Volkswagen Golf, od A do Z. Wpuszczono mnie do raju dla fanów tego modelu
Czy Volkswagen Golf może sprawić, że poczujecie się jak dziecko w sklepie z zabawkami? Oczywiście - wystarczyło wpuścić mnie do hali, w której stały wszystkie generacje tego samochodu, włącznie z prototypami i wyjątkowymi wersjami sportowymi. Miałem okazję poznać je od kuchni.
Miejscowość Osnabrück w Dolnej Saksonii wygląda jak typowe niemieckie miasto z generatora. Jest uporządkowana, schludna i zarazem nijaka. Nad jej krajobrazem w południowo-wschodniej części dominuje zestaw starych ceglanych hal, które kryją zakład Volkswagena. Jest to wyjątkowe miejsce z punktu widzenia historii motoryzacji, gdyż pierwotnie był to zakład Karmanna. Tutaj zbudowano szereg fascynujących kabrioletów i wyjątkowych samochodów. Dziś bramy fabryki opuszcza Porsche 718 Cayman i Boxster oraz Volkswagen T-Roc Cabrio. Na terenie tej fabryki znalazła się też hala, która służyła jako miejsce prezentacji różnych modeli. W czerwcu zawładnął nią Volkswagen Golf.
Wydawać by się mogło, że ten popularny kompakt marki z Wolfsburga nie może wzbudzać zbyt wielu emocji. Nic bardziej mylnego. Jakby nie patrzeć, Golf jest legendą. To on wyznaczył trendy w segmencie samochodów kompaktowych. To Golf utworzył segment hothatchy. Przez lata był drogowskazem dla wielu konkurentów i pokazywał zmiany w trendach.
Ja zaś dostałem wszystkie generacje w wydaniu GTI, a także wiele innych ciekawych wariantów tego auta do pełnej dyspozycji. A ciekawostek tutaj zdecydowanie nie brakowało. Zapraszam Was na wyjątkową wycieczkę śladem najszybszych wariantów tego samochodu.
Volkswagen Golf wbrew pozorom rodził się w bólach. Nim stworzono finalną koncepcję, miliony marek poszły w nieudany projekt
Już w latach sześćdziesiątych Volkswagen wiedział, że czas "Garbusa" minął, choć jego sprzedaż na to nie wskazywała. Uroczy "żuczek" wciąż cieszył się ogromną popularnością. Niemcy stanęli przed ogromnym wyzwaniem, gdyż musieli opracować nowoczesny i ciekawy samochód, który będzie dostępny dla szerokiego grona klientów.
W 1966 roku ówczesny szef Volkswagena, Heinrich Nordhoff, ogłosił wewnętrzny konkurs na nowy model. Do walki stanął zespół Volkswagena, inżynierowie z Auto Union i z Porsche. To właśnie ta ostatnia marka wygrała, za sprawą auta o nazwie EA 266. Stała za nim wyjątkowa postać - sam Ferdynand Piëch.
Kliknijcie tutaj, aby przeczytać całą historię Volkswagena EA 266 - wielkiego niewypału marki z Wolfsburga
EA 266 było jednak niewypałem. Miało umiejscowiony centralnie (!) silnik typu bokser, oferowało specyficzne właściwości jezdne i wyglądało dość specyficznie. Volkswagen przepalał pieniądze, a Opel wyprzedził markę w liczbie sprzedawanych samochodów. Konieczny był więc reset.
W 1969 roku inżynierowie NSU, przejętego już przez Auto Union (tak powstało finalnie Audi) opracowali swój prototyp, EA 276, który korzystał z silnika z Garbusa i z przedniego napędu. To właśnie on stał się inspiracją dla Golfa.
Zmiana przyszła z góry, gdyż po Nordhoffie (który zmarł w 1968 roku) fotel dyrektora wykonawczego zajął najpierw Kurt Lotz (kontynuował projekt EA 266), a później w 1971 roku Rudolf Leiding. To właśnie on położył nacisk na przednionapędową konstrukcję o nowoczesnym designie. Leiding w zaledwie 3 tygodnie po objęciu swojego stanowiska wyrzucił do śmietnika model EA 266 i postawił na projekt EA 337, który stał się Golfem.
Tu docieramy do 1974 roku, czyli momentu, w którym Volkswagen Golf zalicza oficjalny debiut
To był przełom. Zgrabny samochód, narysowany przez Giorgetto Giugiaro, z oszczędnymi silnikami i przednim napędem. Wszystko tworzyło tutaj spójną całość i było dokładnie tym, czego potrzebował rynek.
Oczywistym stało się, że jest to naturalny kandydat na bazę dla sportowego auta, homologowanego do rajdów i wyścigów. W marcu 1975 roku zaprezentowano wariant GTI, który na drogi wyjechał jesienią 1976. Niemcy twierdzili, że sprzedadzą góra 5000 sztuk, czyli tyle, ile wymagano w przepisach homologacyjnych dla ówczesnej Grupy 1.
Troszkę nie trafili. Golf GTI szybko został hitem, a na drogi wyjechały 462 000 egzemplarzy pierwszej generacji. Czerwone wstawki i krata na fotelach zyskały tysiące fanów, a samochód szybko otoczono kultem.
Tak zaczęła się ta wyjątkowa historia
GTI może nie było pierwszym prawdziwym hothatchem, ale na pewno sprawiło, że konkurencja zaczęła poważnie myśleć o sportowych przystępnych samochodach. Na odpowiedź innych marek nie trzeba było długo czekać, a ten wspaniały segment rozrósł się w ekspresowym tempie.
Volkswagen też nie spał. Druga generacja Golfa GTI to już zupełnie inna bajka. Gdy przesiadłem się pomiędzy "jedynką" a "dwójką", to poczułem się jakbym przeniósł się w czasie o dekady. Z prostego wnętrza, gdzie nie brakowało gołej blachy, a wszystkie przełączniki wyglądały rachitycznie, trafiłem do nowoczesnego samochodu, lepiej wykończonego i dużo bardziej solidnego. Wciąż było czuć ten klimat, ale Golf był już dużo bardziej dojrzałym produktem.
Później przyszła trzecia generacja, jedna z moich ulubionych. Niezmiennie uważam, że Volkswagen Golf GTI w tym wydaniu ma unikalny klimat lat dziewięćdziesiątych i dużo charakteru. Egzemplarz, który niemiecka firma wyciągnęła z magazynu, posiada wszystkie opcje - włącznie z korektorem nagłośnienia przygotowanym przez... Nokię.
Mało kto wie, że przy trzeciej generacji omal nie dostaliśmy wersji, która mogła być "pożeraczem" BMW M3 E36
Nazywała się Golf A59 i stanowiła kombinację rozwiązań z drogowego samochodu z rajdową maszyną. Niemcy testowali tutaj zaawansowany napęd, a pod maską znalazł się doładowany dwulitrowy silnik, który generował 275 KM. To wystarczyło, aby objechać sportowy model z Monachium.
Kliknij tutaj, aby przeczytać o Golfie A59
A59 niestety nigdy nie wyjechał na drogi, a jedyny istniejący egzemplarz wciąż jest w kolekcji marki. Spotkanie z nim "na żywo" było ciekawym doświadczeniem, gdyż zaledwie dwa lata wcześniej napisałem o nim długi artykuł. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będę mógł w nim usiąść.
Swoją drogą - to był na swój sposób protoplasta wersji R, która zadebiutowała przy czwartej generacji. I była rewolucją.
Przełom lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych to moment, w którym legenda GTI zaczęła się zacierać
Volkswagen eksperymentował z różnymi silnikami i wersjami tego samochodu, przez co nieco zapomniał o trzech magicznych literach. I normalnie byłoby wszystkim z tego powodu dość przykro, gdyby nie jedna maszyna, która niezmiennie budzi moje pożądanie.
A jest to pierwszy Golf R32, czyli model, który można nazwać jednym z najbardziej przełomowych na rynku. 3,2-litrowa jednostka VR6 połączyła się tutaj po raz pierwszy ze skrzynią DSG, obecnie będącą standardem Volkswagena. Wtedy była to jednak ogromna zmiana, której nikt się nie spodziewał.
W tym wydaniu Golf niezmiennie wygląda idealnie. Ma genialnie "rozdmuchane" nadwozie, szprychowe felgi i ciekawe kubełkowe fotele. Osiągi robiły wrażenie, a jednocześnie zachowano tutaj komfort podróżowania i dobre wyposażenie. Nie dziwię się, że teraz wielu kolekcjonerów wykłada na stół ogromne pieniądze za ten model.
Reset przyszedł w 2003 roku, wraz z piątą generacją Golfa
To był moment, w którym Volkswagen uświadomił sobie jak dużo traci nie rozwijając odpowiednio gamy GTI. W piątym wcieleniu tego modelu postawiono na dojrzalszą stylistykę, nowocześniejsze wyposażenie i na nowe silniki. Volkswagen Golf GTI (zadebiutował rok później, w 2004 r.) zyskał tutaj dobry (tak, to jeszcze te czasy) silnik 2.0 TSI, który oferował 200 KM. Opcjonalnie można go było połączyć ze skrzynią DSG, znaną już z Golfa R32.
Ten zestaw pokazał, że codzienna uniwersalność i dobre osiągi mogą iść w parze. Poza tym potencjał tuningowy był tutaj bardzo duży, co wykorzystało wiele osób.
Można śmiało powiedzieć, że od tamtej pory mamy do czynienia z tym samym przepisem. Praktyczność i codzienność łączy się z dobrym i mocnym silnikiem. Szósta generacja przyniosła zachwianie w niezawodności, ale świetna siódemka odbudowała opinię tego modelu. Ósme wcielenie straciło charakter, ale teraz, w nowym wydaniu Clubsport, powinno znowu pokazać pazury. Oby tylko trafiło do polskiej oferty.
Ale to nie wszystko. Volkswagen Golf występował też w wielu innych wyjątkowych wersjach
Mógłbym o nich pisać godzinami, ale skupię się tutaj na trzech egzemplarzach. Pierwszy to Golf Rallye w wyjątkowym wydaniu 16V. Z 5000 wyprodukowanych egzemplarzy tej wersji, zaledwie 12 dostało szesnastozaworowy silnik, który generował aż 210 KM.
Na bazie Golfa II powstał też wyjątkowy samochód do podboju Pikes Peak. Stworzyła go firma Kaimann Racing z Austrii, która postawiła na szaloną koncepcję. Aby zapewnić dobre osiągi i napęd na cztery koła, zainstalowała w nim dwa silniki 1.8 z wersji GTI, dodatkowo wspierane turbosprężarką.
Kierowca w kabinie mógł wybrać jednostkę, z której korzystał, a także przełączał wskazania z obrotomierza. Łączna moc to ponad 660 KM, a idealny rozkład mas 50:50 pozwalał na zachowanie w miarę dobrego prowadzenia.
W miarę. Oczywiście obydwa silniki miały lekkie zróżnicowanie w prędkości obrotowej podczas pracy. Przez to samochód był pewny w prowadzeniu przy dociśniętym gazie i niestabilny, gdy ściągało się prawą nogę z pedału. Tylko ludzie o stalowych nerwach mogli nim jeździć.
Trzeci ciekawy egzemplarz to wariant VR6 oparty na... szóstej generacji Golfa
To był ostatni oddech tej jednostki w Golfie. Niemcy zbudowali wyjątkowego "one-offa", z jednostką 3.2 VR6, wspieraną dodatkowo turbosprężarką. Moc wzrosła do 470 KM, a to wszystko ukryto w elegancko wyglądającym trzydrzwiowym wariancie. Nie pojawiły się na nim żadne napisy, ani też poszerzenia. Ba, wnętrze obszyto brązową skórą i alcantarą, tworzą iście luksusowy klimat.
Dokąd teraz zmierza Volkswagen Golf?
To doskonałe pytanie. Z jednej strony ósma generacja przeszła właśnie duży lifting i zostanie z nami jeszcze przez kilka lat. Mówiło się, że będzie to ostatnie wcielenie tego samochodu. Rynek jednak zweryfikował plany marki i pokazał, że ID.3 nigdy nie zastąpi popularnego kompaktowego modelu.
Problem w tym, że Volkswagen ma teraz trudną decyzję do podjęcia. Niemcy stawiają tutaj na elektryczne wydanie Golfa, aczkolwiek rynek póki co zwalnia po stronie elektryfikacji. Producent z Wolfsburga musi więc przyjąć nowy kierunek, licząc na to, że tym razem nie będzie to ślepa uliczka.