Nie jest ideałem, ale ma sporo zalet. Volkswagen T-Cross po liftingu - TEST

Miejskie crossovery stały się bestsellerami. Czy Volkswagen T-Cross po liftingu może wzmocnić swoją pozycję na rynku?

Najmniejszy crossover w gamie Volkswagena, bazujący na Polo, trafił na rynek w 2018 roku i okazał się być strzałem w dziesiątkę. Patrząc po ulicach śmiało można powiedzieć, że wyparł on z rynku swojego klasycznego kuzyna. Choć nie był to samochód bez wad to za jego sukcesem w głównej mierze stała praktyczność. W naprawdę niedużym pod kątem wymiarów nadwoziu udało się ukryć spore i pojemne wnętrze. Teraz przyszła pora na lifting, który wedle Volkswagena ma wyeliminować większość wad, na które zwracali uwagę klienci. Jak zmienił się Volkswagen T-Cross? Zobaczcie sami.

Volkswagen T-Cross jest teraz ładniejszy

Jak to bywa w przypadku liftingów, bryła samochodu pozostała niezmieniona. W mojej ocenie to dobrze, bo kwadratowe i pudełkowate nadwozie dobrze wygląda na tle rywali. Zmiany objęły głównie przód, gdzie dostajemy "ledowego wąsa", znanego już z większych modeli Volkswagena. Są też matrycowe światła, przydatne podczas jazdy po zmroku. Niemcy zmienili także kształt zderzaka, w którym to pojawiły się pionowe diody do jazdy dziennej.

Z tyłu natomiast znajdziemy inną sygnaturę świetlną, wraz z kolejną ledową listwą ciągnącą się niemal przez całą szerokość samochodu. Są także nowe, bardziej żywe kolory nadwozia, wraz z widocznym na testowanym T-Crossie odcieniem "Blue Clear".

Volkswagen T-Cross Blue Clear 2024

Decydując się na topową odmianę R-Line dostajemy więcej elementów lakierowanych, zamiast czarnych plastików, oraz parę dodaktowych emblematów. Całość, choć nie szokuje i nie rzuca na kolana to wygląda świeżo i atrakcyjnie.

Kokpit odświeżonego T-Crossa to udane połączenie sprawdzonych rozwiązań z nowoczesnymi pomysłami i funkcjami

Zajmując miejsce wewnątrz poliftowego T-Crossa nie da się nie zauważyć poprawienia jakości materiałów. Twardy i nieprzyjemny plastik na szycie deski ustąpił miejsca miękkim tworzywom. Oczywiście przy okazji wprowadzania zmian nie mogło zabraknąć tu powiększenia ekranu od multimediów.

Teraz ma on 9,2-cala i skrywa w sobie starszą wersję systemu doposażoną o nowe funkcjonalności w postaci chociażby bezprzewodowego Android Auto i Apple CarPlay.

To oczywiście nie jest wada, a wręcz zaleta, bo wszystko działa tu tak jak powinno, nie zawiesza się, jak to ma w zwyczaju najnowszy wynalazek od Niemców. Co najważniejsze, nie wymaga wertowania instrukcji, by dotrzeć do najważniejszych funkcji samochodu. Minus stawiam przy braku fizycznych przycisków oraz pokręteł funkcyjnych dookoła ekranu – te pojawiają się tylko przy mniejszym, standardowym ekranie.

Minusem jest dla mnie także dotykowy panel odpowiedzialny za sterowanie klimatyzacją. Wygląda to nowocześniej, ale jest mniej praktyczny. Dobrze, że w ogóle jest, ale klasyczne pokrętła zawsze będą lepsze.

Wirtualny zestaw zegarów pamięta jeszcze czasy poprzednich generacji Volkswagenów, co znowu uważam za zaletę, podobnie jak fizyczne przyciski na kierownicy. Mamy tu zatem mix starych sprawdzonych rozwiązań z kilkoma nowymi dodatkami. Niemcom udało się to wszystko całkiem zgrabnie poskładać w całość, dzięki czemu w ogólnym rozrachunku obsługa jest intuicyjna, a kabina przejrzysta.

Odmiana R-Line jest nieco ponura wewnątrz. Szara tapicerka ze specjalnym wzorem, kilka emblematów czy dekor na desce to główne wyróżniki tej wersji w środku. Przydałoby się nieco więcej kolorowych wstawek, pasujących do charakteru tego samochodu

Praktyczność to plus tego samochodu

Volkswagen opanował do perfekcji efektywne wykorzystywanie wymiarów swoich samochodów. W T-Crossie nie jest inaczej. Ilość miejsca wewnątrz jest zaskakująca. Z tyłu miejsca na nogi i nad głową jest pod dostatkiem. Dodatkowo mamy możliwość przesuwania kanapy w zakresie 14 cm, dzięki czemu możemy powiększyć bagażnik. Szkoda, że zabrakło tu jakiegoś podłokietnika czy osobnych nawiewów, ale w tej klasie to chyba standard.

Dla kierowcy oraz pasażera z przodu przewidziano naprawdę wygodne fotele, które nie męczą pleców nawet podczas długich podróży. Zrobiłem tym samochodem około 400 kilometrów w trasie i nie odczuwałem żadnego dyskomfortu.

Volkswagen T-Cross Blue Clear 2024

Bagażnik Volkswagena T-Crossa standardowo ma 385 litrów. Przesuwając maksymalnie kanapę do przodu możemy uzyskać aż 455 litrów. Sam kufer jest foremny i ustawny. Jest tu oczywiście podwójna podłoga, pod którą można schować półkę. Po złożeniu oparć tylnych siedzeń dostajemy płaską przestrzeń. Dodatkowo możemy złożyć oparcie fotela pasażera z przodu, by zmieścić w T-Crossie przedmioty o długości 240 cm.

Volkswagen T-Cross jeździ dokładnie tak jak się spodziewacie

W temacie układu jezdnego i napędowego nie zmieniło się zbyt wiele w T-Crossie. Mamy tutaj znaną gamę jednostek napędowych, którą zamyka 1.5 TSI. To właśnie ja jednostka pracowała pod maską naszego egzemplarza.

Legitymuje się ona mocą 150 KM oraz momentem obrotowym na poziomie 250 Nm. Jest to oczywiście czterocylindrowy silnik o przyjemnej kulturze pracy.

Spięto go tutaj ze skrzynią DSG, siedmiobiegową. Całość stanowi zgrany duet. Dynamika jest niezła, jednak trzeba pamiętać o lekkiej zwłoce skrzyni przy próbach dynamicznego włączania się do ruchu czy wyprzedzaniu. Niemniej jednak w mieście przy spokojnej jeździe ciężko jest się tu do czegoś przyczepić. Z dziennikarskiego obowiązku wspomnę o danych technicznych – sprint do pierwszej „setki” trwa tu 8,4 sekundy, a prędkość maksymalna to 200 km/h.

Właściwości jezdne T-Cross-a są po prostu neutralne. Ten samochód nie szokuje precyzją prowadzenia czy sztywnością. Jest poprawnie, sympatycznie, ale trochę nijako. Zawieszenie dobrze tłumi nierówności, a układ kierowniczy pracuje z wyczuwalnym oporem, choć jest on trochę sztuczny.

W zakrętach samochód jest stabilny i nie przechyla się przesadnie na boki jednak bardzo szybko zaczyna być podsterowny. Poza miastem również nie ma większych problemów. Volkswagen dzielnie zmierza w zadanym kierunku i nie przeszkadza mu boczny wiatr. Wyciszenie kabiny od szumu opływającego powietrza mogłoby być jednak nieco lepsze, podobnie jak widoczność z miejsca kierowcy.

Brak jakiegokolwiek układu hybrydowego odbija się na zużyciu paliwa

Silnik 1.5 TSI nie posiada tu żadnego układu hybrydowego, nawet "miękkiej hybrydy". Volkswagen postanowił nie wspierać w T-Crossie tej jednostki elektrycznymi wspomagaczami, głównie ze względu na masę oraz cenę samochodu.

Skutkuje to odrobinę zbyt wysokim apetytem na paliwo w mieście. To wahało się w teście w przedziale od 7,8 do 9 litrów przy gęstym warszawskim ruchu. W trasie jest już znacznie lepiej. Przy 120 km/h komputer pokładowy deklarował wyniki na poziomie 6,3 litra, a przy 140 km/h 7,9 litra. Spokojna jazda drogami krajowymi z prędkościami w okolicach 100 km/h pozwalała zejść ze spalaniem do około 4,9 litra.

Lifting przyniósł nowy cennik

Najmniejszy z crossoverów w gamie Volkswagena nie należy do najtańszych samochodów w tym segmencie. Bazowa odmianę z silnikiem 1.0 TSI o mocy 95 KM można mieć za 99 990 zł.Jeśli konieczne chcecie silnik 1.5 TSI to trzeba przygotować się na wyłożenie minimum 125 190 zł.

Testowana przez nas odmiana to topowa R-Line Plus. Tutaj cennik zaczyna się od kwoty 132 890 zł, a w naszym egzemplarzu znalazło się miejsce na kilka dodatkowych opcji, które wywindowały końcową cenę do 148 450 zł.

Jest to kwota lekko mówiąc absurdalna jak za samochód tej klasy, ale konkurencja potrafi kosztować bardzo podobnie. T-Cross jest bardzo przestronny wewnątrz i przyjemnie użytkuje się go w mieście. Układowi jezdnemu brakuje nieco charakteru, jednak jest to praktyczne auto, które powinno sprawdzić się w wielu warunkach.