Volvo stworzyło przepis na wieczną młodość. XC90 po 10 latach od premiery nie ma się czego wstydzić
Tak, to już dekada. Dokładnie 10 lat temu na rynek wjechało Volvo XC90, otwierając całkowicie nowy rozdział w historii tej marki.
Początek był trudny, ale pomimo tak wielu lat na karku ten samochód nie ma się czego wstydzić, nawet w porównaniu do nowszych konkurentów. Można wręcz powiedzieć, że jest to zarazem jego atutem i przekleństwem.
Nie wiem, czy słowo „zaskoczenie” wyczerpuje temat emocji, które towarzyszyły premierze Volvo XC90. Wszyscy wiedzieliśmy, że będzie to przełomowy model. Nikt nie spodziewał się jednak takiej rewolucji. W końcu mieliśmy do czynienia z czymś nieznanym i zaskakującym z wielu powodów.
Po pierwsze - to był pierwszy samochód, który opracowano pod skrzydłami Geely, nowego wówczas chińskiego właściciela Volvo. Pytań było dużo, odpowiedzi nie znał nikt. Czy Chińczycy „dowiozą” jakość? Czy nie zniszczą charakteru marki? Dekadę temu chińska motoryzacja była w zupełnie innym miejscu, niż teraz. Wtedy kopiowanie i tworzenie dość tandetnych samochodów było dość powszechne.
Geely jednak stanęło na wysokości zadania. Ogromne pieniądze, które przeznaczono na projekt nowej platformy i całej architektury, nie poszły na marne. XC90 od razu urzekło stylem, minimalizmem i bardzo ciekawym podejściem do wielu tematów. Owszem, spod maski zniknęły silnik R5, V6 i V8. Zastąpiła je dwulitrowa konstrukcja benzynowa i wysokoprężna z czterema cylindrami. To był nasz cały wybór.
To wzbudziło kontrowersje, ale nie wpłynęło na sprzedaż. Wręcz przeciwnie. Rynek zachwycił się nowym designem Volvo i kupił go w ciemno. Sprzedaż ruszyła z kopyta, choć problemów wieku dziecięcego w tym modelu nie brakowało.
Minęło 10 lat, a ja cały czas uważam, że jest to nowocześnie narysowany samochód, który w ogóle się nie starzeje
I myślę, że nie jestem w tych odczuciach odosobniony. Gdyby XC90 teraz ujrzało światło dzienne w tej formie, nie byłoby negatywnie odebrane przez rynek. Wręcz przeciwnie - uważam, że wiele osób uznałoby je za bardzo atrakcyjne.
To samo tyczy się wnętrza. Ekrany w ostatnich latach urosły (aż do przesady), a całe wnętrza mocno zdigitalizowano. Tutaj Volvo jest już nieco „w tyle”, ale dla mnie to plus. Przynajmniej pozostało jednym z nielicznych samochodów, który nie przytłacza wszechobecnymi wyświetlaczami.
Tu pojawia się największy problem tej marki. Volvo XC90 i jego „pochodne” są tak dobrymi samochodami, że poprzeczkę ciężko będzie podnieść
S90, V90, XC60, V60, S60, XC40 (a teraz w zasadzie EC40) - te modele są po prostu bardzo dobre. Nie idealne, ale niewiele brakuje im do perfekcji. Lata lecą, a one skutecznie opierają się starzeniu. Są niczym Krzysztof Ibisz motoryzacji, młodniejący z roku na rok.
Szwedzi zmieniają kierunek i idą w stronę pełnej elektryfikacji. EX90 zastąpi docelowo XC90. Wygląda dobrze, choć… nie tak dobrze, jak auto, którego miejsce docelowo ma zająć. To samo tyczy się wnętrza. Niby jest przyjazne, ale brakuje mu takiego wysmakowania w detalach, którego nie brakuje w XC90.
Tym autem nie miałem jeszcze okazji jeździć. Zresztą nikt nie dostąpił tego zaszczytu, gdyż EX90 dopiero zjeżdża z linii produkcyjnej i zaczyna swoją rynkową karierę. Niestety, z dwuletnim opóźnieniem.
Ostatnio znowu wsiadłem za kierownicę Volvo XC90 i pokonałem nim ponad 1000 kilometrów. W moje ręce trafił „ostatni Mohikanin” w ofercie tej marki, gdyż mowa o dieslu. W kwietniu ostatni egzemplarz tego modelu, wyposażony w jednostkę wysokoprężną, zjechał z linii produkcyjnej. Przyszłość należy już wyłącznie do silników benzynowych i do hybryd plug-in.
Tak, powitał mnie tutaj szorstki klekot diesla, który przy zimnym silniku jest słyszalny
Później jednak zamienił się w cichy warkot, który był moim współpasażerem przez kilka dni. Razem przejechaliśmy spory kawałek Polski. Ja delektowałem się komfortem i dobrym dźwiękiem serwowanym przez nagłośnienie Bowers&Wilkins, a on, dzieło Rudolfa Diesla, zapewniał mi dobrą dynamikę i niskie zużycie paliwa. To było wszystko, czego potrzebowałem.
Siedziałem w jednym z najlepszych foteli na rynku, patrzyłem na zgrabną deskę rozdzielczą, która nie wygląda niczym wyjęta z „generatora nowych samochodów” i po prostu pochłaniałem kilometry. Czy czegoś mi tu brakowało? Nie. Multimedia zaktualizowane o oprogramowanie Google Automotive wciąż są w zupełności wystarczające, a proste cyfrowe wskaźniki ukryte w linii deski rozdzielczej nie rozpraszają i cieszą oko. Jakość także nie pozostawiała niczego do życzenia.
Wiek konstrukcji dało się odczuć tylko na nierównościach. Tutaj widać, że pneumatyka nie jest najnowsza i ustępuje konkurentom. To jednak coś, co nie skreśli tego samochodu u wielu osób.
Boję się, że nowe Volvo nie będą już tego oferować
Elektryfikacja stawia nowe wyzwania. Auta są ciężkie i masywne. Będą gorzej jeździć, zawieszenie musi maskować tę masę. Czy w EX90, wyposażonym w akumulator o pojemności ponad 100 kWh, uda się znaleźć idealny kompromis? Czy wsiadając za kierownicę poczujemy się tak dobrze, jak tutaj i w innych spokrewnionych modelach, od XC40 po S90? I czy za 10 lat spojrzymy na najnowsze modele Volvo i uznamy, że wciąż wyglądają świetnie?
Tego jeszcze nie wiem. Mam nadzieję, że niebawem uda mi się sprawdzić część z tych rzeczy. Chciałbym, aby ta Szwedzka marka, do której mam duży sentyment, faktycznie zachowała swój klimat. Boję się jednak, że niebawem będzie to kolejny producent „z generatora”, mający niewiele unikalnych i wyjątkowych cech.