmy, korzystając ze zwykłej kierownicy, komputera oraz trzech monitorów, miałem okazję poprowadzić prototyp oddalony ode mnie o kilka kilometrów, w miejscu gdzie znajdują się hale produkcyjne.  System może opierać się zarówno na internecie, jak i na falach radiowych, więc zdalnie sterowanie Triggo można "odstawić na parking" nawet kiedy nie mamy dostępu do internetu. W sytuacji utraty kontaktu po prostu się zatrzymuje. Testy podczas targów CES w Las Vegas pozwoliły na zdalne prowadzenie samochodu w Łomiankach wprost z Newady.

M-a-a-S - o co tu w ogóle chodzi?

Zdalne prowadzenie byłoby zbędnym gadżetem, podnoszącym koszty i skomplikowanie konstrukcji, gdyby nie sam projekt.

Jak już wspomniałem, Triggo to usługa. Poza pojedynczymi przypadkami, pojazd jest elementem systemu carsharingowego. Małe, miejskie pojazdy, niezajmujące przestrzeni, mieszczące się w ciasnych miejscach i mogące omijać korek? Do tego z zasięgiem i nie spowalniające ruchu? Brzmi super. Do tego Triggo będzie pewnie mogło wjechać w wiele miejsc, gdzie normalny samochód nie może. W środku docelowo będzie klimatyzacja i wygodny fotel, więc w sam raz na dojazdy do pracy.

Triggo Z tyłu nie należy być za grubym. Ale można być wysokim

Carsharing ma jednak dwie wady, które Triggo ma rozwiązać. Jedna to brak samochodu "pod ręką", a drugi to kumulowanie się samochodów w określonych lokalizacjach. Ich rozwiezienie po mieście będzie trudne, wymaga wielu osób i generowania dodatkowego ruchu samochodowego po mieście.

W Triggo rozwiązaniem tego problemu będzie... właśnie zdalne sterowanie. Ze względu na przepisy, Triggo funkcjonuje jako pojazd z kierowcą, nawet jeśli nie jest to kierowca, który siedzi w środku. Planem spółki jest zdalne doprowadzanie aut do klientów oraz rozlokowywanie tych nieużywanych w miejscach bardziej przydatnych.

Będzie to działać tak, że kiedy wybierzemy Triggo w aplikacji, zdalny, siedzący w centrum logistycznym, kierowca, będzie przez komputer doprowadzał do nas pojazd. Dalej my przejmujemy kontrolę i śmigamy dokąd potrzebujemy. Nie musimy też parkować. Wysiadamy z auta przy krawędzi jezdni, i zapominamy. Resztę zrobią przeszkoleni do tego ludzie.

Brzmi jak film Sci-Fi

Ale najwyraźniej to działa. Oczywiście, pozostała kwestia homologacji oraz doprecyzowania regulacji oraz "wykończenia" auta. Przedprodukcyjne prototypy nie są jeszcze w swojej finalnej formie. Ale widać, że projekt zbliża ku końcowi.

Można mieć obawy o zdalnych kierowców i ich prowadzenie przy pomocy systemu kamer. Nie dziwię się. Dlatego Triggo, które cieszy się sporym zainteresowaniem za granicą, jest już intensywnie testowane.

Jedno Triggo jeździ od prawie roku po Singapurze, gdzie jest sprawdzane jako potencjalna mobilna "gaśnica" - czyli szybki i dość bezpośredni transport dla ratownika/strażaka, zanim dojedzie ciężki sprzęt. Podobne testy (choć w innej formie) przechodzi w brytyjskim Milton Keynes.

Kolejne przejdzie już w Warszawie. Triggo ma otrzymać słynny ratownik-ochotnik Marcin "Borkoś" Borkowski, który do tej pory korzystał z trójkołowego skutera Yamahy. Obecnie trwają prace nad przygotowaniem czterokołowca do zadań medycznych.

Triggo świetnie mieści się w korku między autami

Triggo się sprawdzi?

Muszę przyznać, że po przejażdżce (jako pasażer) i pokazie możliwości Triggo oraz możliwości zdalnego poprowadzenia, jestem lekko zafascynowany tym pomysłem. Widać nie tylko, że pracują nad nim prawdziwi pasjonaci, ale przede wszystkim, że projekt jest zaplanowany od A do Z. I choć jest wiele elementów, gdzie "może nie wyjść" to trzymam kciuki. Od przyszłego roku powinniśmy zobaczyć pierwsze sztuki w "zwykłym" carsharingu.