Unia Europejska daje oddech producentom samochodów. Nadal nie rozumieją jednak kluczowej kwestii

Unia Europejska stworzyła okres buforowy dla producentów samochodów. To dla nich cenna chwila oddechu, ale ta zmiana nie oznacza, że mogą spać spokojnie. I w tym jest cały problem.

Zacznijmy od garści "suchych danych". Unia Europejska złagodziła przepisy dotyczące emisji CO2 dla producentów samochodów. Parlament Europejski poparł zmiany, które wydłużą czas na osiągnięcie celów emisyjnych. Producenci będą rozliczani z emisji średniej z lat 2025–2027, a nie tylko z 2025 roku. Za zmianą głosowało 458 europosłów, przeciw było 101.

Europejscy producenci ostrzegali, że dotrzymanie celów już w tym roku mogłoby skutkować karami sięgającymi 15 miliardów euro. Zwracali uwagę na słabszą pozycję wobec chińskich i amerykańskich rywali w segmencie aut elektrycznych. Mimo to większość firm twierdzi, że nawet ten okres buforowy będzie dla nich ogromnym wyzwaniem.

I w tym problem. Unia Europejska zza biurka kieruje branżą, o której nie ma bladego pojęcia

Takie są fakty. Nie ma nic złego w elektryfikacji i jest to zrozumiały kierunek rozwoju. Niemniej zmiany muszą iść w parze z techniką, wydajnością napędów i przede wszystkim z siecią ładowania. A prawda jest taka, że tutaj na terenie UE mamy ogromne rozbieżności.

W Niemczech, Holandii czy Belgii szybkie ładowarki są wszędzie, a dostęp do nich nie wymaga kombinowania i planowania trasy. W Polsce sytuacja zmieniła się na lepsze, niemniej wciąż jest daleka od idealnej. Z kolei na południowym-wschodzie naszego kontynentu znalezienie szybkich stacji wciąż stanowi wyzwanie.

Elektromobilność powinna obronić się sama, a tempo rozwoju tej gałęzi motoryzacji powinno być naturalne, a nie sztucznie przyspieszane. Stąd też wysyp drogich i niedopracowanych aut na prąd, które początkowo rozczarowywały wiele osób.

UNIA EUROPEJSKA EURO 7 NORMA EMISJA CO2

Ta sytuacja dała również przewagę producentom z Chin. Ci skorzystali z sytuacji i zalali rynek swoimi produktami, dużo tańszymi, a wcale nie gorszymi. Gdy europejskie marki podnosiły ceny, aby kompensować koszty poniesione na elektryfikację i na ewentualne kary, Chińczycy zgarnęli spory kawałek tortu. To nie powinno dziwić.

Teraz jednak Unia Europejska daje tylko lekki oddech największym europejskim graczom. W praktyce w tej chwili powinniśmy postawić na rozwój oferty "new energy vehicles", czyli zaawansowanych hybryd, które byłyby idealnym pomostem dla wielu osób.

Nie wykluczone jest jednak to, że w kolejnych latach przyjdą większe zmiany. Miejmy nadzieję, że nikt w Brukseli nie chce już całkowicie zakopać branży motoryzacyjnej ze Starego Kontynentu.