Coś dostajesz, coś tracisz. Volkswagen Passat eHybrid to akceptowalny kompromis. Dla kogo jest to auto?
Ma silnik 1.5 TSI pod maską, ale oferuje 204 KM i przejeżdża ponad 100 kilometrów na samym prądzie. Teoretycznie brzmi to jak marzenie, ale nie ma róży bez kolców. Volkswagen Passat eHybrid to sztuka kompromisu - i dostajecie tutaj wiele ciekawych cech, ale musicie też pogodzić się z garścią niedogodności.
Jaki jest nowy Passat, każdy widzi. Generacja oznaczona kodem B9 nie każdemu przypadła do gustu za sprawą swojej stylistyki. Jednego jednak jej nie można odmówić - to ogromne i bardzo nowoczesne auto, któremu niczego nie brakuje. Pod maską można tutaj znaleźć niemal dowolną jednostkę napędową. Dla mało wymagających jest miękka hybryda, która generuje „raptem” 150 KM (pamiętacie te czasy, gdy taka moc w segmencie D była czymś imponującym?). Jest też 150-konny diesel, mistrz oszczędności i król pokonywania długich dystansów. Wymagający mogą zaś skusić się na 265-konną benzynę 2.0 TSI z napędem 4x4. Obok tego wszystkiego stoi zaś dość intrygująca wersja, która ma cechy kilku napędów. To Volkswagen Passat eHybrid.
Pod tą nazwą kryje się, oczywiście, hybryda plug-in. Marka z Wolfsburga gruntownie odświeżyła swoją konstrukcję i wyposażyła ją w nowy silnik 1.5 TSI, który spięto z większą baterią i z mocniejszym silnikiem elektrycznym. Przekłada się to na naprawdę imponujące liczby. Moc, 204 KM, może i nie rzuca na kolana, ale w zapasie jest też 272-konny model. Wrażenie robi za to zasięg, który sięga 100 kilometrów na jednym ładowaniu.
Teoretycznie więc, dla pewnego grona, taka kombinacja może być ideałem. Mając możliwość ładowania w domu i w pracy na co dzień poruszać będziecie się wyłącznie na prądzie. W trasie w zapasie jest zaś silnik spalinowy. Ideał?
Niestety, takich nie ma. Tak jak napisałem w tytule: coś tutaj dostajecie, ale także coś tracicie. Teraz pozostaje zadać kluczowe pytanie: czy jest to transakcja warta uwagi?
Volkswagen Passat eHybrid jest „bardzo elektryczny”. Nie lubi za to jednego konkretnego sposobu użytkowania
Niemcy postawili tutaj na kilka ciekawych rozwiązań. Przede wszystkim zainstalowali w Passacie ogromną, bo oferującą aż 19,7 kWh pojemności baterię (ponad 25 kWh brutto). To wszystko połączyli ze zoptymalizowaną jednostką napędową 1.5 TSI. Brzmi dobrze?
Zacznę od kolców, abyśmy wiedzieli co tu nieco zawodzi. Pierwszą kwestią jest skrzynia biegów i użytkowanie auta w trasie. Hybryda plug-in ma sześciobiegowy dwusprzęgłowy automat. Teoretycznie nie powinno to robić większej różnicy. W praktyce brakuje jednak tego siódmego przełożenia, które obniżyłoby obroty w trasie. Oznaczałoby to nieco niższy poziom hałasu i przede wszystkim lepsze zużycie paliwa.
Cudów nie ma - silnik 1.5 TSI przy prędkościach autostradowych i przy rozładowanej baterii musi walczyć z dużo cięższym samochodem. W efekcie przy prędkościach autostradowych (140 km/h) średnie zużycie wzrasta do około 8,5-8,8 litra na sto kilometrów. Tu zaznaczam, że w czasie testu mocno wiało, a temperatury były bardzo niskie. Zakładam więc, że przy lepszej pogodzie można byłoby tutaj jeszcze urwać 0,2-0,3 litra.
Zużycie paliwa można byłoby przełknąć, gdyby nie jedna rzecz - pojemność zbiornika paliwa. Ten ma raptem 40 litrów pojemności, co oznacza około 400 kilometrów (z niewielkim hakiem) realnego zasięgu. Można się z tym pogodzić, aczkolwiek 50-litrowy zbiornik byłby tutaj idealnym wyborem. Szkoda, że nie udało się pogodzić jego obecności przy akumulatorze.
Ten samochód kocha za to… dojazdy do miasta, bocznymi drogami. Tam jest najwydajniejszy
Paradoksalnie hybryda plug-in najlepiej wypada nie w mieście, a poza nim, na zwykłych drogach krajowych i wojewódzkich. Przy płynnej jeździe z prędkością 80-90 km/h udało mi się osiągnąć zużycie energii na poziomie 17,6 kWh, co przekłada się na ponad 100 kilometrów zasięgu na prądzie.
W mieście, nawet przy najwyższych staraniach, nie byłem w stanie zejść do tego poziomu. Tu jednak muszę zaznaczyć (tak jak wspomniałem wcześniej), że temperatury były bardzo niskie, co mogło przełożyć się na niższą wydajność.
Najważniejsze jest to, że hybryda plug-in nie wpływa na przestrzeń we wnętrzu
Passat wciąż jest gigantem na kołach. Ilość miejsca na tylnej kanapie robi wrażenie, a bagażnik pozostaje jednym z największych. To cieszy, gdyż ten Volkswagen może spokojnie pełnić rolę "reprezentacyjnego" samochodu, ale i dobrego rodzinnego auta.
Problemem może być jedynie cena. Wariant PHEV w 204-konnym wydaniu kosztuje ponad 200 000 złotych. Testowany egzemplarz to z kolei... ponad 250 000 złotych - dokładniej 255 930 złotych. Nawet w dobrym finansowaniu oznacza to wysoką ratę.
Tu pojawia się też problem wyboru. Volkswagen Passat eHybrid jest dla...
Uważam, że Volkswagen Passat eHybrid to ciekawa propozycja dla osób, które na ogół będą poruszać się tym samochodem po mieście i w krótkich trasach, np. dojazdowych do miasta/pracy, a w długie podróże wybierają się raz-dwa razy rocznie.
Z kolei ludziom, którzy większość czasu za kierownicą spędzają w długich trasach, dalej polecałbym diesla. Sensowny zbiornik paliwa i ekonomia jednostki wysokoprężnej robią tutaj dobre wrażenie i cieszą podczas podróży.