Tworzy najlepszy hipersamochód na rynku. Jest drogi, ale za to eksploatacja nie kosztuje wiele

Teoretycznie ostatnią rzeczą, o której myślisz budują hipersamochód, są koszty eksploatacji. Nieco inaczej to wygląda w sytuacji, gdy nazywasz się Gordon Murray. GMA T.50, flagowy produkt jego marki, jest maszyną z zupełnie innej bajki - i stawia także na praktyczność i na rozsądne wydatki przy użytkowaniu.

Gordon Murray twierdzi, że koszty eksploatacji wbrew pozorom dotykają nawet najbogatszych kolekcjonerów. To jeden z powodów dla których wiele samochodów całe życie spędza w garażu, nie dając radości z jazdy. A po to właśnie tworzy się maszyny z niezwykłymi silnikami i ze świetnymi właściwościami jezdnymi. GMA T.50, czyli dziecko Murraya i "nowy McLaren F1" ma wręcz zachęcać do pokonywania jak największej liczby kilometrów.

Brytyjski supersamochód zaprojektowano w sposób, którego nie spróbowała jeszcze żadna marka z tej półki. Obok jego możliwości postawiono właśnie... koszty eksploatacji. I te, jak na rodzaj auta, mają być stosunkowo niskie.

GMA T.50 ma wiele rozwiązań, które zaskakują i imponują. Tu chodzi o praktyczność

Być może o tym nie wiecie, ale wzorem McLarena F1, GMA T.50 ma specjalne luki bagażowe w bocznych częściach auta. Mieszczą się tam starannie przygotowane torby, maksymalnie wykorzystujące dostępną przestrzeń. Dzięki temu zapakowanie się na długi wyjazd nie stanowi żadnego problemu.

Poza tym ten samochód ma trzy miejsca. Jeśli więc podróżujecie w dwie osoby, to jeden fotel zawsze może służyć jako dodatkowe miejsce na mniejsze bagaże.

Kolejną kwestią jest komfort jazdy. Gordon Murray uznał, że pokonywanie progów zwalniających powinno być po prostu wygodne. Stąd też odpowiedni prześwit, który umożliwia stosunkowo komfortową jazdę po miejskich ulicach. Ciekawostką jest też specjalna dokładka przedniego zderzaka, składająca się z dwóch części.

GMA T.50 Murray

W razie uszkodzenia dolnej można ją wymienić osobno, bez konieczności naprawiania lub wymieniania całej dokładki. To oczywiście oznacza kolejne euro w kieszeni.

Najważniejsze jest jednak to, że T.50, pomimo 12 cylindrów pod maską, zużywa stosunkowo... mało paliwa

Testy Top Geara pokazały, że osiągnięcie wyniku na poziomie 14 litrów na setkę, nawet przy dynamiczniejszej jeździe, to coś banalnie prostego. Powtarzalny wynik sięga 11,3 litra, a według Murraya w zasięgu ręki jest nawet 9,4 litra na setkę. Tyle przynajmniej osiągnął sam autor tej maszyny. Teoretycznie więc na jednym tankowaniu bez większego problemu można pokonać 640-680 kilometrów.

To nie są liczby typowe dla takich maszyn. Murray osiągnął to dzięki nie tylko świetnej aerodynamice i niskiej masie auta, ale także za sprawą fenomenalnej konstrukcji silnika, opracowanego z Cosworthem.