To lekki masochizm, ale niczego nie żałuję. Abarthem 595 zrobiłem blisko 30 000 km w trasie
Abarth 595 to ostatnie auto, które nadaje się do regularnych długich podróży. Dlatego właśnie wybrałem go po to, aby regularnie pokonywać długie dystanse po Europie. Ten lekki i świadomy masochizm jest jednak bardzo satysfakcjonujący - zwłaszcza, gdy po prostu cenicie sobie radość z każdego pokonanego kilometra.
Nie wiem do końca jak plan zakupu rozsądnego auta zamienił się w wybór tego samochodu. Założenia były dość proste: ma to być wygodny i pojemny model, który w komfortowy sposób będzie nas wozić po Europie. Jakim cudem te kryteria nagle spełnił Abarth 595?
Tu bez wątpienia największy impuls przyszedł ze strony mojej żony, która stwierdziła, że fajnie byłoby mieć samochód z charakterem. Do tego doszło nasze uwielbienie do Włoch. Trzecim czynnikiem było ograniczenie zbędnych wydatków, czyli znalezienie auta, które pozostanie rozsądne cenowo.
Tak oto na nasz celownik trafił samochód, który był daleki od tego, czego potrzebowaliśmy. Mały, ciasny, głośny i wyposażony w malutki zbiornik paliwa. Mimo to zaparkował w naszym garażu, a w niecałe dwa lata pokonał z nami blisko 30 000 kilometrów, w 80% pokonanych w długich podróżach.
I wiecie co? Choć po tysiącu kilometrów za kierownicą jestem głuchy, a w głowie dudni mi przez 3 dni, to w ciemno drugi raz podjąłbym taką samą decyzję i kupił właśnie Abartha.
To świadomy masochizm. Abarth 595 daje bardzo dużo radości z jazdy
Tak, w tym samochodzie siedzi się mniej więcej jak na toalecie z otwartą gazetą w dłoniach. Pedały pracują pod dziwnym kątem, a przy prędkościach autostradowych obroty utrzymują się gdzieś w okolicy czwórki na liczniku.
Mimo to muszę przyznać, że nie mogę mu niczego zarzucić. Za każdym razem gdy odpalam silnik, moje uszy zaczyna pieścić jedna z najlepszych ścieżek dźwiękowych wśród 4-cylindrowych jednostek napędowych. Nawet seryjny wydech w wersji Turismo nie jest tutaj rozczarowujący - potrafi przyjemnie warknąć pod obciążeniem, a w trasie jeszcze nie wypala całkowicie bębenków.
Wbrew pozorom ten samochód jest też zaskakująco ekonomiczny. W Czechach i w Austrii i tak wszyscy trzymają się ograniczeń, a przy przepisowych 130 km/h zużycie paliwa spada do 6,8 litra na setkę. Wówczas okazuje się, że 35-litrowe wiaderko nazywane zbiornikiem paliwa pozwala na przejechanie 400-450 kilometrów bez większych problemów.
Po tym dystansie i tak potrzeba 20-30 minut na rozprostowanie kości i na chwilę wyciszenia, aby nie zdobyć karty stałego klienta do laryngologa.
Uwielbiam ten moment, w którym ludzie nie dowierzają, że przejechałeś taki dystans Abarthem
Jest to szczególnie zabawne na włoskich stacjach paliw, gdzie panuje dość specyficzny system tankowania. Do wyboru są dwie opcje - Self i Servito. Pierwsza jest tańsza, a płatność reguluje się w automacie lub u kogoś z obsługi stacji. W drugim przypadku do ceny za litr dolicza się 10-15 eurocentów za to, że ktoś podejdzie, weźmie pistolet i napełni Wam zbiornik.
Zawsze decyduję się na pierwszą opcję. Są też jednak stacje, które wymagają płatności w automatach. Te standardowo blokują 100 euro depozytu, od którego odliczają koszt tankowania. Oczywiście możecie mieć też pecha, gdyż mają paskudną tendencję do pożerania kart.
Niemniej jeśli trafi się ktoś z obsługi, to na widok Abartha na polskich blachach reaguje z reguły głośnym "mamma mia", szerokim uśmiechem na twarzy i wyrazem uznania. Kiedyś jeden z pracowników stacji był pod takim wrażeniem, że zaproponował dolanie płynu do spryskiwaczy i wyczyszczenie szyb.
Poza tym Abarth 595 budzi też wiele ciekawskich spojrzeń na autostradach. To chyba jedyne auto tego typu, w którym wymieniałem kciuki w górę z kierowcami supersamochodów. Podejrzewam, że komfort podróżowania jest u nas podobny.
Cały czas nie wiem jakim cudem zapakowaliśmy to auto na narty
Ale udało się bez większego problemu - i bez bagażnika dachowego, którego poszukiwaliśmy przez kilka tygodni. Niestety, jest to dość niszowy produkt, zwłaszcza w Polsce.
Zimowe warunki nie były wyzwaniem, nawet pomimo bardzo niskich temperatur i całkiem sporej ilości śniegu. A kręte drogi w Alpach zachęcały do regularnych wycieczek, nawet jeśli prędkości osiągane tutaj przy kiepskich warunkach pogodowych były dość niskie.
Abarth 595 ma też jedną zaletę - jest bardzo tani w utrzymaniu
To samochód, który w produkcji jest od 14 lat. Zna go wielu mechaników, a części są przystępne cenowo i dostępne. Nie ma tutaj żadnego rocket-science - jeśli awaria dopadnie Was gdzieś w podróży, to prawdopodobnie każdy serwis ogarnie ją w kilka chwil.
Aczkolwiek z tym problemów nie ma. Poza jednym problemem z wybitym sworzniem wahacza, 30 000 kilometrów pokonaliśmy razem bez żadnych problemów.
Obstawiam, że przed nami co najmniej drugie tyle. Może i będę dalej narzekać na głuchotę i lekki ból pleców po przejechaniu 1500 kilometrów w jeden dzień. Zawsze jednak wysiądę z tego samochodu z uśmiechem na twarzy i zawsze obrócę się za nim zostawiac go na parkingu.