Twój przyszły Volkswagen testuje się cyfrowo. Tak wygląda przyszłość (i optymalizacja kosztów)
Być może Wasz kolejny samochód spędza właśnie kolejne godziny podczas morderczych testów. Nie zobaczycie go jednak gołym okiem - jest zlepkiem zer i jedynek. Volkswagen testuje swoje nowe samochody w cyfrowym świecie, co pozwala mu skutecznie obniżyć koszty rozwoju kolejnych modeli.
- Volkswagen szuka sposobów na obniżenie kosztów rozwoju nowych modeli
- Jednym z rozwiązań jest testowanie aut w "cyfrowym świecie"
- Mniejsza liczba fizycznych egzemplarzy to duże oszczędności
- Taki proces przyspiesza jednocześnie rozwój auta
Jak pewnie wiecie, jeszcze kilka lat temu producenci musieli wysyłać na drogi setki zamaskowanych egzemplarzy. Te przynosiły im kluczowe dane, które pozwalały na doszlifowanie danego modelu. Teraz wygląda to zupełnie inaczej. Być może zauważyliście, że auta marki z Wolfsburga rzadko pojawiają się przed obiektywami szpiegów motoryzacyjnych. To nie jest przypadek. Volkswagen nie tylko dobrze ukrywa miejsca, w których testuje swoje auta, ale także... wypuszcza coraz mniej "mułów testowych". I to nie jest przypadek.
Nowe technologie otworzyły przed producentami drzwi do niesamowitej optymalizacji procesu projektowania samochodu. Wiele testów można przeprowadzać komputerowo, co kosztuje mniej i skraca czas rozwoju samochodu. Dla Volkswagena jest to obecnie największy skarb.
Volkswagen testuje swoje samochody w cyfrowym świecie, a na drogi wysyła mniej prototypów. Brzmi to przerażająco, nieprawdaż?
Wydawać by się mogło, że nowego samochodu nie da się sprawdzić bez faktycznego poddania go wielu próbom na drogach. Z tego oczywiście nikt nie rezygnuje - po prostu mocno ograniczono liczbę aut, które jeżdżą na dalekiej północy Europy, po górskich drogach w Alpach i po pustynnych trasach północnej Afryki.
Każde auto, testowane w skrajnie różnych warunkach, zbiera odpowiednie dane. Te następnie są weryfikowane w ramach różnych symulacji w specjalnym oprogramowaniu. Co więcej, auta poddaje się wymagającym próbom w zamkniętych obiektach. Coraz większa liczba producentów posiada specjalne hamownie, które symulują określone drogi.
Przykładowo: nadchodzący Volkswagen T-Roc może pokonywać dziennie kilkadziesiąt kółek po Nurburgringu, zaliczając krawężniki i wszystkie nierówności, nie opuszczając zamkniętej hali w centrum doświadczalnym marki.
Taki sposób pracy to nie tylko cenne oszczędności. Dla niemieckiej marki to także możliwość skrócenia czasu rozwoju nowego modelu do 30-36 miesięcy. Dla porównania - jeszcze kilka lat temu każdy samochód projektowało się około 48-60 miesięcy lub dłużej. Tyle czasu poświęcono na przykład na Golfa ósmej generacji.
Co ciekawe taki sposób testowania nowych samochodów nie jest nowością. Na przykład Volkswagen Nivus/Taigo powstawały głównie cyfrowo, w oparciu o rozwiązania i doświadczenie pozyskane przy budowie T-Crossa.