Wiecie ile mandatów wystawiono za wjazd do SCT? Otóż równe zero
SCT, czyli Strefa Czystego Transportu, działa oficjalnie w Warszawie od 1 lipca. Wiecie ile mandatów wystawiono w ciągu tego niecałego miesiąca? Otóż równe zero. I dobrze.
Jeden z portali skupiających się na informacjach o Warszawie zapytał straż miejską i policję o liczbę wystawionych mandatów za wjazd do SCT. Wiecie ile ich wystawiono? Zero.
Przypominając: strefa czystego transportu ruszyła w stolicy 1 lipca i od samego początku wzbudza wiele kontrowersji. Nie dość, że obejmuje spory zakres miasta, to jeszcze formalnie wymusza pokonywanie ogromnych dystansów dookoła centrum przez samochody, które nie spełniają wymagań. Do tego wprowadzono przedziwne regulacje dotyczące "liczby dozwolonych wjazdów" dla takich pojazdów. Nie da się tutaj zapłacić lub kupić specjalnej wjazdówki, która by to ułatwiała.
W efekcie Warszawa dostała system, który nie działa, ale za to wkurza ludzi za sprawą swojej konstrukcji. Zadajmy więc sobie pytanie: po co w ogóle inwestowano tak ogromne pieniądze w SCT?
"Teraz prędko, zanim do nas dotrze, że to bez sensu" - tak działa SCT
Tu trzeba na chwilę zatrzymać się przy powodzie, dla którego w ogóle mamy SCT. Nie chodzi wyłącznie o kwestie ekologiczne, a o KPO. Krajowy Plan Odbudowy zawiera w sobie zapisy o takich strefach, a ich utworzenie jest jednym z wymagań stawianych przez UE do wypłaty pieniędzy. Warszawa więc jako pierwsza podniosła rękę do góry i wyszła przed szereg.
Sam obszar strefy nie uwzględnia w ogóle możliwości sensownego przejazdu ze wschodu na zachód. Osoby, które mają auta formalnie nie spełniające wymagań SCT, muszą teoretycznie nadkładać kilkadziesiąt kilometrów. To brzmi bardzo ekologicznie.
Drugą kwestią jest zakres ulic, który objęto strefą czystego transportu. Naszym ulubionym "kwiatkiem" jest ulica Parafialna, która prowadzi do dwóch magazynów, serwisu samochodowego i do starych zabudowań. Można zaliczyć małą pętelkę na tej drodze, ale nigdzie nią nie dojedziemy - ma jeden wjazd i wyjazd. Jest tuż przy ruchliwej 3-pasmowej Alei Prymasa Tysiąclecia, którą dziennie przejeżdżają dziesiątki tysięcy samochodów.
I mimo to na tym krótkim fragmencie mamy SCT. Teoretycznie więc służby mogłyby ustawić się tam z kontrolą, aby sprawdzać wszystkie samochody wjeżdżające przykładowo do serwisu lub do magazynów. Co z tego, że obok legalnie mogą pędzić nawet rozklekotane diesle bez DPF, zostawiające za sobą czarno-niebieską chmurę dymu. Tu mamy SCT, tu musisz spełniać wymagania.
Straż Miejska twierdzi, że oficjalnie prowadzi na tę chwilę "działania edukacyjne"
A prawda jest taka, że formalnie nie da się egzekwować przepisów, bo są bezsensowne i sprzeczne. Nikt nie może prowadzić rejestru wjeżdżających samochodów, a te "cztery wjazdy" rocznie w zasadzie są nie do sprawdzenia. Do tego straż miejska i tak nie wyrabia się z najprostszymi zadaniami, takimi jak chociażby odholowanie samochodu, który zastawia pół ulicy i uniemożliwia dojazd do budynku/garażu.
Patrząc na to można odnieść wrażenie, że niezmiennie oglądamy "Misia", jedynie zaktualizowanego na miarę naszych czasów.