Wyprzedaż rocznika 2019 w salonach, czyli kto i co traci na wartości
Gdy w radiu George Michael zwierza się ze swoich problemów sercowych, wszyscy zastanawiają się, czy na Boże Narodzenie spadnie śnieg i już rozglądają się za choinkami, dealerzy samochodowi myślą tylko o jednym – wyprzedać cały bieżący rocznik. Dlaczego, po co i czy ma to sens z punktu widzenia kupującego?
Zgodnie ze starym powiedzeniem samochód traci na wartości już w momencie wyjechania z fabryki. Jest ono o tyle prawdziwe, że faktycznie zakup nowego samochodu w celach inwestycyjnych nie jest dobrym pomysłem. Po wyjechaniu z parkingu dealera auto traci „na dzień dobry” około 10 proc. wartości. Przez kolejne 3 lata ta strata może wynieść nawet 50 proc. Później wartość auta spada zdecydowanie wolniej. Mając to na względzie nie dziwi, dlaczego dealerom tak zależy na pozbyciu się aut wyprodukowanych w danym roku jeszcze przed jego końcem albo jak najszybciej po Nowym Roku. Wyprzedaż rocznika 2019 w salonach już nabrała szalonego tempa, a im bliżej 31 grudnia, tym więcej szalonych pomysłów dealerów.
Co prawda przez jedną sylwestrową noc auto w magiczny sposób nie staje się nagle stare. Nie ma to jednak znaczenia. Jedną z charakterystycznych cech naszego rynku jest liczenie wieku pojazdu nie od daty pierwszej rejestracji, a od daty produkcji. Dotyczy to na przykład wyceny samochodu do ubezpieczenia AC. Firmy ubezpieczeniowe nie przejmują się datą pierwszej rejestracji, uwzględniają za to rok produkcji. Klient przychodzi i widzi, że rok produkcji nie zgadza się z tym który pokazuje kalendarz. Samochód nie jest z bieżącego rocznika więc musi kosztować mniej niż samochód „nowszy”. Do tego często klient jest świadom, że jeszcze do tego będzie musiał zapłacić więcej za ubezpieczenie AC.
Wyprzedaż rocznika 2019 w salonach. Czy ma to sens?
Tyle z punktu widzenia sprzedawców. Jak to się ma z punktu widzenia kupującego? Pierwsza myśl to zwykle „wow, może znajdę jakąś perełkę w przystępnej cenie”. Jednak wyprzedaże roczników wiążą się z pewnymi ograniczeniami. Przede wszystkim nie mamy możliwości dowolnej konfiguracji wyposażenia samochodu (a im bliżej końca wyprzedaży tym mniejsze pole manewru). Do tego jeśli nabywca zamierza odsprzedać w przyszłości samochód, może dodatkowo stracić ze względu na roczne „przesunięcie” wynikające z zakupu auta z minionego rocznika.
Dealerzy przy wyprzedażach często kuszą bogatym wyposażeniem. I tutaj znów istotna jest odpowiedź na pytanie – czy chcemy samochodu dla siebie na lata, czy planujemy w niedalekiej przyszłości sprzedać go na rynku wtórnym. W przypadku tej drugiej opcji warto mieć na uwadze, że w wyposażenie samochodów używanych nie ma dużego wpływu na cenę. Dużo istotniejszy jest stan samochodu, jego historia serwisowa i – co jest też charakterystyczne dla naszego kraju – rzeczywisty przebieg. Wcześniej wspomnieliśmy o tym, że sensowną opcją są 3-4 letnieużywane samochody, ponieważ okres największego spadku wartości ma ono już za sobą. Jeśli dodatkowo są one w idealnym stanie, mają udokumentowaną historię serwisową i zweryfikowany przebieg – czyli mówiąc krótko pochodzą od zaufanego sprzedawcy – to ryzyko przepłacenia jest praktycznie żadne.
Co więcej wyprzedaże i rabaty na przełomie roku nie są domeną wyłącznie rynku pierwotnego. Spotawheel właśnie rozpoczęło grudniową promocję, w ramach której można skorzystać z rabatów do 3000 zł, leasingu o wartości 100 proc. ceny samochodu oraz kredytu 50/50, w ramach którego połowa płatności jest przesunięta na 2020 rok.
Podsumowując: najważniejsza jest odpowiedź na pytanie, co chcemy zrobić z nowym samochodem. Jeśli traktujemy go jak zakup na długie lata, to wyprzedaż rocznika u dealera może być dobrym pomysłem. Jeśli jednak będziemy chcieli pozbyć się auta po kilku latach, kupno używanego samochodu – oczywiście w idealnym stanie – będzie rozwiązaniem korzystniejszym.
Materiał powstał przy współpracy z firmą Spotawheel